Położyłam ścierkę koło drzwi do łazienki i ruszyłam w kierunku sypialni. Przesunęłam palcem po ekranie odblokowywując go.
- Część Julia ! - w telefonie rozbrzmiał wesoły głos Johna.
- Cześć.
- Czekałem aż zadzwonisz ale się nie doczekałem - cholera zapomniałam. - cierpliwość nie jest jakoś moją mocną stroną..
- Nie da się nie zauważyć.
- Oj tam, oj tam. Masz plany na wieczór ? Chcę Cię zabrać na drinka.
- Z przyjemnością.
- To wpadne po ciebie około 20. - rozłączył się a ja wróciłam do łazienki.
Po około godzinie uporałam się z całym bałaganem. Zarówno w łazience jak i w reszcie domu.
Krzątając się koło pralki miałam dużo czasu na przemyślenia. Przez te niecałe pół roku po przeprowadzce tak wiele sie wydarzyło. Rozwód rodziców a w zasadzie odejście mamy, wypadek Diany , Marco , John . Właśnie ! John ! Wrzuciłam ostatnią porcję ubrań do pralki i pobiegłam na górę. Praktycznie w biegu nałożyłam na siebie koszulkę i jeansy. Byłam właśnie zajęta doprowadzeniem włosów do porządku kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Praktycznie zleciałam ze schodów. I nie myliłam się. Po drugiej stronie drewnianej powłoki stał wysoki brunet z mała różą w ręce. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech kiedy wyłoniłam się zza drzwi. Po chwili byłam zamknięta w niedźwiedzim uścisku.
- Aż tak tęskniłeś ?
- Jeszcze pytasz ? No ba, że tak.
- Tak myślałam. - wyszczerzyłam się.
- Dla ciebie - wyciągnął ku mnie dłoń w której ściskał mała czerwoną różę. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i tym razem to ja go przytuliłam.
- Gotowa ?
- Jasne. Daj mi tylko 2 minutki.
Wpuściła chłopaka do salonu a sama zamknęłam się w łazience. Związałam włosy w wysoki kucyk, wymyłam zęby i po chwili byliśmy już w drodze.
- Gdzie idziemy ?
- Nie wiem. Chciałem cię wyrwać z domu na chwilę chociaż.
- okej. - uśmiechnęłam się.
Po chwili siedzieliśmy już w w kawiarni czekając na zamówienie.
- Tak więc jak była na wakacjach ?
- Naprawdę świetnie. Na pewno nie nudziło nam się.
- Hmmm to dobrze.
- A ty co robiłeś przez ten czas ?
- Ja..um..... Tęskniłem.
- Za wieloma osobami tak bardzo tęsknisz ?
- Nie. - jego zdecydowana i krótką odpowiedź dała mi do myślenia. Czy on .. ? Czy on chciałby czegoś więcej ? Moja podświadomość właśnie kopie się w czoło.
- Jul.. - nie zdążył dokończyć bo drzwi kawiarni się otworzyły a po chwili stał w nich Marco . Odetchnęłam z ulga kiedy chwilę później siedział koło mnie. Zaczynało się robić trochę niezręcznie.
- Marco , John. John , mój chłopak Marco. - nie wiem dlaczego ale zrobiłam duży nacisk na słowo chłopak. Mina bruneta była nie do opisania kiedy zdał sobie sprawę z tego co powiedziałam. Dopiero po chwili dotarł do niego ich sens.
- Co tu robisz ? - popatrzył na blondyna siedzącego obok mnie.
- Wpadłem po jakieś ciastka. Wybieram się właśnie bratanicy.
- Bratanicy ?
- To ty masz brata ? - czy ten człowiek kiedyś przestanie mnie zadziwiać ?
Twarz Marco momentalnie stała napięta. Zacisnął mocno szczękę ukazując swoje zdenerwowanie.
- Pogadamy jeszcze o tym a teraz już muszę lecieć. Pa skarbie. - Uśmiechnął się i choć wiedziałam że nie jest on szczery wolała się nie odzywać. Coś musi być na rzeczy skoro jego humor momentalnie się zmienił na wspomnienie brata. Zanotowałam sobie w głowie aby z nim o tym jeszcze kiedyś porozmawiać.
Reus uścisnął dłoń Johna na pożegnanie a z jego twarzy nadal nie chodziło zdenerwowanie i to zimne spojrzenie którymy wcześniej mierzył Johna.
Pocałował mnie delikatnie w policzek i ruszył w kierunku kasy. Po chwili już go nie było.
- A więc masz chłopaka ? - dopiero teraz zdała sobie sprawę że przez ten cały czas brunet nie odezwał się ani słowem. Spuściłam wzrok na palce które nagle stały się bardzo interesujące.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś ? - spojrzała na niego. W jego źrenicach malowało się coś czego nie potrafiła odczytać. Mimo że się uśmiechał mówiąc jak to bardzo się cieszy że wreszcie sobie kogoś znalazłam.
Do końca naszego spotkania starałam się rozładować to niezręcznie napięcie które między nami panowało. Jednak bezskutecznie. Może on potrzebuje czasu..
Około 20 pożegnała się z Johnem i ruszyła do domu. Przyjemne popołudnie zamieniło się w niezręczną ciszę. Wracając do domu ciągle się nad tym zastanawiałam. Dlaczego jego humor uległ takiej zmianie. A co do humoru... Marco. Co to do cholery miało być ? W jednym momencie świetnie się dowiadujemy i w ogóle wydaje się szczęśliwy a za chwilę taka akcja... Faceci. A ponoć to kobiet się nie da zrozumieć.
W domu wzięłam szybki prysznic. Zimna woda wstrząsnęła mnie ze wymagającego mnie snu. Owinięta w ręcznik wyszłam do sypialni. Kiedy otworzyłam drzwi pokoju przebiegł mnie zimny dreszcz. Otwarte na oscierz okno wpuszczano do pomieszczenia chłodny podmuch wiatru. Zaraz, otwarte okno ? Jestem pewna że zostawiam zamknięte.
Podeszłam do okna i jak najszybciej je zamknęłam. Coś jest nie tak. Na sto procent zostawiłam je zamknięte. A może tylko mi się wydawało? Może faktycznie zostawiłam otwarte. Zresztą - nie ważne.
Poprawiłam zerwaną przez wiatr firankę i zeszłam na dół do kuchni. Taty jeszcze nie ma. Logan też jeszcze nie wrócił. A co jeśli ktoś jeszcze tutaj jest. Jeśli wszedł do domu przez to cholerne okno ? Pokiwałam głową starając się odsunąć od siebie jak najdalej tę myśl. Wyciągnęłam z szafki kubek i zaparzyłam herbatę.
Wzięłam jeszcze paczkę krakersów i wróciłam do pokoju. Właśnie przechodziłam przez próg drzwi od sypialni kiedy usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Obróciłam się i w momencie zamarłam.
- Powinnaś domykać okna. Jeszcze jakiś nieproszony gość wejdzie do twojego domu. - zachrypnięty głos Thomasa całkowicie sparaliżował moje ciało.
- Jak widać jednego już tutaj mamy. - wysyczałam przez zęby starając się nie pokazać swojego strachu.
- Jak zwykle pyskata. Pasowało by zamknąć tą twoją śliczną buzię. Kto wie ? Może ja się tym zajmę?
- Czego chcesz ? - spiorunowałam go wzrokiem. W wypowiedzenie tych słów włożyłam możliwie jak najwięcej pogardy, złości i opanowania. Udawanego opanowania. Z zewnątrz starałam się być twarda, niewzruszona. W środku jednak wszystko się we mnie łamało ze strachu. Dlaczego ja tak cholernie boję się tego chłopaka. Sam jego głos przyprawia mnie o dreszcze ale dlaczego do cholery ? Przecież tak naprawdę on nie dał mi do tego powodów. Nie licząc tej akcji w parku i paru niekontrolowanych wybuchów złości kiedy jeszcze byliśmy razem, jest całkiem przystojnym i uroczym chłopakiem. Mimo wolnie przenoszę się myślami w czasie dwa lata wstecz. Piknik nad jedną z wielu rzek. Leżę w jego ramionach na czerwonym kocu w czarną kratkę. Wpatrujemy się w niebo. Zawzięcie dyskutujemy o poprzedniej imprezie na którą mnie zabrał. Byłam w tedy taka szczęśliwa. Te wszystkie słówka które szeptał mi do ucha kiedy byliśmy sami… Przez moją głowę przemyka kolejne wspomnienie. Tym razem na korytarzu szkolnym. Kieruję się do klasy ale zauważam go siedzącego z kolegami na ławce przed budynkiem. Wychodzę żeby się przywitać. Staję przed nim ale on udaje że mnie nie widzi. Rozgląda się na wszystkie strony omijając mój wzrok. Kiedy w końcu się odzywam, dostaję szybką ale jasną odpowiedź. „ Znamy się ? ‘’
- Mi też miło Cię widzieć. Spodziewałem się milszego przywitania z twojej strony.
- Och ? Może powinnam zaparzyć ci herbatkę i poczęstować krakersami ? – patrzy na mnie zdezorientowany. – A poza tym , skąd do cholery masz mój adres ?
- Uwierz mi Julia że nie trudno było dowiedzieć się z jakiego miasta przyjechał obóz na którym byłaś. Później popytałem tu i ówdzie .. I o to jestem. Ale z tego co widzę to niespecjalnie cieszysz się na mój widok. - Za każdym razem kiedy to słyszałam mój żołądek podskakiwał do gardła a brzuch rozrywało stado kolorowych motyli.
- Masz rację. Powinnam skakać z radości że cię widzę.
- Te półtora roku tak było.
- Właśnie .. Było. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Po co tu przyjechałeś ? - nie odpowiada więc ciągnę dalej. – Mam ci przeliterować żebyś zrozumiał ?
Jednak on nadal nic nie odpowiedział. Podszedł do mnie szybkim krokiem . Wziął z mojej ręki kubek i położył na komodzie zaraz obok drzwi w których nadal staliśmy. Złapał mnie ręką w pasie, drugą wplątał w moje włosy przyciskając łapczywie swoje usta do moich. Chciałam się wyplątać z jego uścisku ale on mi na to nie pozwalał. Napierał na mnie swoim ciężarem uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Co jest Julcia ? – oderwał się ode mnie kiedy nadal nie odpowiadałam na jego pocałunek.
- Nie chce ! – warknęłam i nadal próbowałam się wyślizgnąć z jego uścisku. Uścisku który przyjmowałam z obrzydzeniem. Nienawidziłam go. Za to co mi zrobił, że mnie znalazł, że tu jest. A przede wszystkim za to co robi.
- Popatrz na mnie. Może być tak jak dawniej. Znowu możemy być razem.
- Nie rozumiesz ? Nie chcę ! I puść mnie ! Nie chcę na ciebie patrzeć. – wreszcie wyrwałam się z jego potężnych ramion. Potężnych jak u Marco. Właśnie … Marco. Ile ja bym dała za to żeby on teraz tu był.
- Zastanów się dobrze. Drugiej szansy nie będzie – warknął.
- Jeszcze nie jasno się wyraziłam ?
- Cholera Julia nie utrudniaj mi tego.
- Po prostu odejdź…
- Dobrze. Odejde. Ale najpierw się zabawimy. - Co ? O czym on do cholery mówi?! – W końcu muszę mieć z tobą jakieś wspomnienia. – uśmiechnął się w ten swój przebiegły sposób. Co on knuje ? Nie musiałam długo czekać na wyjaśnienie. Przysunął się do mnie i znów napierał na mnie swoimi ustami. Tym razem jednak na tym się nie skończyło. Wsunął mi dłoń pod podkoszulek odnajdując moje piersi. Drugą ściskał moje nadgarstki przypierając mnie do ściany. Za każdym razem gdy próbowałam się wyrwać , zaciskał dłoń gniotąc moje palce.
- Co z tobą ? Daj się ponieść ! – westchnął nabierając powietrza do płuc. Udało mi się wyrwać jedną rękę i po chwili podobizna pięciu palców widniała na jego lewym policzku. Odsunął się ode mnie przykładając dłoń do warzy.
- Ty mała suko ! A mogło być tak przyjemnie ! – ponownie mnie złapał jednak ja nadal nie dawałam za wygraną. Moja noga spotkała się z jego kroczem co całkiem sparaliżowało chłopaka. Wybiegłam z pokoju i skierowałam się ku schodom. Po chwili byłam już na parterze. Biegłam chodnikiem w kierunku centrum miasta. W oczach zbierały mi się łzy. Nie minęły nawet 2 sekundy a moja twarz została pokryta warstwą słonej cieczy, spływającej z moich policzków. Kiedy brakło mi już całkiem tchu zwolniłam. Co chwilę oglądałam się czy czasem Thomas nie biegnie za mną. Odetchnęłam z ulgą kiedy byłam już pod drzwiami mieszkania Marco. Waliłam pięściami o drewnianą powłokę przez dłuższą chwilę jednak nikt nie otwierał. Łzy nadal płynęły ciurkiem z moich oczu. Oparłam się o drzwi zjechałam po nich na podłodze pozwalając słonej cieczy zbierającej się pod moimi powiekami wypłynąć na światło dzienne.
Siedziałam tak może ze czterdzieści minut. Nadal byłam cała roztrzęsiona jednak już nie płakałam.
- Rany boskie Julcia ! Co się stało ? – podniosłam głowę znad kolan i spojrzałam tępo przed siebie. W furtce stał Marco obładowany papierowymi torbami z zakupami które chwilę potem znalazły się na podłodze obok mnie, rzucone niedbale. Blondyn ukląkł przede mną i odgarnął włosy z mojego policzka. Po chwili wstał i wziąwszy mnie na ręce zaniósł mnie do swojej sypialni. Położył mnie na łóżku i wyszedł. Moment później wrócił ze szklanką wody.
- Co się stało skarbie ? – usiadł na skraju łóżka i podał mi naczynie. Podniosłam się do siadu i oparłam głowę o jego ramię.
- On u mnie był.
- Kto był ? – mimo że na niego nie patrzyłam, wiedziałam że jest cały spięty. Oparł palce na mojej brodzie podnosząc ją do góry tak że musiałam na niego spojrzeć. - Powiedz mi..
- Thomas – westchnęłam a po chwili znowu pogrążyłam się w cichym szlochu.
- Ten koleś z parku ? – popatrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami. Ale nie patrzył na mnie tak jak zawsze. Teraz jego wnętrze wypełnione było złością. Złością jakiej jeszcze w nim nie widziałam
– Julia ! Czy to ten koleś z parku ? To on wtedy przyciskał cię do tego drzewa?. - pokiwałam słabo głową.
- Czy on ci coś zrobił ? – przemawiała przez niego coraz to większa złość. Pokiwałam przecząco głową.
- W takim razie dlaczego płaczesz ? – cholera co ja mu powiem ? On go zabije jak się dowie że znowu się do mnie dobierał.
- Ja … Ja się go po prostu boję – wyszeptałam i kolejna porcja łez spłynęła po policzkach.
Odłożył szklankę na szafkę nocną i położył się obok mnie. Przyciągając moje ciało bliżej swojego, wtulił nos w moje włosy i gładząc mnie ręką w tali oddychał coraz głębiej. Stopniowo się uspokajał. Podobnie zresztą jak ja. Mogłabym tak leżeć godzinami. Wtulona w jego tors i owinięta jego silnymi ramionami.
4 komentarze - Następny rozdział
Świetny tak jak reszta ;)
OdpowiedzUsuńnow ---> next <3
OdpowiedzUsuńSuper !
OdpowiedzUsuń4 ! oł jea
OdpowiedzUsuń