czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 46.

Dni u dziadków Marco leciały w mgnieniu oka. Nim się obejrzałam, trzeba było już wyjeżdżać. Z dumą mogę przyznać że ten wyjazd pomógł blondynowi. Cały czas chodził z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Wydawało się że nawet praca w garażu z dziadkiem sprawiała mu przyjemność.
Momentami odnosiłam wrażenie że nic nie jest w stanie popsuć tej cudownej aury radości otaczającej jego umysł. Nawet Joe.
- Powinieneś odwiedzić rodziców. Na pewno ucieszyliby się z twojego przyjazdu. -  kobieta spojrzała znacząco na Marco.
- Nie babciu. To nie jest dobry pomysł - westchnął zrezygnowany, przełykając kolejny kęs obiadu.
- Nie wiesz co mówisz chłopcze. Ona na pewno tęsknią za tobą.
- Tęsknią do tego stopnia, że od przeszło roku nie odezwali się ani razu. Żadnego telefonu ! Nawet sms'a ! - ścisnęłam lekko jego dłoń pod stołem, kiedy nieświadomie podniósł głos. - Tak trudno kurwa zadzwonić raz w miesiącu i zapytać czy w ogóle jeszcze żyję ?!
- Marco... - szepnęłam - Uspokój się.. To nie ich wina.
Chłopak przeniósł wzrok z talerza w który uparcie się wpatrywał, na mnie, a później z kolei na dziadków.  Widząc nutkę przerażenia wymalowaną na ich twarzach, zrozumiał że traci kontrolę nad samym sobą.
- Przepraszam - mruknął rozluźniając napięte mięśnie.
- Nie szkodzi.. Wiem co czujesz, ale może powinieneś spróbować z nimi porozmawiać.
- Przepraszam babciu, ale nie wydaje mi się bym miał o czym z nimi rozmawiać. Oni dla mnie nie istnieją, tak jak ja dla nich.
- Marco, nie możesz tak mówić - tym razem wtrącił się dziadek chłopaka próbując pomóc żonie w zachęcaniu go.
Siedziałam cicho. Czułam że nie powinno mnie być przy tej rozmowie. To dotyczy tylko i wyłącznie ich rodziny. Najchętniej bym stąd wyszła.
- Dziękuję - westchnął Marco odsuwając od siebie wciąż pełny talerz zupy, po czym zwrócił się do mnie - Pójdę po nasze bagaże. Powinniśmy już jechać.
Nim się obejrzałam, był już na szczycie schodów. Poczułam na sobie wzrok małżeństwa.
- Pójdę z nim porozmawiać - mruknęłam przełykając gulę która utworzyła się w moim gardle.

                             ~*~

- Marco ? - weszłam po cichu do sypialni którą dzieliliśmy przez ostatnie dwie noce. Chłopak siedział na łóżku, z głową między dłońmi. Przysiadłam tuż obok, odciągając ręce od jego twarzy.
- Oni nie są mi potrzebni ! - warknął wyrywając się z mojego uścisku. - Nie potrzebuję ich rozumiesz ?
Krzyknął jeszcze głośniej zrywając się do pozycji stojącej. Dopiero teraz zauważyłam pojedyncze łzy majaczące w kącikach jego oczu.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać. - podeszłam do niego, obejmując w pasie i przyciskając do siebie mocniej. - Jestem z tobą cokolwiek nie postanowisz - ułożyłam głowę na jego ramieniu. W odpowiedzi ucałował czubek mojej głowy.
- Wiedziałem że to zły pomysł tu przyjeżdżać - westchnął zrezygnowany. - Proszę.. Wracajmy już do domu.
- To nie był zły pomysł. Widziałeś ile radości sprawiłeś dziadkom, pojawiając się tutaj ? Oni cię naprawdę kochają.
- Proszę wracajmy już. Marzę by wreszcie znaleźć się w swoim mieszkaniu.
Skinęłam głową posyłając mu lekki uśmiech.
-Przyniosę nasze rzeczy z łazienki.

~*~

Z posiadłości dziadków Marco wyjechaliśmy w niecałą godzinę po feralnym obiedzie. Pożegnaliśmy się z nimi szybkimi uściskami po czym wpakowaliśmy do samochodu wszystkie nasze bagaże.
Chłopak chciał jak najszybciej opuścić to miejsce.
- Masz coś przeciwko, żebyśmy się zatrzymali na moment w pobliżu ? - spytał gdy usadowiliśmy się wygodnie w fotelach.
- Nie. - pokiwałam przecząco głową na co blondyn uśmiechnął się delikatnie.
Po niecałych pięciu minutach jazdy, zatrzymał się na poboczu drogi. Wyszedł z samochodu i otworzywszy mi drzwi, ujął moją dłoń i pociągnął za sobą w kierunku otwartego pola. Niewielkie zaspy śniegu zdawały się nie przeszkadzać mu w wędrówce. Poruszał swoimi długimi nogami w pewnym siebie kroku, podczas gdy ja, nie mogłam za nim nadążyć. Grzęzłam w śniegu po same kolana. Gdzie on mnie do cholery ciągnie ? 
Kiedy był już na tyle przede mną, że nasze ręce się rozłączyły, dopiero wtedy zdał sobie sprawę w czym tkwi problem. Uśmiechnął się pod nosem, podchodząc do mnie i biorąc na ręce jak małe dziecko.
- Gdzie idziemy ? - spytałam kiedy coraz bardziej oddalaliśmy się od samochodu.
- Chcę coś zobaczyć. - szedł jak zaczarowany. Nieobecny wzrok mnie przerażał. Zupełnie jakby odtwarzał w głowie jakiś film, którego nie mógł rozróżnić z rzeczywistością.
Zatrzymał się dopiero po dłuższej chwili, pod jedynym drzewem w okolicy. Ogromnym dębem skrytym pod śnieżnym puchem.
- Spójrz - skinął głową ku górze, nadal trzymając mnie na rękach.
Powędrowałam wzrokiem we wskazanym kierunku. Moim oczom ukazało się coś na wzór domku na drzewie.
Nim się zorientowałam, stałam już na własnych nogach, a Marco był w połowie długości drabinki, prowadzącej do "domku"
- Daj rękę ! - usłyszałam , kiedy był już u góry.
- Poczekam tu na ciebie... - mruknęłam pocierając zmarznięte dłonie o siebie.
- Dawaj maleństwo.
Przewróciłam oczami łapiąc dłońmi za pierwsze szczebelki naprawdę starej drabiny. Przełknęłam gulę w gardle i zrobiłam pierwszy krok do góry. Potem następny, i następny... Aż para silnych ramion oplotła moją talię i dosłownie wciągnęła na górę.  
Chłopak popchnął dłonią drewniane, skrzypiące drzwiczki i schyliwszy się pociągnął mnie do środka. Wnętrze wyglądało, jakby zupełnie niedawno ktoś jeszcze tu był. Na drewnianych półeczkach poustawiane były metalowe puszki, a w nich masa innych drobiazgów.
- Co roku przyjeżdżaliśmy do dziadków na wakacje. Spędzaliśmy tutaj każdą wolną chwilę. Byliśmy nie rozłączni. Ja i moje rodzeństwo zawsze trzymaliśmy się razem. Bawiliśmy się nie potrzebując do towarzystwa nikogo innego. W jedne wakacje, gdy byliśmy już trochę starsi, zbudowaliśmy z tatą ten domek. To była nasza baza. Siedzieliśmy przy tym małym okienku z procami w ręku i garścią kamyków w kieszeni spodni, udając że to nasz zamek który musimy bronić przed trolami... Głupie prawda ? - zakpił zaglądając do kolejnego pudełeczka.  
Po jego minie, od razu wiedziałam że tęskni za swoją rodziną. Jednak ból, który mu sprawili, odsuwając się od niego w chwili kiedy potrzebował ich najbardziej wyrył piętno w jego psychice. Odsuwał od siebie myśl że mógłby ponownie używać słowa "rodzina" bez odrazy jaką czuł teraz. Jedno słowo, które działało na niego jak płachta na byka.
- Tęsknisz za tym prawda ? - spytałam biorąc do ręki zakurzonego pluszowego króliczka.
- Bardzo.. - przyznał po chwili ciszy.
Po tych słowach, które padły dzisiaj - zarówno przy obiedzie jak i tutaj - wiedziałam że nie mam wyjścia. Muszę wymyślić sposób na to, aby odnowił swoje kontakty z bliskimi. Wiem że razem jesteśmy w stanie zburzyć ten mur który między nimi powstał.

* pięć miesięcy później ( koniec maja ) * 

- Gotowa ? - usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojej sypialni. Przejrzawszy się ostatni raz w lustrze, dopięłam ostatnie guziki koszuli po czym wyszłam z pokoju. 
Pięć miesięcy. Dokładnie tyle czasu minęło od pogrzebu mamy. I choć niektórzy mogliby twierdzić że powinnam już pogodzić się z myślą, że odeszła - nie potrafię. "Minęło już tyle czasu " Argument którym starało się "przemówić mi do rozsądku" tak wiele ludzi. Ale co z tego że to już tyle miesięcy ? To że czas ciągle biegnie do przodu, nie znaczy że będzie to mniej bolało. 
Czas leczy rany. I nagle te słowa nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Jak można pogodzić się z tym, że ktoś tak bliski - najważniejsza kobieta w moim życiu - odszedł ode mnie tak szybko ?
Wszystko w moim życiu się posypało mimo tego, że Marco z moim bratem byli dla mnie ogromnym oparciem. Na zmianę służyli swoim ramieniem bym mogła się wypłakać. Za wszelką cenę chcieli mi pokazać że nie jestem z tym sama. 
Między mną a Marco zaczęło się coś psuć. Choć może to tylko moja paranoja, wydaje mi się że coś przede mną ukrywa.
W szkole traktują mnie jak kalekę. Co prawda teraz już trochę mniej, jednak zaraz po pogrzebie mojej mamy, większość osób stała się o wiele milsza, chciała mi we wszystkim pomagać, wyręczać mnie.
Ilekroć z czyichś ust padło słowo " współczuję Ci" albo "tak mi przykro z powodu twojej mamy" , miałam ochotę rzucić się na tego kogoś z zębami. Ostatnie czego potrzebowałam to czyjaś litość.
- Tak, możemy iść. - mruknęłam zakładając na stopy baleriny.
Okazało się że mama przed śmiercią napisała testament, na którego odczytanie właśnie się przygotowywaliśmy.
Tata poprawił krawat, po czym biorąc kluczyki z szafki na przedpokoju, ruszyliśmy w kierunku samochodu.

                              ~*~

- Nie wierzę - jęknął Logan zrzucając z ramion kurtkę i wieszając ją niedbale na wieszaku obok. - Wiedziałeś że ma mieszkanie w Krakowie ? - mruknął w kierunku taty. 
- Dostała w spadku po rodzicach. - mruknął spoglądając na pudełko trzymane w dłoniach. Odkąd tylko je dostał, nie odważył się podnieść wieczka, by zobaczyć co kryje się w środku.
Zgodnie z testamentem, majątek mamy został podzielony między naszą trójkę.
- Nie chcę tego wszystkiego... - oparłam się blat w kuchni, upijając ze szklanki trochę soku pomarańczowego. Nie zależało mi ani na tej biżuterii, ani na domu który mi zostawiła. Chciałam ją z powrotem. Nie te wszystkie niepotrzebne rzeczy. 
Brat podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie mocno. Otarł z moich policzków łzy których nawet nie zauważyłam.. Ostatnimi czasy płakałam tak często, że stało się to wręcz normalne.
- Będzie dobrze mała. - pogłaskał moje włosy.

Kiedy zamknęłam się wreszcie w swoim pokoju, opadłam na łóżko. Sięgając po telefon, stwierdziłam że nadal nie jest za późno żeby jeszcze gdzieś wyjść. Od jakiegoś czasu nie ruszałam się z domu nigdzie, nie licząc szkoły oraz raz w tygodniu cmentarza. 

Masz ochotę na spacer ?

Nie musiałam czekać długo na odpowiedź. Już po chwili na ekranie pojawiła się wiadomość od Marco. 

Przepraszam kochanie, nie mogę teraz. 
Mam trening. Wpadnę wieczorkiem. 

Westchnęłam lekko zrezygnowana jednak mimo wszystko postanowiłam zapewnić sobie trochę ruchu. Narzuciłam na siebie dresowe spodnie i bluzę, po czym wyszłam w kierunku parku. Trzeba popracować trochę nad twoją kondycją. Głośna muzyka rozbrzmiewała w słuchawkach kiedy zwalniałam bieg, lekko zdyszana. Zatrzymałam się, by nabrać powietrza w płuc, kiedy moim oczom rzuciła się znajoma sylwetka.
Na ławce niedaleko siedział Marco , a obok niego Elena. ( Dla tych którzy nie pamiętają - była dziewczyna Marco ) Rozmawiali, wybuchając co jakiś czas głośnym śmiechem. 
Zmarszczyłam brwi. Trening ? Pokręciłam głową, rozważając opcję podejścia do nich. Są tylko przyjaciółmi... Tylko dlaczego mnie okłamał ? Wycofałam się z pola widzenia, chcąc pozostać nie zauważoną.
-Zamierzasz odpuścić ?- zakpila moja podświadomość. Nie zamierzałam. Wrócę do tego wieczorem. Ciekawa jestem tylko, czy tym razem powie mi prawdę. 

                            ~*~

- Nie powinnaś się teraz uczyć ? - spytał Logan wkraczając do mojej sypialni. - Myślałem że w tym tygodniu masz ten konkurs czy coś...
- Mam. - mruknęłam zamykając klapę laptopa.
- Więc ? 
- Nie zależy mi.. - wzruszyłam ramionami, odbierając od niego kubek herbaty którą dla mnie przyniósł. 
- Jaja sobie robisz ? - wybałuszył zszokowany oczy. 
- Nie. Po co miałabym studiować w Krakowie ? Mogę uczyć się w Gdańsku.. Różnica jest taka że mam bliżej dom. 
- Julia.... To dla ciebie wielka szansa ! Być może uda ci się zdobyć stypendium a ty nie masz zamiaru nawet spróbować o nie walczyć. 
- Dlaczego wszyscy tak bardzo chcą się mnie stąd pozbyć ?! - wyrzuciłam ręce w powietrze, starając się opanować swoją złość. 
- Bo wszyscy wiedzą jak wiele to może znaczyć dla twojej późniejszej kariery. 
Kiedy nie odpowiedziałam, podniósł się z łóżka i ruszył w kierunku drzwi
- Obiecałaś jej że spróbujesz. - mruknął zanim zniknął w korytarzu. 
Dlaczego oni wszyscy tak bardzo się na mnie uwzięli ? Nie mogą zrozumieć że nie chcę stąd wyjeżdżać ? Tu jest mój dom i tutaj chcę zostać. Nie wyobrażam sobie być sama, setki km od domu. Bez przyjaciół, rodzina co najważniejsze Marco.  
Podniosłam się z łóżka idąc w stronę pokoju Logana.  Już miałam wejść do środka kiedy usłyszałam odgłos rozmowy telefonicznej.
- Jest zbyt uparta.... Nie... Nie rozumie jak bardzo ważne to dla niej jest... Myśli że chcemy się jej pozbyć... Tak... Cholera ! Ona ma szansę na to żeby tam jechać ! Nie jeden chciałby to zrobić a ona jak na upartego nie... Myślisz ? .... Powodzenia. - po ciszy jaka zapanowała w pokoju, wywnioskowałam ze skończył rozmowę. Wycofałam się do swojej sypialni, zapominając o czym tak naprawdę chciałam z nim porozmawiać. 

Kiedy wieczorem zadzwonił mój telefon, byłam prawie pewna że to Marco.
- Halo ? 
- Spotkajmy się w parku za 10 minut. - rzucił dość zimno - Musimy porozmawiać. 

3 komentarze:

  1. A to się porobiło... Co Marco odwala? o.o Oby z nią nie zerwał, żeby tylko ona pojechała do Krakowa! No i jeszcze ta Elena! Jestem przeogromnie ciekawa następnej części! :)
    Buziaki!!! :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeeeeeeeeee błagam Oni muszą być razem nie mogą zerwać. A może Marco chcę się spotkać, żeby przekonać ją do tego wyjazdu do Krakowa?? Błagam niech Elena nie namiesza w ich życiu i zniknie. Czekam na następny a tym czasem zapraszam do mnie na nowy http://wiktoria-marco.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na kolejną (masakryczną) część :D
    http://mr11-bvb.blogspot.com/2015/06/szesc.html
    Buźka :***

    OdpowiedzUsuń