- Nie wierzę - zaśmiał sie John, odstawiając kubek na blat wyspy kuchennej. - Logan ojcem ?
- No nie ?
- Cholera. Musi być przerażony..
- Nie jest z nim tak źle. - uśmiechnęłam się uspokajająco - Rozmawiałam z nim wczoraj wieczorem... Chyba powoli zaczyna się godzić z myślą, że jego szalone, studenckie życie dobiega końca.
Od ostatniej wizyty chłopaka, nasze relacje znacznie się polepszyły. Logan dzwonił do mnie praktycznie co dwa dni. To, z jakim zapałem opowiadał mi, że wybrał się z Monica na USG i miał okazję zobaczyć swoje "aniołki" na ekranie monitora, z jego ust brzmiało wręcz śmiesznie. Oczywiście nie chodzi mi o to, iż mam jakiekolwiek wątpliwości czy poradzi sobie z dwójką dzieci - bo jestem tego pewna niemalże tak bardzo, jak tego jak mam na imię. Mówił o tym wszystkim z takim zapałem, że nie potrafiłam się uśmiechnąć. Był szczęśliwy, a ja cieszyłam się jego szczęściem.
- O której wraca Marco ? - głos John'a wyrwał mnie z zamyśleń.
Oderwałam się od krojenia warzyw, z których miałam zamiar zrobić sałatkę na kolacje, by móc spojrzeć na zegarek wiszący na jednej ze ścian kuchni.
- Powinien niedługo być - wzruszyłam ramionami. Obiecał przecież, że postara się wyjść wcześniej prawda? Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, na wspomnienie tego, jak szczęśliwym i beztroskim chłopakiem był, zanim zajął się swoją obecną pracą. Szeroki, szczery uśmiech, którym obdarzał mnie kiedyś każdego dnia, teraz był rzadkością. To, jak miał w zwyczaju droczyć się ze mną godzinami, przyprawiało mnie o skurcz żołądka kiedy zdawałam sobie sprawę, że teraz w zasadzie rozmawiamy coraz to mniej. Mieszkaliśmy ze sobą. Byliśmy tak blisko, a tak naprawdę tak cholernie daleko.
Spojrzałam na zegarek, zaciskając usta w cienką linię. Dochodziła już prawie 21:00, a po Marco nadal nie było śladu. Zimna już kolacja, w dalszym ciągu czekała na chłopaka, na stole kuchennym. Byłam zła. Obiecał... Trzy razy zapewniał w sms, że uda mu się dostać do domu przed 20:00. Po raz kolejny w ciągu zaledwie kilku dni, ponownie przełknęłam gorycz, by nie wybuchnąć. Nie zamierzałam psuć sobie dnia.
- Może coś mu wyskoczyło. - uśmiechnął się lekko John, chcąc mnie rozluźnić.
Wzruszyłam ramionami, podnosząc się z kanapy. Obiecałam bratu, że zabiorę go na przechadzkę po Krakowie i miałam zamiar spełnić tę obietnicę.
- Ubieraj się - rzuciłam w kierunku nadal siedzącego w fotelu John'a, kiedy ja wiązałam już swoje trzewiki.
- Ale jak to ? - spytał lekko zdezorientowany.
- Nie zmarnujemy przez naszego księciunia wieczoru. - fuknęłam, wciskając na dłonie ocieplane rękawiczki.
Chłopak wyraźnie zaskoczony, w końcu ruszył w moim kierunku.
Wychodząc z kamienicy, skierowaliśmy się w kierunku rynku głównego. Miejsca, gdzie o tej godzinie, miasto w zasadzie dopiero budziło się do życia.
Wolnym krokiem stąpaliśmy po chodniku, co chwilę śmiejąc się w głos z sucharów którymi zaszczycał mnie John. Już pomijam nawet fakt, że połowa z nich nie była nawet trochę śmieszna, druga za to kompletnie pozbawiona jakiegokolwiek sensu, ale w jego ustach każdy brzmiał niczym z ust zawodowego komika, który już samym wyrazem twarzy potrafił doprowadzić widownię do łez.
- Wszystko w porządku ? - spytał nagle, jeszcze bardziej zwalniając kroku.
- Tak.. Jest okej - zebrałam wszystkie swoje wewnętrzne siły, by przybrać na twarz jak najszczerszy uśmiech. Oczywiście misja zakończyła się niepowodzeniem, jednak ku mojemu szczęściu chłopak kupił tę bajeczkę. Albo po prostu chciał, żebym tak myślała.
Na płytę rynku doszliśmy średnio po godzinie. Do tej pory nie mam pojęcia jakim cudem nam się to udało ! Trasa, którą przemierzyliśmy tego wieczoru, zwykle zajmuje mi nieco poniżej piętnastu minut.
- Ojciec nadal przesiaduje u was całymi dniami ? - spytałam, siadając przy jednym z małych, wiklinowych stoliczków w niewielkiej kawiarni do której zabrałam chłopaka.
- Z tego co mi wiadomo, to praktycznie już tam mieszka - zachichotał.
Uniosłam zdezorientowana brew.
- Z tego co mi wiadomo ?
- Och.. - wzruszył ramionami - Przeprowadziłem się do Gdańska. Mam teraz bliżej uczelnię.
- I dopiero teraz się o tym dowiaduję ?! - wybałuszyłam oczy, uderzając go dłonią w pierś.
- Nie pytałaś - ponownie wzruszył ramionami. Jednak tym razem, na jego twarz wstąpił także lekki uśmiech.
Gwałtownie podniosłam się z miejsca i pociągnąwszy chłopaka w kierunku wyjścia, zdobywając przy tym zdziwione spojrzenie kelnerki, która właśnie podążała w stronę stolika, przy którym jeszcze chwilę temu siedzieliśmy.
- Musimy to opić ! - krzyknęłam wesoło na jego nieme pytanie.
~*~
W klubie było naprawdę gorąco. Jak na piątkowy wieczór przystało, w lokalu tłoczyła się już spora liczba ludzi. Nam jednak to nie przeszkadzało. Już kilka minut po wejściu, zaczęliśmy się przepychać w kierunku baru. Miałam niesamowitą ochotę zatopić swoje smutki w jednym z mocniejszych drinków. Aż wstyd się przyznać, że "chęć świętowania przeprowadzki" była tylko idealnym pretekstem.
Nie pamiętałam kiedy ostatnio tak bardzo pragnęłam oderwać się od rzeczywistości. Choć na moment zapomnieć o problemach czekających w domu. A w zasadzie o jednym konkretnym problemie. Z blond włosami na głowie, jeszcze ciemniejszymi oczami i słodkimi, malinowymi ustami.
- Jeszcze jednego proszę - kiwnęłam do barmana, przechylając kieliszek i pozwalając cudownej goryczy spłynąć do mojego gardła.
Mężczyzna przejechał po mnie wzrokiem, po czym bąknąwszy coś pod nosem na temat tego, że dziewczyna w moim wieku nie powinna tyle pić, uzupełnił braki w moim kieliszku.
Zdenerwowana rozejrzałam się po sali, szukając wzrokiem John'a.Praktycznie na samym środku parkietu, kołysał się w takt muzyki, ciasno oplatając blond włosa piękność.
Pomachałam mu porozumiewawczo, dając znak że muszę zadzwonić i zaraz wrócę. Kiedy tylko otrzymałam od niego potakujący uśmiech, ewakuowałam się z ciasnego pomieszczenie.
- Halo ? - zdenerwowany głos Marco , wypłynął z mojej słuchawki już po pierwszym sygnale.
- To ja.
- Julia ! Gdzie ty kurwa jesteś ?! - przewróciłam oczami. Nie musi się tak od razu złościć no... - I dlaczego do cholery nie odbierasz moich telefonów ?!
- Przepraszam tatusiu - zagruchałam do telefonu. - Nie słyszałam dzwonka.
- Dzwoniłem siedemnaście razy ! Ile razy można nie słyszeć ?
Jezu... Weź się uspokój..
- Jestem w klubie. SAMA z Johnem bo ktoś nie raczył się stawić na czas, tak jak to obiecywał. - bąknęłam.
- Piłaś? - spytał nerwowo, ignorując moją poprzednią wypowiedź.
- Może...
- Gdzie jesteś ? Przyjadę po ciebie. - westchnął.
- Na rynku. - mruknęłam, zdając sobie sprawę, że zabawa w klubie, zarówno moja jak i John'a, właśnie dobiegła końca.
- Zaraz będę - rzucił, po czum rozłączył się.
Westchnęłam ciężko, kierując się z powrotem w kierunku wejścia do klubu w celu wyciągnięcia stamtąd John'a.
Po raz kolejny tego dnia, przepychałam sie przez tłum tańczących ciał, kiedy w moje oczy rzucił się ktoś, kogo miałam nadzieję już nigdy nie zobaczyć. Dobrze zbudowana sylwetka, brązowe włosy i te same niebieskie oczy, które prześladowały mnie w nocnych koszmarach. Nie wiedziałam jakim cudem, ale znalazł mnie. Znowu mu się to udało...
Oh, Marco, Marco...nawalasz chłopie i tracisz w oczach!...no chociaż z tym "bohaterskim przybyciem" po pijaną księżniczkę troszku zapunktował!:) Czekam niecierpliwie na nexta!:)))
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak szybko, przepraszam za spóźnienie-u mnie już(DOPIERO!) 17! Wszystko dzisiaj u mnie nawaliło...Pędzę jeszcze informować "informowanych"..."kocham" mój internet!..
Weny, kochana! Buziaki!:**