czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 39.

- Cześć - złożyłam na ustach Marco szybki pocałunek kiedy tylko otworzył mi drzwi.
- Cześć - uśmiechnął się - Wchodź.
Otworzywszy szerzej drewnianą powłokę wskazał na wnętrze mieszkania. Zsunęłam z ramion bluzę i powiesiłam na wieszaku obok.
Kiedy weszłam do salonu, chłopak siedział na kanapie, skanując trzymane w rękach ulotki. Pochylony lekko, z łokciami opartymi o kolana wyglądał już na nieco znudzonego.
- Co to ? - usiadłam na miękkiej kanapie zerkając mu przez ramię.
- Ulotki o studia.. Muszę wybrać jedną z dwóch opcji i teraz zastanawiam się którą.
- Mogę ? - spytałam wyciągając dłoń po kartki. Podał mi je i opierając się wygodnie o oparcie kanapę westchnął głęboko. - Stosunki międzynarodowe albo studia informatyczne ?
- Taaa... Nie wiem od czego zacząć...  -jęknął przeczesując palcami włosy. Opuściłam się na siedzeniu i oparłam głowę o jego ramię, nadal przyglądając się ulotkom.
- A do kiedy musisz dać odpowiedź ?
- Do dzisiaj. Po południu muszę złożyć papiery. - kolejne westchnięcie opuściło jego usta.
-  Myślę że powinieneś zacząć od stosunków międzynarodowych. To całkiem niezła szkoła...
- Niby tak... Ale mam taki mętlik w głowie....
- Uważam że stosunki.. są dla Ciebie bardziej ambitne niż informatyka. A po za tym do Gdańska jest jakieś 15 km więc..
- Tak, chyba masz rację. - pocałował mnie w czubek głowy po czym dodał - Jutro szkoła ! Cieszysz się ?
- Baaardzo. Jak sobie pomyślę ile nauki mam w tym roku to mnie coś trafia - jęknęłam.
- No tak.. Klasa maturalna - uśmiechnął się - Wiem co to znaczy.
Resztę dnia spędziliśmy wylegując się na kanapie. Oglądając kolejne odcinki, drugiego sezonu Hous'a nawet nie zauważyliśmy kiedy minęło nam całe popołudnie.

                             ~*~ 

- Gotowa wreszcie ?! - jęknął Logan wciskając głowę do łazienki. - Jeśli zaraz nie wyjdziemy to zarówno ja, jak i ty się spóźnimy. 
- Już ide, idę.... - ostatni raz przeciągnęłam szczotką po długości moich włosów i wygładzając sukienkę ruszyłam za bratem w kierunku schodów. 
- Co ja bez ciebie zrobię? - westchnęłam kiedy siedzieliśmy już w samochodzie. 
- Co masz na myśli? 
- No wiesz.. Idziesz na studia, akademik i te sprawy... Kto teraz będzie moim prywatnym szoferem ? 
- Zawsze masz Marco - puścił mi oczko.
Do szkoły dojechaliśmy w przeciągu kilku minut. Perspektywa rozstania z bratem, lekko mnie przybiła. Bo przecież mimo że czasem się kłócimy, dogadujemy sobie nawzajem i staramy uprzykrzyć so
bie nawzajem życie, to nie zmienia faktu że jest moim bratem. Za którym , chcąc ,nie chcąc będę tęsknić. Teraz będę praktycznie sama. Ojciec jak to ojciec - ciągle poza domem. Logan w akademiku, Marco też przecież nie będzie siedział ze mną 24 na dobę, a Diana... Ughh.. Nawet nie wiem co mam o niej myśleć.
- Więc kiedy przyjedziesz ? - spojrzałam na brata.
- Nie wiem jeszcze kiedy dokładnie. Ale myślę że choć raz w miesiącu mnie zobaczysz.
 - Um.. Okej - uśmiechnęłam się słabo. - Obiecujesz ?
- Obiecuję. - pocałował mnie lekko w czoło. Pociągnęłam lekko za klamkę, chcąc wydostać się z samochodu kiedy nagle dodał.- A i Julia ?
- Mhmm ? 
- Nie daj zbytnio popalić tacie..
- Zobaczymy co da się zrobić - uśmiechnęłam się szeroko i wyszłam z samochodu zatrzaskując za sobą drzwi. 
- Trzymaj się siostra ! - Logan pomachał mi po czym wyjechał z parkingu szkolnego.
- Trzymaj się brat - mruknęłam bardziej do siebie niż do niego i ruszyłam betonowymi schodami w kierunku głównego wejścia do szkoły. 

                             ~*~

- W tym roku będę wymagać od was znacznie więcej ..... - bla bla bla. Właśnie to docierało do mnie zamiast słów nauczycielki,a w zasadzie naszej wychowawczyni, która już w pierwszy dzień postanowiła wygłosić nam jedno z tych swoich, niekończących sie kazań na temat tego jak ważna jest szkoła oraz to żeby zdać maturę.
Pierwszy dzień, pierwsza lekcja a ja już mam ochotę stąd uciec. W dodatku kiedy zapoznałam się z moim planem lekcji, cały początkowy entuzjazm zgasł jak świeczka na wietrze.
Siedzę sama. Diana unika mnie jak ognia, więc raczej nie mam co liczyć że zajmie miejsce obok mnie, jak to bywało przez te wszystkie lata. Choć może są i tego plusy ? Wreszcie zajmiesz się nauką idiotko ! Moja podświadomość ostatnimi czasy "lekko" wariuje. 
- Na dziś jesteście już wolni. Mam nadzieję że weźmiecie sobie na poważnie ten rok szkolny. Do widzenia. - uśmiechnęła się do nas dość sztucznie po czym zamykając swój notes, z którym swoją drogą nigdy sie nie rozstaje, wyszła z klasy a my zaraz za nią. 
Przed wejściem do budynku, zebrała się spora gromadka, witających ze sobą po przerwie wakacyjnej ludzi. Wszyscy tulili się, śmiali, przybijali piątki. Atmosfera jaka zawsze panowała w naszej klasie byłą nie do opisania. Czułam sie tutaj jak w drugim domu. I mimo że wszyscy razem tworzyli bandę idiotów, kretynów (można by wymieniać w nieskończoność) kochałam ich. Oczywiście na tyle na ile można kochać przyjaciół z klasy. 
Byłam właśnie zajęta rozmową z Leo i Joe  kiedy poczułam za sobą czyjąś obecność. Odwróciłam się , uprzednio ich przepraszając, a moim oczom ukazała się sylwetka Marco opartego o swojego Range Rovera z rękami założonymi na piersi. Uraczył mnie tym swoim słodkim uśmiechem i ruszył w moim kierunku. 
- Cześć piękna - wyszeptał przygryzając płatek mojego ucha. 
- Om.. Cześć - uśmiechnęłam się szeroko, przytulając lekko do chłopaka. 
- Idziemy ? 
- Jasne. - pożegnałam się ze wszystkimi i razem z blondynem ruszyliśmy w kierunku samochodu. 
Jakieś 10 minut później byliśmy już w mojej sypialni. Grzebałam w szafie, szukając jakichś wygodnych dresów. 
- Wiesz tak sobie ostatnio myślałam... - głęboki wdech - Co byś powiedział na to żebym sobie zrobiła tatuaż ? - Powiedziałam szybko, nadal nie odwracając się od wnętrza szafy.
- C-co ? - zaśmiał się chłopak. 
- No chciałabym mieć tatuaż... 
- Ale po co ? - chłopak nie wydawał sie być zachwycony moim pomysłem.
- Ja ... Nie wiem... Zawsze o takim marzyłam... i pomyślałam sobie...- wyjąkałam
- Jeśli chcesz ... - westchnął uśmiechając się do mnie. 
- Czyli nie masz nic przeciwko ? 
- Nie. Raczej nie. A po za tym, nawet gdybym miał byś go zrobiła prawda ? - wzruszyłam w ramionami w odpowiedzi siadając obok niego na łóżku. 
- Mam małą prośbę... - złapałam go za rękę -  Pójdziesz tam ze mną ?
- Tam ?
- Do studia tatuażu...
- Jasne kochanie - szepnął, całując czubek mojej głowy. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kochani,  nie chciałam tego robić ale zmuszacie mnie do tego.
10 komentarzy = nowy rozdział !!!
Do zobaczenia kochani :*

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 38.

- Dzień dobry skarbie - szepnął Marco zostawiając na mojej szyi delikatne pocałunki. Mmmm.. Tak to ja się mogę budzić codziennie - pomyślałam.
- Cześć - Otworzyłam powoli jedno oko, potem drugie, a kiedy poraziło mnie światło słoneczne, ponownie je zamknęłam. Chłopak zachichotał cicho odgarniając włosy z mojej twarzy.
- Pora wstawać - wyszeptał zbliżając się ustami do moich.
- Która godzina ? - podniosłam się powoli na łóżku przecierając oczy dłońmi. Sądząc po tym jak jasno było w pokoju, musiało być spokojnie koło ósmej, może dziewiątej.
- Prawie dziesiąta. Wyspałaś się ?
- Mhmm - zamruczałam ponownie opadając na poduszki.
- Ubieraj się.- nachylił się by pocałować mnie w policzek- Skoczymy na śniadanie.
- Przecież możemy zjeść u mnie.
- Niedaleko jest knajpka z najlepszymi naleśnikami w mieście.
- Om... Okej - złożyłam na jego ustach szybki pocałunek i już miałam wstać z łóżka kiedy chłopak łapiąc mnie za biodra, pociągnął w swoją stronę więc byłam zmuszona ponownie opaść na łóżko. Przytrzymując mnie za nadgarstki, przycisnął moje ciało do swojego wpijając się przy tym w moje usta. Przewróciłam teatralnie oczami, upewniając się przy tym że na pewno to dostrzegł po czym oddałam pocałunek który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny.
- Idź się ubrać - uśmiechnął się Marco odsuwając ode mnie dosłownie na milimetry.
- Oj nie możemy poleżeć jeszcze tych kilku minutek ? - zamrugałam powiekami uśmiechając się do niego słodko.
- Nie. Zasuwaj - klepnął mnie żartobliwie w tyłek. Przewróciłam oczami i z lekkim ociąganiem, podniosłam się z łóżka.
Wyciągnąwszy krótkie czarne szorty i kolorową bokserkę, zamknęłam się w łazience. Zimny prysznic postawił mnie na nogi.
 - Idziemy ? - spytał Marco w chwili gdy wyłoniłam się zza łazienkowych drzwi.
- Mhmm. - pokiwałam głową - Wezmę tylko torbę i możemy wychodzić.

~*~

- Ale gorąco - jęknęłam wachlując się wolną ręką. Słońce grzało niemiłosiernie co nie było zbyt komfortowe. Nawet w cieniu temperatura osiągała powyżej trzydziestu stopni. Lada moment będziemy mogli usmażyć jajecznicę na chodniku...
- Już nie daleko - uśmiechnął się Marco ściskając lekko moją dłoń. Ach... Uwielbiam to. Mimo że jest to dość błahy gest, sprawia mi tyle radości i satysfakcji....No ale założę się że nie jestem jedyna.. Pewnie większość dziewczyn, praktycznie skacze z radości gdy ta ich " druga połówka " nie ukrywa się z uczuciami przed światem. Nie zwraca uwagi na to co pomyślą inni ludzie. Czy im się to spodoba czy nie, jest z tobą. A trzymanie za rękę, to tak jakby udowodnienie sobie nawzajem że nie wstydzisz się drugiej osoby.
- Julia ! Halo ziemia ! - zaśmiał sie blondyn.
- Om... Przepraszam - posłałam mu skruszone spojrzenie i minęłam go w drzwiach które dla mnie przytrzymał. Zachichotał cicho i pociągnął delikatnie w kierunku jednego z niewielu wolnych stolików. W pomieszczeniu panował przyjemny chłód. Dzięki Ci Boże za klimatyzację ! Z miejsc jakie zajęliśmy, mieliśmy idealny widok na duże okno z widokiem na centrum parku. Przy ogromnej fontannie roiło się od dzieciaków pluskających się w wodzie. Gdyby nie to że mam już 17 lat, i wyglądałabym jak skończona idiotka, sama najchętniej bym tam wskoczyła. 
- Karta dań dla państwa - tuż obok nas ni stąd ni zowąd pojawiła się kelnerka.Dziewczyna o długich lekko rudawych włosach i jeszcze dłuższych nogach, ubrana w spódniczkę tak krótką że mogła by być paskiem, uśmiechała się zalotnie do bruneta siedzącego naprzeciw mnie. Halo ! Ja też tu jestem ! Zwinęłam dłonie w pięści i z trudem powstrzymywałam się przed zapoznaniem ich z twarzą dziewczyny.
- Zaraz wrócę przyjąć zamówienie. - nienaturalnie wyprostowała się, wypinając przy tym klatkę piersiową w kierunku MOJEGO (!!!) chłopaka i kręcąc tyłkiem jakby miała zbyt ciasne majtki, odeszła. 
Przewróciłam oczami na ten widok i zatopiłam nos w menu.
No co ona sobie do cholery myślała ?Czy ja jestem niewidzialna ?! I kręci tym dupskiem na wszystkie strony !
- Ktoś tu jest zazdrosnyyyy -zaświergotał Marco uśmiechając się z nad swojego menu.
- Co ? Że niby ja ? Wydaje ci się. - zachichotałam nerwowo chcąc pokazać jak niedorzeczne jest co mówi. Oszukujesz sama siebie.... - ostatnim czasem moja podświadomość ma ze mnie całkiem niezły polew. Jak jakaś taka wredna bliźniaczka. 
- Na pewno mi się wydaje. To przecież ja chciałem zatopić pazury w jej twarzy - zaśmiał sie.
- Och zamknij się - warknęłam czując jak moja twarz robi się purpurowa. 
- Wyglądasz seksownie kiedy się złościsz - puścił mi oczko.
- A ty .. Chociaż nie. Ty nie jesteś seksowny - wzruszyłam ramionami 
- Słucham ? - spytał zszokowany.
- Mogę przyjąć zamówienie ? - Znowu ona ?!  Kelnerka która najwidoczniej zapomniała sie rano ubrać znów wisiała nad naszym stolikiem.
- Oczywiście - syknęłam zbyt słodkim głosem -  Poproszę naleśniki z polewą czekoladową i truskawkami a do tego jeszcze kawę mrożoną. 
- A dla ciebie przystojniaczku ? - zwróciła się w kierunku Reus'a zaraz po tym jak zanotowała moje zamówienie. Ja ci dam przystojniaczka ! Zaraz faktycznie użyję swoich paznokci ! Spojrzałam na blondyna który patrzył na mnie z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
- Poproszę to samo - powiedział nadal nie odwracając ode mnie wzroku.  Jeden ; zero dla mnie bejbe ! 
Kiedy kelnerka zniknęła nam z pola widzenia, chłopak wreszcie się odezwał. 
- Więc uważasz że nie jestem seksowny ? - zapytał podnosząc do góry brwi jakby próbował powstrzymać się od napadu śmiechu. 
- Nie słyszałeś przystojniaczku ? - mruknęłam kładąc nacisk na ostatnie słowo.  
- Wiesz że jeszcze to odwołasz prawda ? - pokręcił głową uśmiechając się pod nosem. 
- Jaaasne - podniosłam się z krzesła i pocałowałam go w policzek
- Idę do łazienki. 

                               ~*~ 

- Co powiesz na mały wypad nad jezioro ? Strasznie gorąco dzisiaj a pozatym i tak nie mam zbytnio co robić. - spytałam Marco kiedy szliśmy już w kierunku mojego domu. 
- Hmm... Czemu nie ? - uśmiechnął sie przyciągając mnie bliżej siebie, tak ze teraz jego ręka znalazła się na mojej tali, za to moja powędrowała da tylnej kieszeni jego spodni. 
- Okej. Zbiorę swoje rzeczy i możemy jechać. - uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Oj Julia... Jesteś nie możliwa 
- Co ? Dlaczego ? - zatrzymałam się w miejscu spoglądając na niego jakby był jakiś nienormalny...
- Cieszą cię nawet takie najmniejsze drobiazgi. To słodkie...
-Słodkie ? - pokiwał głową przytakujaco
- Ale ja nie chcę być słodka ! - obruszyłam się.
- A jaka ?
- Hmmm... Seksowna ! - mina chłopaka bezcenna ! Kiedy otrząsnął się już z pierwszego szoku wybuchnął śmiechem. Moja twarz po raz kolejny dzisiaj przybrała odcień purpuru.
- Jesteś bardzo seksowna skarbie. - zaśmiał się.
- Och jesteś beznadziejny - bąknęłam i już chciałam wywinąć się z jego uścisku kiedy ten niespodziewanie złapał mnie obiema rękami za biodra i przerzucił mnie sobie przez ramię.
- Co ty robisz ?! - wrzeszczałam klepiąc go żartobliwie po tyłku.
- Muszę zająć się moja niezwykle seksowną dziewczyną.

                                ~*~ 

- Mam dość już wody - jęknęłam podpływając bliżej Marco - idę na ręcznik.
- Okej. Ja też zaraz dojdę - uśmiechnął się składając na moim policzku szybkiego całusa po czym zanurkował pod wodę by zaraz ponownie się wynurzyć. Pokręciłam głową z cichym westchnieniem. Woda zdecydowanie była jego żywiołem. Za każdym razem gdy szliśmy razem nad jezioro podczas pobytu w domu jego siostry, 90% czasu spędzał w wodzie.
Kiedy udało mi się wreszcie wydostać na brzeg jeziora, od razu pobiegłam w kierunku wielkiej brzozy pod którą znajdowały się nasze rzeczy. Siadając na miękkim kocu, owinęłam się szczelnie ręcznikiem by ogrzać zmarznięte ciało. Miałam stąd idealny widok na to co się dzieje wokoło.
Przyglądałam się właśnie grupce ludzi grających w siatkę kiedy napotkałam wzrokiem znajomą mi sylwetkę.
Zamrugałam gwałtownie oczami i jeszcze bardziej wytężyłam oczy.
Na jednej z ławek siedział chłopak z dziwnie znajomymi, blond włosami. Ciasno obejmował w uścisku dość niską blondynkę która również była równie znajoma. Lekko zaniepokojona, a raczej zdziwiona i ciekawa, podniosłam się z koca. Zostawiłam na nim ręcznik i wolnym krokiem, niby od niechcenia zaczęłam podchodzić w kierunku ławki.
Kiedy dzieliło mnie od nich już jakieś niecałe 10 metrów, blondynka odkleiła swoje usta od twarzy chłopaka. Teraz już wiedziałam że nie myliłam się ani przez chwilę, myśląc że znam ich skądś.
- Diana ?! - krzyknęłam podbiegając do ławki.
- Julia ?! - dziewczyna wytrzeszczyła oczy odsuwając się delikatnie od chłopaka i spoglądając na niego, jakby szukała ratunku. - Co Ty tutaj robisz ?
- Co ja tutaj robie ? Raczej co Ty tutaj robisz ?! W dodatku z nim - wskazałam na Thomasa. Usta chłopaka wygięły się w delikatnym, ale pewnym siebie uśmiechu który przyprawiał mnie o mdłości za każdym razem gdy tylko go widziałam.
- Cześć Julus - puścił mi oczko.
- Zostaw ją w spokoju ! - krzyknęłam wyszarpując Diane z jego uścisku.
- Co ? - zaśmiał się bezczelnie. - Czyżby ktoś tu był zazdrosny ?
- Chyba śnisz ! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego ! - warknęłam nadal ściskając nadgarstek blondynki.- Idziemy Diana !
- A może ona nie chce iść ? - zakpił Thomas. Spojrzałam na dziewczynę. W jej oczach malowało sie przerażenie. Tylko że ona nie bała się jego. Ona bała się mnie..
- Cholera , Diana ! On jest niebezpieczny ! Dobrze o tym wiesz ! - jęknęłam błagając ją aby poszła za mną.
- On nie jest niebezpieczny ... - wyszeptała 
- Owszem jest ! - warknęłam
- Nie ! On się przy mnie zmienia. Nie rozumiem jak mogłaś opowiadać te wszystkie bzdety na jego temat. Najpierw go porzuciłaś a teraz jeszcze wciskasz mi takie bajeczki. To że Ty nie byłaś z nim szczęśliwa, to nie znaczy że ja też nie mogę. - jej głos z każdą chwilą przybierał na sile. Zdaję sobie sprawę że byliśmy nie lada widowiskiem , ale jakoś ignorowałam te wszystkie natrętne spojrzenia.
- Nie wierzę ! Karmisz ją tymi kłamstwami.... A Ty mu wierzysz ? - jęknęłam patrząc to na jedno, to na drugie.
- W związku zaufanie to podstawa nieprawdaż maleńka ? - zakpił Thomas tuląc do siebie blondynkę.
- Związku ? Dlaczego mi nie powiedziałaś ? - spojrzałam na Diane.
- Bo wiedziałam że tak zareagujesz. Widzisz tylko czubek własnego nosa. Ty już najwyraźniej znalazłaś swojego księcia z bajki. Ja też mam do tego prawo. - Teraz juz nie byłam nawet zła. Byłam zraniona. Moja najlepsza przyjaciółka mi nie ufa ? Cudownie.
- I Ty wierzysz że on nim będzie ? Nawet się nie zorientujesz a będziesz od niego uciekać jak najdalej. - przerwałam na moment by nabrać powietrza w płuca. - Ale wiesz co ? Mam to gdzieś. Bądź sobie szczęśliwa z tym swoim "księciem z bajki". Tylko wiedz że jeszcze tego pożałujesz. Pożałujesz że związałaś się z kimś takim.
Posyłając im ostatnie spojrzenie, poprostu odeszłam w kierunku koca na którym wylegiwał sie już Marco. Jego włosy nadal były mokre, podobnie zresztą jak reszta ciała, co oznaczało że dopiero niedawno wyszedł z wody. Do moich uszu dobiegł jego równomierny oddech. Śpi ? Spojrzałam na jego twarz. Okulary przeciw słoneczne, spoczywały na jego nosie a z lekko rozchylonych ust wydobywały się lekkie pomruki.
Uśmiechnęłam się i delikatnie położyłam głowę na jego brzuchu.
- Gdzie byłaś ? - przetarł lekko oczy.
- Na krótkim spacerze - jęknęłam słabo.
- Coś się stało mała ? - spytał siadając. Przeciągnął sie leniwie i odgarnął z mojej twarzy włosy które uciekły z koka. A raczej z czegoś co kiedyś nim było.
- N-nie.. Jest okej - przekręciłam głowę spoglądając prosto w jego brazowe oczy.
- Chyba widze - zrobił minę typu " mów albo sam to z ciebie wyciągnę".
- Spotkałam Diane - powiedziałam, splatając jego palce ze swoimi.
- I co w tym złego ?
- Obściskiwała się z Thomasem - Jego ciało momentalnie się spięło na dźwięk wypowiedzianego przeze mnie imienia. - Oni są razem a ten dupek karmi ją kłamstwami na mój temat byle tylko ja skłócić ze mną rozumiesz ? A ona mu wierzy. Myśli teraz że to ja jestem ta zła.
- Ciii...- mruknął przykładając wskazujący palec do moich ust, uciszając mnie. - To nie twoja wina. Nic nie możesz zrobić. A Diana w końcu zrozumie że nie chcesz dla niej źle.
- Ale może być wtedy za późno. On jest niebezpieczny.... - załkałam. Dlaczego ten dupek musiał sobie wybrać akurat Diane ?  A może przesadzam ? Może on faktycznie nie jest taki zły. Oczywiście że jest ! 
Cholera. Muszę coś z tym zrobić !
- Muszę ją od niego odciągnąć ! - warknęłam podnosząc się gwałtownie z kolan Marco , gotowa do stoczenia walki o przyjaciółkę.
- Nie ! - jęknął łapiąc mnie za nadgarstek i z powrotem ciągnąc na swoje kolana. - Nie rozumiesz że ona teraz jest zła ? Myśli że jesteś o niego zazdrosna. Znienawidzi cię jeśli będziesz się w to wszystko wtrącać. Pozwól jej samej sie przekonać , jaki tak naprawdę jest Thomas.
- Myślisz że to dobry pomysł ?
- Myślę że to jedyny jaki mam. Więc tak. Najlepszy. - uśmiechnął się.
- Kocham Cię wiesz ? - złapałam chłopaka ręką z tył głowy i przyciągając jego twarz do swojej pocałowałam go lekko w sam środek ust.
- Ja ciebie też mała - uśmiechnął sie szeroko i odwzajemnił pocałunek.
- Idziemy do wody ? - spytał po chwili, odrywając się ode mnie.
- Znowu ? - pokiwałam głową z uśmiechem i przewracając żartobliwie oczami pociągnęłam go w kierunku jeziora.
Jednak mimo starań Marco, o to abym zapomniała o dzisiejszym incydencie, w mojej głowie nadal siedziało wspomnienie Diany i Thomasa na tej głupiej ławce. Co ja teraz zrobie ?

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 37.

Po niecałych piętnastu minutach byliśmy już pod ogromnym budynkiem na drugim końcu miasta. Wyglądał okropnie. Powybijane szyby w oknach,  ściany pokryte niezliczoną ilością grafiti. A przynajmniej w miejscach gdzie tynk jeszcze się trzymał. Spojrzałam na chłopaka stojącego tuż obok mnie. Zarzucając torbę na ramię, ujął moją dłoń i zbliżając ją do swoich ust, pocałował jej wnętrze.
- Jesteś chyba bardziej zdenerwowana niż ja. - szepnął posyłając mi nieśmiały uśmiech. Spojrzałam na niego niepewnie starając się nie wybuchnąć atakiem paniki. Nadal nie mogłam się pogodzić z tym że za niecałą godzinę będę musiała patrzeć na to jak mój chłopak stoi na środku ringu, a naprzeciwko niego inny facet wyglądający jak góra mięsa..... Na samą myśl o tym, ciarki przechodziły mi po plecach przyprawiając o nieprzyjemne dreszcze. W dodatku teraz, kiedy wiem już że ta walka jest nielegalna, serce staje mi w gardle.
- Julia , wyluzuj - ścisnął pokrzepiająco moją dłoń - będzie dobrze - na jego twarzy znów zagościł ten nieśmiały uśmieszek.
- Jak to możliwe że jesteś taki pewny siebie ?! - jęknęłam z nutką rozpaczy. Mimo jego wielokrotnych zapewnień że wszystko będzie dobrze, ja nadal nie mogłam w to uwierzyć. - Skąd wiesz że nic ci się nie stanie ?! Że wygrasz ? - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Marco widząc ją, przetarł kciukiem miejce na moim policzku gdzie się zatrzymała. - Nie chcę żebyś mnie zostawił samą - Dobra. Wiem. Teraz już przesadzałam. Ale nie mogłam nic poradzić na to że kierowała mną już tylko panika która doprowadzała mnie do szaleństwa.
- Nigdy cię nie zostawię. - ujął moją twarz w obie dłonie zbliżając się delikatnie do mnie. - Skąd wiem że wygram ? Wiem to , bo ty tu jesteś. Bo mnie wspierasz mimo wszystko i że dzięki tobie mógłbym nauczyć się latać. - Chwila przerwy na wzięcie oddechu - Bo cię kocham. - dodał po chwili.
Bo cię kocham. Mimo iż nie pierwszy raz to słyszę z jego ust, moim brzuchem zawładnęło stado motyli. Bo cię kocham.  Dlaczego to tak cudownie brzmi ? Dlaczego dla usłyszenia takich słów, człowiek jest w stanie poświęcić tak wiele. Mimo że na pierwszy rzut oka tego nie widać, ja też trochę poświęciłam. Dla Marco, okłamywałam tatę, kłóciłam się z nim, uciekałam z domu. Ale najciekawsze w tym wszystkim jest to, że gdyby przyszło mi zrobić to drugi raz, nie zawachała bym się nawet przez moment. Te wszystkie chwile które razem spędziliśmy, niektóre niczym wyrwane z najpiękniejszych książek jakie kiedykolwiek czytałam, inne nieco gorsze. Zdarzały się i te bardzo bolesne. Na przykład wtedy kiedy pawie się rozstaliśmy. W głównej mierze byłą to wina mojego ojca, ale jednak.
- J-ja dziękuję - wyjąkałam wyrywając się z zamyśleń.
- Dziękujesz ? - zaśmiał się - To ja ci dziękuję. Dziękuję że tu ze mną jesteś. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Ile ty dla mnie znaczysz- po tym co usłyszałam nie mogłam się już dłużej powstrzymywać. Stanęłam na palcach i owijając ręce wokół jego szyi, złączyłam nasze usta. Nie musiałam długo czekać na to aż Marco odwzajemni pocałunek. Układając dłonie na moich biodrach przyciągnął mnie bliżej siebie.
- Ekhem - usłyszeliśmy za plecami. - Nie chciał bym wam przeszkadzać ale za niecałą godzinę staniesz na ringu, więc musisz się rozgrzać.... - Mario patrzył na nas z głupkowatym uśmieszkiem na ustach.
- Emm jasne - jęknął Marco znów złączając nasze usta. Mimo że ten pocałunek był krótki, był też równie namiętny jak ten w którym trwaliśmy przed momentem za nim nam, cóż.. Przerwano.
Złapawszy mnie ponownie za rękę, blondyn pociągnął mnie w kierunku tylnego wejścia.

                           ***

Siedziałam niecierpliwie na trybunach wyczekując początku walki. Chyba nie podlega wątpliwościom to że im wcześniej się zacznie tym szybciej dobiegnie końca i nie będę musiała na to patrzeć.
- Jezu juliat! Wyglądasz jakbyś zaraz miała zejść mi tu na zawał. - Zaśmiał się Mario uderzając żartobliwie w moje ramie. Puściłam mu spojrzenie typu " jestem nieźle zdenerwowana więc nie denerwuj mnie jeszcze bardziej " po czym odwróciłam głowę z powrotem w kierunku  centrum wielkiego pomieszczenia na którym stał ring. Już po chwili stał na nim Marco a naprzeciwko niego inny mężczyzna. Był dobrze zbudowany jednak przy moim chłopaku mógł się schować w tłumie. 
Chłopcy podeszli do siebie i z wyraźnie widoczną niechęcią do siebie , skinęli głowami po czym zaczęła się pierwsza wymiana ciosów. Z otwartą buzią śledziłam najmniejszy ruch Marco który w zasadzie nic nie robił oprócz tego że osłaniał twarz przed falą uderzeń przeciwnika.
- Co on do cholery robi ? Dlaczego on się tylko broni ? - warknęłam do Mario zajadającego się właśnie Laysami.
- Wooow ! Spokojnie dziewczyno. - uśmiechnął się wkładając do ust kolejną porcję czipsów.  - To część planu.
- Planu ? - w odpowiedzi chłopak pokręcił tylko głową.
- Chce zmęczyć chłopaka a później pójdzie już jak z płatka . 
Słuchałam go nadal nie odrywając oczu od blondyna w czerwonych spodenkach.
- Ałłł ! - zawył Mario kiedy odruchowo wbiłam paznokcie w jego ramie w chwili gdy Reus'owi nie udało się uchronić przed atakiem przeciwnika, zatrzymując jego pięść na swojej twarzy. Z jego nosa pociekła strużka krwi jednak on wydawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Potrząsnął tylko nerwowo głową i po raz pierwszy dzisiaj, zaatakował. Jednak niebieskie spodenki ( przeciwnik Marco ) pozostał niewzruszony. Wziął głęboki zamach i wycelował w twarz blondyna na co ten stracił równowagę i padł na ziemię. Jednak już po chwili stał na nogach i okładał go pięściami.
- Nie uderzaj na oślep idioto - wrzeszczał Mario jakby licząc że Marco go usłyszy.
Wpatrywałam się w całą scenę z ręką na ustach i ze zmrużonymi oczami by w każdej chwili móc je zamknąć gdy sprawa przybierze niebezpieczny obrót. Nagle moją uwagę przykuło poruszenie się ust niebieskich spodenek a później jego parszywy śmiech. W oczach Marco buchnęła złość jakiej jeszcze nigdy nie widziałam. Cofnął się krok do tyłu by po chwili z rozpędem zaatakować przeciwnika. Z ogromną siłą wymierzał ciosy w jego stronę, nie zatrzymując się ani na chwilę. Jakby wpadł w trans. Kilka minut później niebieskie spodenki leżały płasko na macie z twarzą przyciśniętą do podłoża. Był cały we krwi i najwyraźniej był to już koniec walki. Jednak nie dla Marco. Nadal okładał go pięściami, jakby to co powiedział do niego przed chwilą chłopak , tak bardzo go zdenerwowało. Nie mógł nad sobą zapanować.. Widząc jego jeszcze bardziej pociemniałe oczy i zaciśniętą szczękę, znów wbiłam paznokcie w ramię Mario. Jednak tym razem z całkiem innego powodu niż poprzednio. Teraz się bałam. Bałam sie mojego chłopaka....

* 20 minut później *

- Stary , byłeś zajebisty ! - krzyknął Mario przybijając Marco piątkę, kiedy po skończonej walce weszliśmy do szatni. W mojej głowie nadal siedział obraz blondyna bezlitośnie okładającego pięściami gościa w niebieskich spodenkach. Siedząc tam - na trybunach, po raz pierwszy w życiu nie potrafiłam na niego patrzeć. Widząc jego napięte mięśnie , skupiony na przeciwniku wzrok i siłę jaką wkładał w każde kolejne uderzenie, kierowałam głowę ku podłodze by nie musieć widzieć go w tym stanie. Przerażał mnie to mało powiedziane. Przez całe moje ciało przechodziły dreszcze gdy zamykając powieki, widziałam obraz nienawiści jaką kierował pod adresem mężczyzny, stojącego naprzeciw niego. Człowiek w czerwonych spodenkach i rękawicach bokserskich nie był w tym stanie "moim" Marco. Owszem, wyglądał jak on ale jednak zdecydowanie nim nie był. Mój Marco był radosnym, wiecznie uśmiechniętym, troskliwym i kochającym chłopakiem. A nie maszyną zaprogramowaną do uderzania.
- Wszystko okej ? - podniosłam  wzrok znad podłogi i dopiero teraz zorientowałam się że przede mną stoi blondyn. Spanikowałam. I choć wiedziałam że nie powinnam, bałam się go. Cholernie mocno.
Nigdy nie podniósł na mnie ręki. Nigdy nawet tak naprawdę na mnie nie krzyknął więc nie miałam najmniejszego powodu do tego by się bać.  Jednak na chwilę obecną, to co widziałam przed kilkoma minutami było dla mnie za dużym orzechem do zgryzienia.
- T-tak. - wyjakałam odrywając od niego wzrok.- Chciała bym już wrócić do domu.
- Om...  Jasne. - podrapał sie po karku spoglądając na mnie ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy.
- Daj mi chwilę. - złożył delikatny pocałunek na moim policzku i zniknął za drzwiami prowadzącymi do łazienki by wziąć szybki prysznic.

                            ***

- Jesteś pewna że wszystko w porządku ? - spytał Marco unosząc moja lewą dłoń z kolan i przykładając ją do swoich ust kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. Odkąd tylko znaleźliśmy się w samochodzie, nie zmieniliśmy nawet słowa co było absolutnie dziwne bo przy Marco buzia mi się przeważnie nie zamykała. A teraz ? Oprócz cichego pomrukiwania silnika, panowała absolutną cisza.
- Tak. Jestem tylko trochę zmęczona. - uśmiechnęłam się lekko - Nie marzę o niczym innym jak o własnym łóżku.
- W moim było ci aż tak źle ? - wyszczerzył się bezczelnie.
- No wiesz... - podniósł brew spoglądając na mnie. - Nie żeby twoje było złe , ale moje jest lepsze. - uśmiechnęłam się spoglądając na niego.
- Jesteś pewna że chcesz jechać do domu ? Szkoda imprezy. Przeważnie jest niezły melanz. A jeśli organizuje go Mario - to będzie epicko.
- W sumie nie mam już daleko. Możesz mnie tu wysadzić a sam wracaj na imprezę. - uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Nie o to mi chodziło. - pokręcił głową - Poza tym bez ciebie nawet najlepsza impreza wymięka. Wolę spędzić trochę czasu z moją wspaniałą dziewczyną. - mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. W takich momentach jak ten, mam ochotę rzucić się na niego i wycałować każdy milimetr jego skóry. Mimo że jego humorki można porównać do naprawdę zmiennego humoru kobiety w takich ciąży, dla mnie był cudownym chłopakiem z uśmiechem na którego widok nadal miękną mi nogi.
- Kocham Cię wiesz ? - spojrzałam na jego twarz na której po chwili zagościł triumfalny usmieszek.
- Ja ciebie też Julka.
Po kilku minutach zatrzymaliśmy się na podjeździe przed moim domem. Marco otworzywszy mi drzwi , pomógł wysiąść z samochodu po czym wziął moją walizkę do jednej ręki, a drugą ujął moją dłoń.

-Wróciłam !! - krzyknęłam zamykając za nami drzwi. Przekrecilam klucz w zamku i zsunełam trampki.
- Julia ! - po domu rozniósł się wesoły głos Logana. Po chwili trzymał mnie w niedźwiedzim uścisku. - Siema Marco ! - przybili piątkę
-Jak tam wakacje z Dianą ?- uśmiechnął się znacząco spoglądając na blondyna stojącego obok mnie.
- Och cicho. - bąknęłam i pociągnęłam za sobą Marco do salonu. - Gdzie tata ?
- Nie uwierzysz ! - zaśmiał  się brat. - Na radcę !
- Nie ma mnie niecałe dwa tygodnie a on już  na randki biega ?
- To już trzecia w tym tygodniu ! - jęknął Logan.
- Co ? - wytrzeszczyłam oczy a Marco parsknął śmiechem.
- Taaa. Wzięło go na całego.
- Nieźle. - mruknłam - Chcecie coś  do picia ?
- Nie dzięki. Właśnie wychodzę.  Macie wolną chatę - poruszył znacząco drzwiami na co rzuciłam w niego sierką do naczyń. - Trzymaj się stary - podszedł do Marco przebijając mu piątkę po czym odrzucił mi ścieżkę. - Ja za tobą też tęskniłem siostrzyczko.
- Grzecznie mi tu ! - usłyszeliśmy zanim zamknął za sobą drzwi z charakterystycznym trzaskiem.

- Coś do picia ? - zwróciłam się do Marco.
- Cokolwiek. Byle zimne. - jęknął siadając na krześle tuż przy wyspie kuchennej. Nalałam coli do dwóch szklanek i wrzuciłam kilka kostek lodu. W duchu cieszyłam się że emocje już opadły a wszystkie negatywne uczucia które towarzyszyły mi wcześniej, odeszły i teraz mogłam cieszyć się obecnością jednej z najważniejszych osób w moim życiu.

* Godzinę później *

Leżeliśmy na łóżku w moim pokoju już od dobrej godziny. Z głową na piersi Marco, palcem zataczałam drobne kółka wokół jego pępka, oglądając film na laptopie. W zasadzie dobiegał on już końca. Kiedy na ekranie pojawił się rząd napisów odruchowo spojrzałam w okno. Na zewnątrz było już całkiem ciemno. Z pobliskiej latarni sączyło się słabe światło. Co jakiś czas migały reflektory przejeżdżających niedaleko samochodów.
- Chyba będę się już zbierał - szepnął Marco podnosząc się lekko i całując mnie w czubek głowy.
- Zostań - jęknęłam odwracając się w jego kierunku. Spojrzałam w jego brązowe oczy i uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Dziewczyno ! Spędziłaś ze mną tydzień ! Byliśmy razem 24/7 a ty jeszcze nie masz mnie dość ? - zaśmiał się.
- E-ee - pokiwałam głową składając na jego ustach szybki pocałunek. - Idę pod prysznic. Jak wrócę obyś tu był - pogroziłam mu w żartach palcem - bo jak nie ...
- Bo jak nie to co ? - uniósł do góry brwi próbując zamaskować uśmiech który majaczył na jego ustach.
- Nie chcesz się przekonać - ostatni raz go pocałowałam po czym podniosłam się z łóżka i zabierając po drodze piżamę, zamknęłam się w łazience.

Kiedy kilkanaście minut później weszłam do pokoju, z nutką zawodu stwierdziłam że jest on pusty.
Pewnie wyszedł - pomyślałam. Nałożyłam na gołe nogi grube skarpetki i zbiegłam po schodach na dół by zabrać coś do jedzenia. Przeglądałam właśnie zawartość lodówki kiedy rozdzwonił się telefon.
- Tak ? - zapytałam podnosząc słuchawkę.
- O Julia ! - usłyszałam wesoły głos taty - Już w domu ?
- Mmm tak. Wróciłam kilka godzin temu. Gdzie jesteś ?
- Ja ? Om.. Na spotkaniu. Dzwonię właśnie żeby wam przekazać że wrócę dopiero jutro. Na szafce koło lodówki zostawiłem tobie i bratu jakieś pieniądze. Zamówcie sobie pizze czy coś..
- Hm okej.
- Pa córeczko. - nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo ten zdążył już zakończyć połączenie.
Zabrałam z blatu jogurt który wcześniej wyciągnęłam z lodówki i ruszyłam po schodach w kierunku pokoju.
Kiedy byłam już na korytarzu, postanowiłam że zahaczę jeszcze o pokój Logana. Musze przyznać ze stęskniłam się za tym starszym, wkurzającym bratem. W dodatku kiedy sobie tylko pomyślę że już za tydzień zaczyna się rok szkolny, a on wraca do akademika, płakać mi się chce. Może i czasem się kłócimy. Mamy różne poglądy na pewne sprawy i przez to powstają między nami konflikty, ale ta więź która jest między nami, jest tak silna... Może to dziwnie zabrzmi, ale oprócz brata, mam w nim też przyjaciela. Przecież to on mnie wspierał kiedy rodzice sie rozwodzili, kiedy Diana miała wypadek a nawet wtedy gdy mając 10 lat wywróciłam się na swoim rowerze łapiąc przy tym gumę, a on jak na starszego brata przystało, oddał mi swój rower a on sam pchał mój w kierunku domu przez prawie 3 km.
Stanęłam przed drzwiami i uprzednio pukając cicho, pociągnęłam klamkę i weszłam do środka. A to co tam zobaczyłam....
Logan z Marco siedzieli sobie wygodnie na łóżku brata, ślepiąc w telewizor i zawzięcie o czymś rozmawiając. Każdy z nich trzymał w ręce do połowy opróżnioną już butelkę piwa.
- Om.. Tata dzwonił. - westchnęłam siadajac między nimi na łóżku.
- I co ? - spytał Logan upijając kolejny łyk z butelki.
- Będzie dopiero rano.
- Co ? - zaśmiał się brat. - To już chyba wiemy co się będzie działo podczas drugiej części jego randki -parsknął.
- Facet nie próżnuje ! - wtórował mu Marco. Zmierzyłam ich wzrokiem po czym podniosłam się  z łóżka.
- Jesteście obrzydliwi - przewróciłam oczami po raz ostatni spoglądając na nich - idę spać.
- Branoc siostrzyczko - zawołał Logan kiedy zamknęłam już za soba drzwi.
Rozłożyłam się wygodnie na łóżku otulając szczelnie kołdrą. Było już dość późno. Dochodziła prawie północ a to był naprawdę ciężki dzień. Ta cała walka Marco i wgl. Mam prawo czuć się zmęczona...
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Sen ogarnął mnie niedługo po tym jak się położyłam. A teraz ? Dochodziła godzina 3 w nocy a ja nie śpię. Odwróciłam się od ściany, by wygodniej wyłożyć na łóżku, jednak po drodze napotkałam jakąś przeszkodę. Z ulgą stwierdziłam ze tuż obok mnie śpi Marco. Przysunęłam się delikatnie do niego i wtuliłam w jego tors. On jakby wyczuwszy przez sen moją obecność, objął mnie w tali i przyciągnął bliżej siebie mrucząc coś sennie. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i zamknąwszy oczy opadłam na poduszkę.

Dodaje dzisiaj rozdział tak jak chcieliścieKolejny rozdział na serio dodam w PIĄTEK i nie prośce mnie o szybsze dodanie rozdziału :* bo nie mam jak w tym tygodniu. Pozdrawiam Julia Reus.

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 36.

- Co ty tu robisz ? - usłyszałyśmy głos Marco. Popatrzyłam na Elenę pytająco i już miałam iść sprawdzić co się dzieje , kiedy do pokoju wszedł Marco a za nim chłopak. W zasadzie mężczyzna. Wysoki i równie dobrze a nawet jak nie lepiej zbudowany niż mój chłopak. Blond włosy i brązowe oczy. Dosłownie jak lustrzane odbicie Marco. Zdecydowanie jednak wyglądał na starszego. Rysy twarzy miał ostre i dodawały mu męskości.
- P-Patrick ? - zająknęła się Elena a w jej oczach stanęły łzy.
- Julia to mój brat. Patrick - Marco podszedł do mnie i objął delikatnie ramieniem. Uśmiechnęłam się nieśmiało do chłopaka nadal stojącego w progu salonu. On jednak prawie mnie nie zauważył. Jego oczy skierowane były to na Elene to na Olgę.
- Elena... - po twarzy dziewczyny płynęły łzy a w jej oczach widziałam przerażenie. Zupełnie jakby się go bała. Podeszłam do niej i odebrałam dziewczynkę.
- Chyba musicie porozmawiać. - szepnęłam ale na tyle głośno by zarówno ona jak i Patrick to usłyszeli. Chłopak dalej stał w tej samej pozycji co przed kilkoma minutami. Elena pokiwała powoli głową i oddała mi małą. Odsunęłam się od niej i łapiąc Marco za rękę pociągnęłam go kierunku jego sypialni.

* Perspektywa Eleny *

Dlaczego ? Dlaczego akurat teraz musiałam tu być ?! A on ? Nie mógł przyjść te kilka minut później ? Przecież właśnie miałam wychodzić..
- Elena... - szepnął podchodząc do mnie i łapiąc za rękę.
- Wiem jak mam na imię - wysyczałam przez zęby wyrywając dłoń z uścisku.
- Chyba nie jesteś na mnie zła co ? - spytał jak gdyby nigdy nic siadając na sofie. Jeszcze przed momentem stał przede mną skruszony i wydawało by się że lekko zagubiony, a teraz ? Teraz widzę w nim pewnego siebie, zobojętniałego dupka. Nic się nie zmienił.
- Nie no oczywiście że nie. Jestem mega szczęśliwa. W końcu zostawiłeś mnie samą z dzieckiem na pastwę losu. Czego chcieć więcej. - po moich policzkach ciekły łzy których za nic w świecie nie mogłam powstrzymać.
- Oj skarbie. Przecież wiedziałaś że nie chcę dziecka. Czego się spodziewałaś ? Że zamieszkamy razem i będziemy je wspólnie wychowywać ? Byłem za młody na bycie ojcem.
- A ja na bycie matką to już nie ? - spytałam z niedowierzaniem. Blondyn patrzył na mnie tymi swoimi cudownymi oczami. Wróć. W tej chwili nie były cudowne. Teraz mnie przerażały. Przerażała mnie wymalowana w nich obojętność. Z jakiegoś powodu wrócił do miasta. Tylko że tym powodem nie byłam ani ja, ani Olga.
- Oj mała. Trudno. Nie moja wina tak ?
- Jak możesz być tak obojętny na swoje dziecko ? - ryknęłam wręcz. Spojrzałam na drzwi za którymi zniknęła Julia z Marco. Na szczęście nikt się w nich nie pojawił. Nadal byliśmy sami.
- Ja nawet nie wiem czy to jest moje dziecko. - wzruszył ramionami.
- A co z tymi wszystkimi słowami ? Że mnie kochasz, że jestem dla ciebie wszystkim ? - spojrzał na mnie po czym wstał.
- Kochałem. Nadal kocham - złapał mnie za dłoń. - Ale ja kocham ciebie a nie tą małą. Nie chcę być uwiązany dzieckiem. - puścił moją rękę i podszedł do okna.
- Czyli jeśli pozbyła bym się Olgi...
- Jeśli pozbyłabyś się Olgi czy jak ona ma tam na imię, znowu mogli byśmy być razem. Po co nam ten ciężar którym jest dziecko ? - podeszłam bliżej niego i wymierzyłam cios z otwartej dłoni prosto w policzek.
- Twoje niedoczekanie. Egoistyczny dupek ! - warknęłam i odwróciwszy się od chłopaka, ruszyłam do pokoju by zabrać Olgę i wrócić do domu. Jak na dzisiaj miałam dość wrażeń.
- Wszystko okej ? - spytała Julia gdy tylko weszłam do ich sypialni. Dziewczyna była wyraźnie zmartwiona.
- Tak. Wszystko sobie wyjaśniliśmy. - uśmiechnęłam się słabo przez łzy i odebrałam od Marco córkę. - Dziękuję wam za wszystko. A teraz będę się już zbierać do domu.
- Odwiozę cię - Reus podniósł się  z łóżka. - Julia spakuj mi proszę torbę. Za niedługo mam walkę - uśmiechnął sie po czym złożył pocałunek na policzku dziewczyny. Twarz Julii momentalnie zbladła. Jakby słowo walka bardzo ją przerażało.
Uścisnęłam ją na pożegnanie i ruszyłam za Marco. Kiedy mijaliśmy salon, ku mojej radości nie było w nim już Patrick'a. Ostatnie czego chciałam to patrzeć na niego.

* Perspektywa Julii *

Walka. Walka. Walka. Walka....
Jedno jedyne słowo zaprzątało teraz moja głowę. Coś czego cholernie się bałam. Minęło już kilka minut odkąd jestem w domu sama a nadal nie ruszyłam się z miejsca nawet na krok. Sparaliżowana strachem nie potrafiłam się poruszyć. Ale musiałam. Zaraz będzie Marco a przecież prosił mnie żebym go spakowała... Otworzyłam szufladę komody i wyciągnęłam z niej czerwone spodenki które miał specjalnie na tą okazję a także tego samego koloru rękawice. Oprócz tego wrzuciłam do torby jeszcze ręcznik, butelkę wody. Do swojej wrzuciłam zaledwie jedną rzecz. Apteczkę...
- Już jestem ! - usłyszałam trzaśnięcie drzwiami a po chwili w salonie stał Marco.
- Możemy wziąć odrazu moje walizki ?  Muszę wreszcie wrócić do domu.
- Jasne. Odwiozę cię zaraz po imprezie.
- Imprezie ?
- Zawsze po wygranej walce świętujemy - uśmiechnął się.
- Muszę cię rozczarować ale zaraz po walce wracam do domu. A poza tym widzę że jesteś bardzo pewny swojego zwycięstwa.
- Owszem. Bo wygram to dla najważniejszej osoby w moim życiu. - podszedł do mnie i objął w pasie.
- To twoja mama wie że walczysz ? - zaśmiałam się na co on także wybuchnął śmiechem.
- Nie. Nie wie. - uśmiechnął się -Chodziło mi o ciebie.
- Oj bo się zarumienię. - przygryzłam wargę.
- Uwielbiam jak to robisz - pocałował mnie - Spakowałaś mnie ?
- Mhmm - wskazałam na torbę leżącą w kącie pokoju.  Chłopak przerzucił ją sobie przez ramię a do ręki wziął moją walizkę.
- Wychodzimy ?
- Tak - kiwnęłam głową i momentalnie zrobiło mi się słabo na myśl o tym co ma się wydarzyć za kilkadziesiąt minut.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zdecydowałam się że rozdział o walce Marco będzie dodany w następny piątek :* Cieszycie się?  Liczę na Wasze komentarze miśki. No i do piątku :*

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 35.

Droga do domu minęła mi bardzo szybko. Przed oczami cały czas miałam scenę niczym z koszmaru która niedługo ma się stać rzeczywistością. Marco w czerwonych rękawicach na ringu z jakąś górą mięsa... Przecież to cholernie niebezpieczne. Nie wiem po co on się w ogóle w to pakuje. No bo pomyślmy.... Co może być fajnego w tym że ktoś się na ciebie rzuci z pięściami ? Dzisiaj Marco zarzucił mi że go w ogóle nie rozumiem i nie doceniam jego pasji. Coś w tym jest i choć naprawdę chciałabym móc cieszyć się z nim na tę walkę, nie potrafię. Jest mi naprawdę trudno pogodzić się z tym że hobby mojego chłopaka to obijanie cudzej mordy. To cholernie niebezpieczne i najzwyklej w świecie się o niego martwię.
- Julia - chłopak uścisnął lekko moją dłoń - Nie bardzo wiem co mam teraz robić. Chcesz wrócić do domu wcześniej ?
- Tak chyba tak. Co prawda nie mam pojęcia co powiem tacie, ale coś jeszcze wymyślę. - odwróciłam głowę od szyby i popatrzyłam na blondyna.
- Bo wiesz... Jeśli nie chcesz jeszcze wracać do domu, możesz zostać u mnie - uśmiechnął się nieśmiało i splótł nasze palce. Nie odrywał ode mnie wzroku czekając na moją odpowiedzieć.
- Hmm... Czemu nie - odwzajemniłam uśmiech.
- Cieszę się że nasze wakacje jednak się jeszcze nie kończą.
- Ja też - odpowiedziałam krótko.
- Ej skarbie... Co jest ? - spojrzał na mnie z troską. Kiedy odpowiedziałam na jego pytanie milczeniem , zadał kolejne.
- Chyba nie myślisz ciągle o tej walce co ? 
- Marco ja nie wiem co mam o tym myśleć. Nawet nie wiesz jak bardzo nie chcę żebyś brał w tym wszystkim udział.. Wolałabym później nie wysiadywać przy twoim łóżku szpitalnym.
- No ale chyba byś mnie odwiedzała co ?
- No... Może czasem - wzruszyłam obojętnie ramionami. Chłopak odwrócił ode mnie twarz i udając obrażonego przyspieszył wymijając kolejne auta. Ciekawe jak długo będzie udawał obrażonego.
Pokręciłam głową lekko się uśmiechając i wyciągnęłam telefon. Zaczęłam grać w Pou jednak kiedy po raz kolejny nie wychodziło mi granie, zła odłożyłam go ponownie do torby.
- Jesteśmy - z drzemki wyrwał mnie cichy głos Marco. Przeciągnęłam się na fotelu i spojrzałam przed siebie.
Samochód stał już na parkingu przed mieszkaniem blondyna. Odpięłam pasy i zasuwając suwak bluzy blondyna którą miałam na sobie, wyszłam z samochodu. Ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Po chwili dołączył do mnie chłopak z walizkami.
Kiedy weszliśmy już do domu, nie dbając o nic po prostu wślizgnęliśmy się pod kołdrę. Silna ręka owinęła mnie w pasie, przyciągając bliżej siebie. Wtuliłam się więc w tors mojego ukochanego a chwilę potem już słodko chrapałam.

Wczesnym rankiem obudziło mnie słońce wdzierające się do pokoju przez szpary w żaluzjach. Odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku. Wyciągnęłam rękę przed siebie, szukając obok Reus'a. Otworzyłam leniwie jedno oczy, jednak nie dostrzegłam niczego innego jak pustego miejsca. Usiadłam powoli na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Byłam sama. Zsunęłam się z łóżka i wyszłam z pokoju w poszukiwaniu blondyna.
Ku mojemu rozczarowaniu nigdzie go nie znalazłam. Zrezygnowana otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej karton soku pomarańczowego. Usiadłam przy stole i dopiero teraz rzuciła mi się w oczy mała karteczka przypięta do lodówki.

"Wyszedłem na trening. Niedługo wrócę.
                                               M. "

Wiadomość zostawiona przez Marco odrazu przypomniała mi o dzisiejszej walce. Nie wiem jeszcze co ale zrobię coś. Cokolwiek. Byle tylko się ona nie odbyła. Nie mogę na to pozwolić.

* Kilka godzin później *

Siedziałam na kanapie z kubkiem kawy która zdążyła już wystygnąć. Praktycznie jej nie tknęłam. Ostatnie o czym w tej chwili myślałam to właśnie ona. Spojrzałam na zegarek. Dochodzi 13. Marco nie ma już prawie 6 godzin. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam w kierunku drzwi. Spojrzałam przez wizjer i dostrzegłam dziewczynę. Przekręciłam zamek i otworzyłam powoli drewniane drzwi.
- Tak ? - spytałam spoglądając na dziewczynę. Długie rudawe włosy opadały jej na ramiona, była wysoka. Zdecydowanie wyższa ode mnie. Spojrzałam w dół. Obok jej nogi stała mała dziewczynka. Miała pewnie coś poniżej dwóch latek.
- Jest Marco ? - spytała mierząc mnie wzrokiem.
- Nie, nie ma go.
- Cholera - warknęła pod nosem. Zapanowała dziwnie niezręczna cisza. Miałam ochotę trzasnąć drzwiami zostawiając ją za progiem.
- Mogę w czymś pomóc ? Może przekazać coś Marco ? - spytałam w końcu.
- Hmm.. Nie - pokiwała głową - Mogę wejść ?
Skinęłam niepewnie głową. Jakaś laska którą pierwszy raz widzę na oczy wypytuje mnie o blondyna, w dodatku przychodzi z dzieckiem. Przepuściłam je przodem i zamknęłam za nimi drzwi. Zaprosiwszy je do salonu , usiadłam na przeciwko ich. Mała bawiła się włosami mamy, siedząc na jej kolanach.
- Ty zapewne jesteś Julia ? - spojrzała na mnie. - Marco dużo mi o tobie opowiadał.
- A ty jesteś ? - no wierzcie lub nie, ale rozmawianie z kimś nie znając nawet jej imienia, podczas gdy ona wie o tobie całkiem dużo nie należy do najbardziej komfortowych.
- Elena - uśmiechnęła się życzliwie. Elena ... Coś mi to mówi , tylko jeszcze nie do końca . Elena ...Już wiem ! To dziewczyna brata Marco ! Jak mogłam o tym zapomnieć. A ta mała to jego bratanica !
- Mogę ci w czymś pomóc ?
- Nie .. Nie ma Marco więc będę musiała zostawić Olgę z kimś innym. - spojrzała na małą po czym podniosła się z kanapy. - Będziemy się już zbierać. - uśmiechnęła się.
- Ja mogę z nią zostać.
- Nie chcę ci robić kłopotu.
- Ale to dla mnie żaden kłopot. I tak siedzę sama więc przynajmniej nie będę się nudzić. - uśmiechnęłam się podchodząc do małej i łapiąc ją za rączki.
- Jesteś pewna ? - spytała.
- W 100 procentach. - wzięłam małą na ręce i zaczęłam ją łaskotać.
- W takim razie dziękuję. Będę do 2 godzin. - ucałowała dziewczynkę w czoło po czym wyszła zamykając drzwi. Muszę przyznać że jestem troszkę zdziwiona. Dziewczyna pierwszy raz na oczy mnie widzi a już powierza dziecko. No a z drugiej strony ... Pewnie musiała załatwić coś pilnego i nie miała innego wyjścia.
Usiadłam z Olga na kanapie. Zaczęłam się z nią bawić w różnego rodzaju zabawy. Klaskałyśmy w dłonie, liczyłyśmy palce itd. Nie wymagajmy za dużo od 2 rocznego dziecka które nie licząc kilku najprostszych słów nie mówi nic innego.

Byłyśmy właśnie w trakcie kolejnej z zabaw kiedy usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają. 
Po chwili z przedpokoju wyłoniła się umięśniona sylwetka Marco. Kiedy tylko dostrzegł naszego małego gościa na moich kolanach uśmiechnął się szeroko i rzucając swoją torbę tuż koło kanapy, usiadł obok mnie. Gdy tylko Olga zobaczyła chłopaka, wyciągnęła w jego kierunku rączki by po chwili znaleźć się na kolanach wujka.
- Podgrzeję Ci obiad - uśmiechnęłam się wstając z kanapy i kierując w kierunku kuchni.
- Elena tu była ? - spytał zajmując miejsce przy wyspie kuchennej , nadal nie wypuszczając małej z ramion. Muszę przyznać że to był cudowny widok. Wesołe iskierki tańczyły w oczach chłopaka za każdym razem gdy po kuchni roznosił się śmiech dziecka. Wyglądał jakby trzymał w rękach największy cud świata.
Teraz widzę że kiedyś, kiedy będziemy już małżeństwem, kiedy będziemy mieli swoje dzieci, on będzie cudownym ojcem. Zaraz ! Ale się rozpędziłam z tymi marzeniami...
- Jula ? Słuchasz mnie ? - spytał odrywając wzrok od Olgi.
- Tak. Przepraszam. Zamyśliłam się. - rzuciłam wyciągając z piekarnika zapiekankę. - Tak, była tutaj. Nie miała z kim zostawić małej.
- Zgłosiłaś się na ochotnika ?- uśmiechnął się
- No oczywiście.
- To dobrze. Wprawiaj się. Nie żeby coś , ale ja też chciałbym mieć kiedyś takiego dzidziusia - szczeka mi opadła. On naprawdę myśli o mnie w ten sposób ?! Moja podświadomość właśnie kręci piruety radości.
- Człowieku ja mam  17 lat a ty mi tutaj z dziećmi wyjeżdżasz - parsknęłam.
- Oj mała. Nie mówię że teraz. Ale kiedyś. Nie wiem, za parę lat...
- Zastanowię się - puściłam mu oczko kładąc na stole dwa talerze z zapiekanką. Zabraliśmy się za jedzenie.
- O której jest ta walka ? - spytałam przełykając kolejny kęs.
- Dzisiaj o 20. A co ?
- Wiesz... Ja .. chciałabym być tam z tobą... - westchnęłam
- Nie wiem czy to dobry pomysł...
- Dlaczego ?
- Bo to miejsce nie należy do najbezpieczniejszych. Nie chciał bym żeby ci się coś stało..
- Marco - jęknęłam
- Nie Julia... - już miałam coś powiedzieć kiedy chłopak dodał - I nie złość się ale zdania nie zmienię.
- Ale... - dzwonek do drzwi. Podniosłam się z krzesła i poszłam otworzyć. Na zewnątrz stała Elena. Wpuściłam ją do środka i wróciłam do kuchni. Dziewczyna przywitała się z Marco i odebrała od niego Olgę.
- Dziękuję że się nią zajęłaś - uśmiechnęła się do mnie.
- To była czysta przyjemność.
- Zbieramy się już prawda skarbie ? - tutaj zwróciła się do dziewczynki. Mała patrzyła tylko na nią swoimi wielkimi zielonymi oczami.
Po raz kolejny dzisiaj rozległ się dźwięk dzwonka.
- Ja pójdę - Marco podniósł się z krzesła i poszedł otworzyć.
- Musicie kiedyś nas jeszcze odwiedzić - uśmiechnęłam się do Eleny.
- Z przyjemnoś.... - nie zdążyła skończyć bo ktoś jej przerwał.
- Co ty tutaj robisz ? - usłyszałyśmy głos Marco.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 34.

Mam nadzieję że rozdział wam się spodoba :) Uważam że to mój najlepszy rozdział jaki napisałam do tej pory :* ↖(^ω^)↗
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Marco ? Wszystko okej ? - spytałam nie odrywając wzroku od jego twarzy.
- Yyyy tak, tak. - potrząsnął nerwowo głową i spojrzał mi w oczy.
- Więc ? - nie chciałam na niego naciskać. Uwierzcie że o wiele bardziej wolałabym żeby chęć opowiedzenia mi o wszystkim wypłynęła od niego. Niestety na to się nie zanosiło. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. Czułam że Marco z jakiegoś powodu chciałby to przede mną ukryć. Zastanawiam się tylko dlaczego ? Co jest tak straszne ?
- Julia proszę , nie psujmy sobie wieczoru - trącił nosem mój nos po czym pocałował mnie w jego czubek.
- Marco... Chcę wiedzieć. - jęknęłam opierając się chęci pocałowania go.
- Koniecznie ?
- Mhm - pokiwałam głową. Chłopak podniósł się wyżej zakładając ręce pod głowę.

* Przeszłość  Marco *

- No stary! Słyszałem że dzisiaj wychodzisz ! - z zamyśleń wyrwał mnie głos który rozszedł się echem po celi w której byłem już całe 177 i pół dnia. Dwa metry kwadratowe dla dwojga ludzi, obskurne ściany które na dłuższą metę są nie do zniesienia i przyprawiają człowieka o koszmary senne. Jedno, maleńkie okno a w nim krata by jakiemuś idiocie czasem nie przyszło do głowy skakać z trzeciego piętra chcąc się stąd wyrwać. Chociaż w sumie... Połamane nogi to zdecydowanie nic w porównaniu do choćby jednego dnia spędzonego tutaj. W miejscu gdzie jakiś dupek w mundurze traktuje cie gorzej niż zwierze w najgorszym ze schronisk. Patrzy na ciebie z odrazą i wyższością udowadniając na każdym możliwym kroku że jest od ciebie "lepszy". Że przy nim jesteś nic nie wartym śmieciem. 
- Cieszę się razem z tobą - syknąłem przez zęby nie podnosząc wzroku znad miski pełnej czegoś co nazywają tutaj jedzeniem. W normalnym domu, nie dano by tego nawet bezdomnemu psu.
- Ale odwiedzisz nas jeszcze kiedyś prawda ?
- Idiota - warknąłem uparcie nie patrząc się na jego parszywą twarz. 
- Nie. To ty jesteś idiotą. Dałeś się złapać - zaszydził ukazując przy tym rząd swoich złotych zębów.
- A ty tu oczywiście jesteś dobrowolnie ? Różnica między nami jest taka że ciebie złapali bo jesteś idiotą, a mnie dlatego że na idiotę trafiłem - po raz pierwszy dzisiaj na niego spojrzałem. Zaciskał ze złości zęby napinając wszystkie mięśnie tego gdzie powinna być twarz. Jego była ukryta pod masą niezliczonych tatuaży. Nawet jego ogolona na łyso głowa była wytatuowana. Trzeba mu przyznać że nie dało się go przeoczyć nawet w największym tłumie. Jego wygląd ewidentnie odstraszał od niego ludzi, sprawiał że był postrachem. Gościu z mojej celi twierdził nawet że z jego głową nie jest najlepiej. Szkoda w ogóle wspominać za co siedział. 
Spojrzałem na zegar wiszący tuż nad wejściem. Dochodziła 14:00. Jeszcze tylko godzina. Jedna jedyna godzina dzieliła mnie od możliwości rozpoczęcia nowego życia. Z dala od tego pieprzonego miejsca.
Podniosłem się z ławki i ruszyłem w kierunku wyjścia wyrzucając po drodze mój "obiad" do kosza. Wolnym krokiem szedłem w kierunku celi. Ostatni raz spoglądając na wszystkie otaczające mnie mury z odrazą. Nie potrafiłem opisać tego co działo się w mojej głowie. Z zapartym tchem odliczałem sekundy do wolności.
3
2
1
Gorące promienie słoneczne oblały moją twarz kiedy strażnik otworzył przede mną żelazną kratę. Nie obracając się ruszyłem przed siebie.

Przemierzając ulice czułem się jak dziecko które dopiero poznaje świat. Pół roku byłem zamknięty w ciemnym, zimnym budynku z psychopatą za ścianą. Miasto widziałem tylko we wspomnieniach a teraz wreszcie miałem okazję je odświeżyć. 
Nim się obejrzałem doszedłem na dworzec. Wsiadłem do pierwszego lepszego pociągu. Moja podróż nie miała wyznaczonego celu. Nie wiedziałem gdzie powinienem jechać. Nie miałem gdzie. 
Odnalazłem wolny przedział i nakładając kaptur czarnej bluzy na głowę oparłem ją o szybę. Co chwilę drzwi przedziału rozsuwały się i wchodziły do niego kolejne osoby. Nie miałem najmniejszej ochoty z kimkolwiek rozmawiać dlatego spod kaptura obserwowałem wszystko co działo się za oknem. Szyldy z nazwami miast migały mi w oczach na każdej stacji kolejowej. Zaczynając od Katowic , przez Łódź aż po Sopot. " Sopot ? Czemu nie ?" - pomyślałem podnosząc się z siedzenia. Przerzuciłem torbę przez ramię i opuściłem wagon a zaraz potem dworzec. Zajrzałem do portfela. Niecałe 50 złotych. Świetnie się zapowiada. Wygląda na to że dzisiejszą noc spędzę na parkowej ławce. Zły stałem na rogu jednego ze sklepów próbując wymyślić jakieś sensowne rozwiązanie. Było dopiero koło 8 rano więc miałem jeszcze trochę czasu. Rozglądałem się właśnie za jakimś ogłoszeniem o pracę na tablicy pobliskiego budynku kiedy zza rogu wyskoczyła jakaś mała istotka i dosłownie mnie staranowała.

***

- Więc kim była ta mała istotka ? - spytałam podnosząc wzrok na chłopaka.
- Już nie pamiętam, ale wiem że potrafi taranować jak nikt - zachichotał całując mnie w policzek.
- Ale za co siedziałeś ?
- Koleś który brał od nas towar sprzedał się policji. Ukartowali wszystko po to by wsadzić nas do pudła. - wysyczał przez zęby.
- I dostałeś tylko 6 miesięcy ?
- To 6 miesięcy dłużyło się w nieskończoność. - westchnął - a poza tym , ku mojemu szczęściu , miałem przy sobie działkę tylko dla jednej osoby. Dzięki temu nie mieli podstaw do wystawienia mi wyroku za sprzedaż. Dostałem tylko za posiadanie i kilka wcześniejszych bójek.  - mocniej się w niego wtuliłam chcąc dodać mu otuchy. Wspomnienie tych dni spędzonych w więzieniu cholernie go dobiło.
- To co ? Jak już sobie poleżałeś , to możemy wreszcie iść na tą plażę żeby popływać ? - rzuciłam starając się zmienić temat. Byłam bardzo szczęśliwa że się przede mną otworzył , jednak widziałam ile go to kosztowało.
- Niee.... - jęknął krzywiąc twarz w grymasie.
- No dawaj leniu ! - krzyknęłam entuzjastycznie schodząc z hamaku ciągnąc go za sobą.

* Kilka godzin później *

Po dość długim dniu spędzonym na plaży wróciliśmy spacerkiem do domu. Trzymając się za ręce przemierzaliśmy alejki okalające jezioro.
- Aż trudno uwierzyć że zostały nam już tylko 3 dni - jęknęłam opierając głowę o ramię Marco. Chłopak otoczył mnie ramieniem i uśmiechnął się do mnie ciepło.
- W takim razie musimy wykorzystać na maxa te 3 dni. - szepnął nachylając się w moim kierunku. Przez moje ciało przeszedł zimny, ale przyjemny dreszcz kiedy ciepłe powietrze wydobywające się z jego ust owiało moją szyję. Złożył na niej szybki, ale czuły pocałunek i odsunął się powoli.
- Co masz na myśli ?
- Och już ty dobrze wiesz co ja mam na myśli  - poruszył znacząco brwiami. Już miałam zawstydzona odwrócić od niego wzrok na wspomnienie jednej z naszych wspólnych nocy kiedy postanowiłam nie dawać mu tej satysfakcji. Zagrałam jego kartami.
- Mmmmm.... Zgadzam się - uśmiechnęłam się szeroko.
- No to świetnie - splótł ponownie nasze palce i ruszyliśmy dalej.
- Tylko jutro musimy zając się tym wcześniej- westchnęłam niby od niechcenia. - No i musisz być bardziej wytrzymały, jeśli wiesz o co mi chodzi. - Chłopak nie widząc niczego dziwnego w tym co mówię dalej ciągnął temat.
- Ale po co wcześniej ? - nie spuszczając ze mnie wzroku przerzucił torbę z naszymi ręcznikami i innymi rzeczami które mieliśmy ze sobą na plaży, na drugie ramię.
- No żeby mieć więcej czasu a co za tym idzie czerpać z tego więcej przyjemności - rzuciłam jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie po czym ciągnęłam - Chyba się ze mną zgadzasz prawda ?
- Oczywiście - teraz był wyraźnie zdziwiony moją śmiałością choć nie do końca chodziło mi o to o czym on myślał.
- Więc ustalone. Jutro idziemy na plażę zaraz po obiedzie - uśmiechnęłam się na widok tego jaki był zmieszany.
- Na plażę ? - wytrzeszczył oczy a jeśli wcześniej był zmieszany to jego obecnego stanu nie dało się opisać.
- No przecież cały czas o tym rozmawialiśmy...
- No tak tak .... o plaży - powiedział zrezygnowany bardziej do siebie niż do mnie. Ledwo udało mi się powstrzymać parsknięcie śmiechem. Dałam mu buziaka w policzek po czym zaczęłam szukać w torbie którą miał na rękach kluczy od domu.

Kiedy byliśmy już w środku , wzięłam od niego torbę i wyszłam z nią na taras. Wyciągnęłam z jej środka mokre ręczniki oraz koc na którym leżeliśmy i rozwiesiłam na balustradzie aby wyschły.
Wróciłam do salonu gdzie zastałam Marco krążącego po pokoju w tą i z powrotem z telefonem przyciśniętym do ucha. Usiadłam na oparciu fotela i z uwagą przyglądałam się chłopakowi.
- Cholera Mario. Jestem 300 km od domu. Nie da się tego przełożyć ? -warknął Reus do telefonu -Ale jak to jutro ? .... Co ?! Nie ma mowy..... Tak, z Julią... Nie.... O której dokładnie ? .... Cholera.. Niech będzie... Wiem że nie mam już wyjścia... No.. Trzymaj się. -  po około 10 minutach syczenia do telefonu wreszcie się rozłączył. Był wyraźnie zły. Zaciskał zęby jakby lada chwila miał wybuchnąć. Podniosłam się z fotela i podeszłam do niego.
- Coś się stało ? - spytałam patrząc mu w oczy i obejmując delikatnie za szyję.
- Stało ... Musimy wracać do domu wcześniej...
- Ale jak to ? - spytałam zdziwiona.
- Mam jutro pierwszą walkę .. I muszę na niej być.
- Jak to jutro ? - zamrugałam oczami. - Czyli to koniec naszych wakacji ?
- Naprawdę mi przykro... Uwierz że gdyby to zależało ode mnie, nie wracalibyśmy dzisiaj. - objął mnie niepewnie w talii i położył głowę na moim ramieniu.
- Wiem. - westchnęłam i mocniej się w niego wtuliłam.
- Chyba musimy się spakować... Dobrze by było żebyśmy za jakieś dwie godziny byli gotowi do drogi.- jęknął a później złączył nasze usta w długim i namiętnym pocałunku.
- Chodźmy. - złapałam go za rękę i pociągnęłam w górę po schodach do naszej sypialni. Wysunęłam z pod łóżka dwie walizki po czym zabraliśmy się za pakowanie.
Przed samym wyjazdem wzięłam jeszcze szybki prysznic, zjedliśmy kolację i około 20 siedzieliśmy w samochodzie z żalem opuszczając to miejsce.
- Marco ? - spytałam odrywając głowę od szyby.
- Tak kochanie ? - złapał moją dłoń i przyłożył ją do swoich ust.
- Umm.. Jesteś pewny że chcesz walczyć ? To przecież cholernie niebezpieczne... - jęknęłam. W mojej głowie kłębiło się wiele niekoniecznie przyjemnych myśli. Czułam że widok blondyna w rękawicach na ringu to nie jest coś co należy do mojej listy rzeczy które chciała bym zobaczyć.
- Chcę walczyć. Nie wiem dlaczego ale czuję że powinienem. To coś co kocham. Pamiętasz jak chodziłaś na breakdance ? - spytał nagle. Kiwnęłam głową w odpowiedzi.
- Z tego co pamiętam to była twoja pasja. Tak samo jak moją jest walka. Tyle czasu gniłem na siłowni , chodziłem na te wszystkie zajęcia i teraz wreszcie mam okazję się w pewien sposób spełnić. - zasypał mnie swoim długim monologiem. Przetwarzałam w głowie każde jego słowo. W pewnym sensie go rozumiałam ale z drugiej strony był to dla mnie idiotyczne.
- Nadal uważam że to zły pomysł... - pokręciłam delikatnie głową.
- Kochanie ... - ponownie pocałował wnętrze mojej dłoni. - A tak właściwie to dlaczego przestałaś tańczyć ?
 - Ja um... To między innymi przez rozwód rodziców. Wiesz, nie bardzo miałam do tego głowę więc przestałam chodzić na zajęcia. A później już nawet zapomniałam o tym wszystkim.
- Nie chciałabyś znowu spróbować ? - oderwał na moment wzrok od przedniej szyby by móc na mnie spojrzeć.
- Nie, chyba nie. Wiesz... Wtedy nie mielibyśmy dla siebie w ogóle czasu, poza tym już niedługo szkoła. Masa lekcji, mniej czasu. Najzwyczajniej w świecie nie chce mi się.
- Rozumiem.
- Więc to z tą walką jest postanowione ? - spytałam odbiegając od tematu.
- Mhmm - mruknął w odpowiedzi.

Mam nadzieję że tak długość wystarczy :*

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 33.

- Nie poddawaj się. Już nie daleko ! - krzyknął Marco biegnący kilka metrów przede mną. Po co ja się dałam namówić na to poranne bieganie ? Ja rozumiem że chłopak jest bokserem i gra w piłkę nożną i jest całkiem niezły i że chce utrzymać swoją kondycję , ale po co mnie w to wplątuje ?! Mogłabym sobie teraz leżeć w wielkim łóżku otulona miękką kołdrą ....
- Dawaj Julia. Dawaj ! - zatrzymał się na chwilę bym mogła go dogonić po czym chwycił moją dłoń i pociągnął za sobą.
- Jezu człowieku. Ja nie wiem co ty łykasz że masz taką energię, ale podziel się tym ze mną. - jęknęłam czując jak moje nogi coraz bardziej się buntują odmawiając posłuszeństwa.
- Nie przesadzaj. Jeszcze jakieś 3 kilometry i będziemy w domu - puścił mi oczko.
- Co ?! Ile ? - zatrzymałam się wślepiając w niego swoje gały.
- Żartowałem. Za 10 minut będziesz mogła dać się pochłonąć nic nie robieniu - wyszczerzył się i ponownie ścisnął mi dłoń.
- Co nazywasz nic nie robieniem ? - podniosłam brew mierząc go wzrokiem.
- Och nic, nic.
- Czyli twierdzisz że nic nie robię ? - nadal nie ustępowałam. Wywiercałam mu wzrokiem dziurę w czole czekając na odpowiedź.
- Może... - jęknął wymijająco. - Chyba że ślęczenie na leżaku z czasopismem i radyjkiem nazywasz harówą.
O nie. Tego było już za wiele. Po raz kolejny zatrzymałam się i pochyliłam ku ziemi by złapać oddech.
- W takim razie ty dzisiaj gotujesz. Myślę że z odkurzaczem też sobie poradzisz. Pralka też nie gryzie, a z tego co się orientuję komuś zaczyna brakować czystych podkoszulków  - uśmiechnęłam się. Jestem prawie pewna że sobie nie poradzi z tym wszystkim.
- Łatwizna - parsknął śmiechem udając że go to nie rusza.
- Łatwizna ? - zmierzyłam go wzrokiem z całych sił powstrzymując się od uśmiechu. Już go widzę z koszykiem prania w ręce i z odkurzaczem w drugiej.
- No proste. A teraz biegniemy. - i znowu byłam ciągnięta po betonowej alejce okalającej jezioro. Nie mam pojęcia jak długo już biegliśmy ale wiem że więcej nie dam się namówić.
" No chodź ! Będzie fajnie ! Pozwiedzamy okolicę , rozejrzymy się trochę" - przedrzeźniałam właśnie w myślach chłopaka kiedy poczułam jak na coś wpadam. Zamrugałam oczami wracając myślami z powrotem na ziemię.
- Bieganie aż tak cię pochłonęło ? - spytał Marco kiedy odkleiłam się od jego pleców. - Jak chcesz możemy zrobić jeszcze jedną rundkę.
- Jak zrobisz pranie - puściłam mu oczko i minęłam go w drzwiach frontowych domu. Od razu poszłam do łazienki i weszłam pod prysznic.

Kiedy skończyłam, owinęłam się ręcznikiem i weszłam do pokoju. Pochyliłam się nad torbą i wyciągnęłam z niej strój kąpielowy. Z powrotem zamknęłam się w łazience. Ubrałam sie w przyniesione rzeczy i dodatkowo nałożyłam na siebie koszulę jeansową.
Zeszłam po schodach łapiąc po drodze książkę którą wczoraj zostawiłam na podłodze koło łóżka i okulary przeciwsłoneczne. Mijałam właśnie pralnie kiedy coś przykuło moją uwagę. Wetknęłam głowę w szparę w drzwiach i omal nie udusiłam się tłumionym chichotem.
Na podłodze obok półki z środkami czystości siedział Marco oparty plecami o ścianę skanował butelki z płynami. Czytał ulotki, przyglądał się obrazkom szukając odpowiedniego. Mina z jaką to robił mówiła sama za siebie. Nutka desperacji wymieszana ze znudzeniem i złością która wzrastała z każdym kolejnym płynem w ręce.
- Co robisz ? -  nie wytrzymałam. Musiałam sie odezwać.
- Pranie ? - spytał starając się zamaskować swoją dezorientację.
- Może ci pomóc ? - ogarnęłam wzrokiem
- Myślisz że sobie nie poradzę ? - spytał patrząc na mnie podejrzliwie.
- Ty to powiedziałeś. Więc jak byś potrzebował pomocy... Będę w ogrodzie. - posłałam mu uśmiech i wyszłam na zewnątrz. Ściągnęłam z siebie koszulę i rzuciłam ją na oparcie fotela po czym ułożyłam się na nim wygodnie naciągając okulary na nos.

Po godzinie leżenia plackiem na słońcu z głową w książce miałam dość. Podniosłam się z leżaka i narzuciwszy na siebie koszulę ruszyłam do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki colę i nalałam trochę do szklanki po czym rozpoczęłam poszukiwanie Marco. Zajrzałam do salonu, sypialni, łazienki nawet przed dom ale jego nigdzie nie było. Odnalazłam telefon i już miałam do niego dzwonić kiedy usłyszałam jakiś hałas w pralni. Zajrzałam tam i omal nie padłam ze śmiechu.
Chłopak klęczał na podłodze wyciągając z pralki wyprane ciuchy do małej miednicy.
- Czy to nie było wcześniej białe ? - spytałam na nierówno zabarwioną na zielonkawy kolor koszulkę którą trzymał właśnie w ręce i z kamienną miną się jej przyglądał.
- Yyy nie - jęknął i zwinął materiał w kulkę rzucając do miednicy.
- Umm zapomniałam ci powiedzieć. Białe rzeczy trzeba prać osobno z kolorowymi. - wydukałam za wszelką cenę powstrzymując się od śmiechu. Chłopak tylko przewrócił oczami nie przyznając się do porażki i minął mnie w drzwiach.
Mimo wszystko nie zamierzałam mu odpuścić. Twierdzi że nic nie robię całymi dniami ? Niech wie co to znaczy.
- Co mamy na obiad ? - spytałam idąc za nim w kierunku ogrodu.
- Tym też ja mam się zająć ? - westchnął wytrzeszczając oczy.
- No tak. Przecież ja gotuję a z tego co pamiętam, postanowiłeś przejąć dzisiaj moje obowiązki żeby udowodnić że nic nie robię całymi dniami.
- Oj cicho bądź - klepnął mnie w tyłek i powiesił na sznurku kolejną koszulkę by wyschła.  - Chyba gotowałem już nie raz ? Nie widzę w tym nic trudnego.
- Dobrze. I jesteś pewny że nie potrzebujesz pomocy ?
- Nie - odpowiedział stanowczym głosem i kontynuował rozwieszanie mokrych ubrań.
- Okej. - wzruszyłam ramionami i wróciłam do domu. Naciągnęłam na siebie dresowe szorty i wyłożyłam się wygodnie na kanapie. To już czwarty dzień tutaj. Za niecałe trzy , będę musiała wrócić do rzeczywistości.
Sięgnęłam po pilot i włączyłam telewizor. Zaczęłam skakać po kanałach szukając czegoś w miarę ciekawego, jednak nic takiego nie było. Ostatecznie zatrzymałam się na MTV.

- Obiaad ! - ze snu wyrwał mnie krzyk Marco. Przetarłam sennie oczy i podniosłam się z kanapy. W całym domu unosił się przyjemny zapach a jego ewidentnym źródłem była kuchnia. Ruszyłam chwiejnym krokiem w jej kierunku.
- Dzisiaj jemy na tarasie. - uśmiechnął się blondyn mijając mnie w drzwiach z talerzami w ręce. Wzięłam miskę z sałatką i udałam sie za nim. Usiadłam na drewnianym krzesełku pod wielkim parasolem nadal sennie się przeciągając. No obudź się wreszcie - karciłam się w duchu.
- Obudziłem cię ? - spytał chłopak siadając naprzeciwko mnie.
- No troszkę - uśmiechnęłam się nieśmiało sięgając po widelec.
Podczas jedzenia debatowaliśmy nad tym jak spędzimy popołudnie. Ja chciałam trochę popływać jednak chłopak upierał się że woli zostać w domu i jak to ujął "poleżeć sobie ze mną do góry brzuchem".
- Cały dzień będziemy leżeć ? A ja myślałam że zamierzasz dbać o swoją kondycję...
- Tak się składa kochanie że jakoś nie leżałem dzisiaj za wiele.
- No tak - westchnęłam - Ty wolałeś zająć się farbowaniem koszulki na zielono .... - nie wytrzymał. Wybuchnął śmiechem , a ja mimo wielu prób nie powstrzymałam się przed parsknięciem .
- Grasz nieczysto - podniósł brew i spojrzał na mnie z poważną miną.
- A skoro już o tym mowa ... Sprzątasz po obiedzie a ja spakuje koc oraz parę innych drobiazgów i idziemy na plażę - wyszczerzyłam się i wstałam z krzesła. Podeszłam do chłopaka po czym złożyłam całusa na jego policzku. Już miałam odchodzić kiedy poczułam jak łapie mnie za rękę i ściąga w ten sposób na swoje kolana. Mimowolnie na nich usiadłam i popatrzyłąm z wyrzutem na chłopaka. Uraczył mnie długim, namiętnym pocałunkiem.
- Wolę zostać w domu.  - szepnął gdy tylko się ode mnie oderwał.
- Dlaczego tak się uparłeś ? - przewróciłam oczami.
- Bo nie chcę żeby jacyś inni goście rozbierali wzrokiem moją piękną dziewczynę na plaży. A uwierz mi że w tym kostiumie wyglądasz nieziemsko i jestem pewien że nie tylko ja musiał bym się powstrzymywać przed porwaniem cię i zatrzymaniem tylko dla siebie- uśmiechnął się na co moją twarz oblał rumieniec.
- Więc mówisz że chcesz mnie porwać i zatrzymać tylko dla siebie ? - zagryzłam delikatnie wargę a chłopak puścił mi oczko.
- Nie tylko chcę. Ja to zrobię - szepnął mi do ucha i podniósł się z krzesła trzymając mnie na rękach.
- Hmmm nie ! Protestuje ! Najpierw musisz posprzątać - zaczęłam się śmiać na co on szybkim krokiem ruszył w kierunku hamaku.
- Sprzątanie nie ucieknie - westchnął kładąc mnie na miękkim materiale po czym zajął miejsce obok mnie. Owinął  mnie swoimi ramionami a ja wtuliłam się w jego tors.
- I widzisz ? O wiele lepiej niż na plaży. - wymamrotał.
- Mhmm - zamruczałam.
Zamknęłam oczy odprężając się całkowicie. Skanowałam w myślach wszystko to co razem przeżyliśmy. Wszystko to co się między nami wydarzyło. I nagle coś przyszło mi na myśl.

* powrót do spotkania w parku *

- Chciałeś się spotkać ... - szepnęłam zrezygnowana. Nie wiedziałam już co mam robić. Jak mamy znowu się do siebie zbliżyć skoro nie potrafimy ze sobą rozmawiać ?
- Tak.. Julia posłuchaj.. - zatrzymaliśmy się a on złapał mnie za rękę , chowając w swojej.  - Ja... Ja nie wiem co się ze mną dzieje bez ciebie. Ja próbowałem.. Starałem się o tobie zapomnieć bo wiem że twój ojciec ma rację. Nie powinnaś zadawać się z kimś takim jak ja... W dodatku nie znając mojej przeszłości...

 **
- Marco ?
- Hmmm ? - mruknął przesuwając twarz bliżej mojej głowy by po chwili mógł wtulić nos w moje włosy.
- Pamiętasz jak byliśmy w parku ? Wtedy, po naszym rozstaniu ?
- Tak pamiętam. O co chodzi ?
- Mówiłeś że nie powinnam się zadawać z kimś takim jak ty ze względu na twoją przeszłość - poczułam jak jego ciało tężeje. Wszystkie mięśnie się napięły co mnie trochę zaniepokoiło. Podniosłam na niego wzrok by lepiej się mu przyjrzeć. Patrzył przed siebie a jego oczy wypełnione były totalną pustką. Jakby wpadł w jakiś trans. Pogłaskałam go delikatnie po policzku starając się go uspokoić. Muszę że odkąd więcej trenuje boks stał się bardziej nerwowy.
- Wszystko okej ? -szepnęłam nie odrywając dłoni od jego policzka. Pokręcił niespokojnie głową. Na jego twarzy widniało przerażenie. Co on przede mną ukrywa ? Zamierza mi w ogóle powiedzieć ?