sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 51.

- Więc co teraz ? - spytałam cicho, nie odrywając się od ciała chłopaka nawet na milimetry. Choćbym chciała to zrobić, czułam się zbyt słaba. Bałam się że gdy tylko go puszczę, on rozpłynie się w powietrzu jak mgła i znów go stracę. Byłam bardziej niż pewna że kolejnego rozstania nie przeżyję.
- Co masz na myśli ? - pociągnął delikatnie za moją brodę, tak, bym spojrzała w jego oczy
- Ja... - zawahałam się - Studiuję w Krakowie, ty w Gdańsku... To szmat drogi i  nie wiem czy sobie z tym poradzę.
- Poradzisz z czym ? - przymrużył delikatnie oczy, skanując moją twarz. Zupełnie nie rozumiał o czym mówię.
- Związkiem na odległość.. - westchnęłam, siadając prosto na kapie. - Jak ty sobie to wyobrażasz ?
- Kochanie.... - jęknął przeczesujac swoje włosy.
- Wiesz że tego nie przetrwamy prawda ? Wiesz że to ponad nasze siły ! - przerwałam mu, zaciskając nerwowo pięści.
- Kochanie - splótł swoje palce z moimi, przeciągając mnie na swoje kolana - Nie popełniam tych samych błędów dwa razy. Nie pozwolę znów ci się wymknąć, rozumiesz ?
- Więc wracam z tobą do Sopotu.
- Nie. - przerwał mi krótko. No i zrozum tu takiego ! Raz powtarza mi jak to bardzo mnie potrzebuje, a za chwilę wyraźnie daje mi do zrozumienia, że jest dobrze tak, jak jest.
- Nie rozumiem - pokręciłam zdezorientowana głową.
- Nie musisz wracać do Sopotu. - wzruszył ramionami.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz ? - zamachałam nerwowo dłonią - Przed chwilą powiedziałam że nie mamy co liczyć na udany związek na odległość !
- Oczywiście że cię słucham. -jęknął - Mam zamiar poszukać sobie gdzieś tutaj mieszkania czy coś. Po za tym, zawsze mogę studiować w Krakowie tak ? Z tą różnicą że będę miał cię tutaj, zaraz obok siebie, a nie na drugim końcu kraju.
- Czekaj. Ty zamierzasz.... - spojrzałam na niego pytająco.
- Mhm. Miałem zamiar poszukać tutaj jakiegoś mieszkania czy coś... - pokiwał potakująco głową, próbując powstrzymać uśmiech który z każdą chwilą coraz bardziej uwidaczniał się na jego ustach.  -  I tak nie lubiłem matematyczki na tamtej uczelni - dodał wzruszając ramionami.

                                 ~*~
                 ( 3 tygodnie później )

Nie pamiętam, kiedy ostatnio wszystko układało się tak idealnie jak teraz. Jeśli kiedyś narzekałam na to, jak wygląda moje życie - byłam głupsza niż myślałam. Ostatnim czasem, wszystko zaczęło nabierać koloru. 
I nie mówię tu o ścianach w moim.... naszym mieszkaniu.
Tak. Marco zamieszkał ze mną. Przez pewien czas upierał się, że jeśli aby NAM się udało, nie powinniśmy się zbytnio śpieszyć, jednak gdy spędził prawie tydzień na szperaniu w sieci, gazetach i innych ulotkach... Pomysł zamieszkania razem nie wydawał mu się już aż tak "szybki".
Obecnie jesteśmy na etapie gospodarowania naszego "gniazdka". Blondyn ochoczo zabrał się za pomoc w remoncie mieszkania więc poszło szybciej niż mogliśmy się tego spodziewać. Od ruiny, którą tu zastałam, do przytulnego lokum. 
Ostatni weekend spędziliśmy w Sopocie. Marco musiał zabrać swoje rzeczy z jego dotychczasowego domu, a ja nie mogłam przegapić okazji do spotkania się z tatą, Loganem czy Johnem . Nie sądziłam że w ciągu niecałego miesiąca stęsknię się za nimi wszystkimi aż tak bardzo.
- Nie sądziłem że jeszcze to masz - Marco uśmiechnął się, wchodząc do sypialni i  stawiając na podłodze kolejne kartonowe pudło, przyniesione z samochodu. 
- Mhm.. Zabrałam je ostatnio.- posłałam chłopakowi szeroki uśmiech, próbując się uporać z przyklejeniem ogromnego zdjęcia na jednej ze ścian. Tego samego, które blondyn przywiesił na suficie w moim pokoju. Przedstawiało ono nas. Spacerujących po plaży, z zaplecionymi dłońmi i szerokimi uśmiechami na twarzy. Zrobione jeszcze podczas owego, pamiętnego obozu szkolnego. 
- Pomóc ci ? - spytał, patrząc na to jak bardzo nie radzę sobie z przyklejeniem materiału do ściany. 
Kiwnęłam lekko głową, a kiedy udał że nie widzi, czekając najwyraźniej aż go o to poproszę ( och tak.. uwielbia się ze mną droczyć jak nikt inny.. ) rzuciłam w niego rolką taśmy klejącej. 
- Rusz tyłek. - zachichotałam wskazując skinieniem głowy, aby podszedł bliżej. 
Wywrócił oczami, udając obrażonego po czym nakleił kawałki taśmy na jednym z rogów trzymanego przeze mnie zdjęcia. 
- Myślę że jest... - mruknął chłopak, kiedy stanęliśmy w pewnej odległości, by móc podziwiać swoje "dzieło".
- ...Dobrze - dokończyłam uśmiechając się lekko. 
Objął mnie ramieniem, przyciągając bliżej siebie. Nim się obejrzałam, jego usta błądziły już po skórze mojej szyi. Zachichotałam cicho, kiedy po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk telefonu a chłopak wydał z siebie zrezygnowany jęk. 
- Przepraszam - szepnął ostatni raz całując mnie w usta, po czym odsunął się, sięgając po brzęczące urządzenie. 
Wyszłam z pokoju zostawiając go samego, z zamiarem przygotowania czegoś do jedzenia. Ostatnimi czasy mój obiad składał się najczęściej z zupy z puszki kupionej w supermarkecie za rogiem. Studenckie życie nie ? 
Parsknęłam cichym śmiechem, sięgając do lodówki po kurczaka i kilka warzyw. W kuchni połączonej z salonem rozbrzmiewała muzyka płynąca z radia ustawionego na małym stoliku pod ścianą. Poruszając więc delikatnie ciałem w jej rytm, przemieszczałam się "tanecznym" krokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu odpowiedniego garnka. 
Dałam się ponieść aż do momentu, w którym poczułam parę dłoni na moich biodrach.
- Nienawidzę gdy ktoś nam przerywa - szepnął tuż przy moim uchu. 
- Przestań.. - zachichotałam strzepując jego dłonie. - Próbuję przygotować kolację inną niż z puszki.. 
- Kurczak ? Kurczak ważniejszy ode mnie ? - wyrzucił ręce w powietrze, udając zranionego.
- Przestań zrzędzić - zaśmiałam się, rzucając w niego ścierką - Potrzebuję pomocy.
Wywrócił oczami, zabierając się równocześnie za krojenie warzyw i  wymamrotał pod nosem ciche " zobaczymy kto pierwszy pęknie "

Przez cały ten czas, który spędziliśmy w kuchni, Marco droczył się ze mną. Jeśli rozumiecie o co mi chodzi. Często, "niby przypadkiem" ocierał dłonią o mój tyłek. Nagle zaczęło robić mu się tak gorąco, że zmuszony był do zdjęcia koszulki. Dobrze wiedział, jak działa na mnie jego ciało. Jednym słowem, prowokował mnie przy każdej możliwej sytuacji. Ale co to by była za zabawa gdybym się poddała ? Uparcie udawałam że nic nie zauważam a wszystko to co robi, nie ma na mnie najmniejszego wpływu. Jednak czułam jak coś w środku mnie pęka.

                               ~*~

Leżeliśmy na kanapie, obżerając się kurczakiem i oglądając jakiś film. W pomieszczeniu panowały egipskie ciemności, naruszone jedynie światłem płynącym z telewizora. Z głową opartą o klatkę piersiową Marco, rozkoszowałam się naszą bliskością, którą od pewnego czasu nie mogłam się nacieszyć. Cały czas było mi mało. A chwila w której się rozstawaliśmy, choćby tylko na kilka godzin aby iść do pracy, była dla mnie torturą. Dosłownie.
- Zrobiłeś sobie nowy tatuaż ? - podniosłam gwałtownie głowę, by móc lepiej przyjrzeć się nowemu nabytkowi chłopaka. 
- Dawno - wzruszył ramionami, biorąc kolejny kęs kurczaka. 
Odebrałam z jego dłoni talerz i położywszy go na małym stoliku obok, zmusiłam do wyprostowania ramienia. Teraz dziara prezentowała się w pełnej okazałości. Grube, czarne 13 pośród prostokąta z ozdobnymi ramami. Cienie  w niektórych miejscach przypominały dziury, jakby w płótnie obrazu.
- Dlaczego akurat taki ? - spytałam wodząc palcem, po konturze cyfry. 
- Tak jakoś. - po raz kolejny wzruszył ramionami.
- Tak jakoś ? - westchnęłam nie dowierzając.
- Mogę odzyskać kurczaka ? - jęknął, ale kiedy nie odpowiedziałam, przypierając go podejrzliwym wzrokiem, poddał się - Numer ulicy na której mnie staranowałaś. Zadowolona ? - wydaje mi się, czy on faktycznie był delikatnie zawstydzony ?!
- Nie wiedziałam że jesteś aż tak sentymentalny - zachichotałam cicho, przyciskając usta do jego ust. 
- To twoja wina - fuknął, nadal zmieszany. 
- Moja ? - uniosłam brwi.
- Twoja. Przez ciebie robię się ckliwym idiotom.
- Nie mówię że mi się to nie podoba - przejechałam palcem wskazującym po jego obojczyku, później po napiętych mięśniach ramion, aż dotarłam do wyraźnych zaokrągleń jego bicepsów. 
- Mój ckliwy-badboy-bokser Reus - zagruchałam tuż przy jego uchu, na co ten wywrócił tylko oczami.
Nadal lekko się uśmiechając, ułożyłam głowę z powrotem na jego klatce. 
- Kocham Cię wiesz ? - złożyłam lekki pocałunek w miejscu nowej dziary.
- Ja Ciebie też maleństwo - pocałował czubek mojej głowy i objąwszy mnie, przycisnął do swojego ciała jeszcze mocniej. 
- Zdajesz sobie sprawę że przegrałaś, prawda ? - mruknął po chwili.
- Przegrałam co ? 
- Zakład. Przyznaj to kochanie - ponownie zbliżył usta do mojego ucha - Nie potrafisz mi się oprzeć.
- To ten kurczak tak na mnie działa - zachichotałam, puszczając mu oczko. 
- Odwołaj to ! - obrócił nas tak, że teraz to on zawisł nade mną, zbliżając swoją twarz ku mojej coraz to bardziej. 
- A jak nie to ? - zmierzwiłam delikatnie jego blond włosy posyłając mu pewny siebie uśmiech.
- Sama tego chciałaś - uśmiechnął się, przerzucając mnie przez ramię i kierując szybkim krokiem w kierunku sypialni. Wystarczyło jedno kopnięcie, a drzwi zamknęły się za nami z hukiem.

10 komentarzy - Następny rozdział :*

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Epilog części 1.

* Perspektywa Marco *

Nigdy nie myślałem że istnieje coś takiego jak uzależnienie od drugiego człowieka. Od kogoś kto zaprząta mój umysł w każdej wolnej chwili, bez wyjątków. Gdy jem, kartkuję notatki z wykładów, sprzątam a nawet wtedy gdy jestem schlany ! Już pomijając fakt, że człowiek upija się po to by o kimś zapomnieć, by choćby na moment wyrwać się ze szponów tęsknoty, która wysysa z ciebie życie coraz bardziej. Z dnia na dzień podupadasz. Ze schodka na schodek by w pewnej chwili stoczyć się z hukiem na samo dno. A co jest w tym najśmieszniejsze ? Zaliczyłem tę cholerną wywrotkę życiową na własne życzenie. Dlaczego ? Och.. Już wyjaśniam.
Pozwoliłem odejść osobie która jest całym moim życiem. Zaraz.. Pozwoliłem odejść ? Och.. To by było za proste. Jak ostatni prostak i cham musiałem złamać jej najpierw serce. A nie mając tej uśmiechniętej brunetki tuż przy swoim boku, czuję się jakbym istniał w nicości. Zupełnie jakby cały mój świat pochłonęła ciemność a moja pieprzona egzystencja tutaj była spisana na straty.
Więc po tych wszystkich dniach użalania się nad sobą, opłakiwania ran i ciągłego leżenia na łóżku, postanowiłem naprawić coś w swoim życiu

                         ~*~

- Gdzie ona jest ! - warknąłem przeciskając się w drzwiach do mieszkania Diany, która za wszelką cenę postanowiła mi to uniemożliwić. 
- Nie wiem - rzuciła wymijająco, unikając mojego, przesiąkniętego złością i desperacją wzroku. - Wyjdź z mojego mieszkania ! 
- Nie wyjdę póki nie dowiem się gdzie wyjechała - zaplotłem ręce na piersi, czując jak gniew coraz bardziej opanowuje moje ciało. 
- Jezu człowieku ! - wyrzuciła ręce w powietrze - Nie mam zielonego pojęcia gdzie wyjechała ! Nie byłyśmy ostatnio zbyt blisko okej ? Więc zrozum do cholery że nie wiem gdzie jest ! A poza tym, z tego co się orientuję, jesteś ostatnią osobą z którą chciałaby teraz rozmawiać. - Zabloło ? Mało powiedziane. Byłem na samym skraju wytrzymałości a ta dziewczyna z satysfakcją stąpała po moich palcach, którymi trzymałem się urwiska przed kolejnym, bolesnym upadkiem.
- Więc zrób coś kurwa ! Zadzwoń do niej ! Dowiedz się gdzie do chuja wyjechała - warknąłem jednak już trochę słabiej i ciszej niż poprzednio. Mój umysł zaczynał chyba powoli oswajać się z myślą że straciłem ją, już bezpowrotnie. 
 - Dlaczego niby miałabym to robić ? Zraniłeś ją. 
- Wiem. - mruknąłem ciągnąc za końcówki swich włosów. 
- Ale to nie ty musiałeś patrzeć na nią gdy zalewa się łzami. Nie widziałeś tego jak cierpi. - mruknęła ledwo słyszalnie, zupełnie jakby mówiła sama do siebie. 
- Wiem. Dlatego pomóż mi to naprawić ! Nie mogę bez niej żyć rozumiesz ? Nie mogę.. - cała wcześniejsza furia odpłynęła. Teraz zmagałem się już tylko z bólem, nad którym niestety nie byłem w stanie zapanować. I nie chodzi mi tu o ból fizyczny. 
- Sama nie wiem czemu to robię - mruknęła, sięgając po telefon a ja odetchnąłem z ulgą...

                                ~

Kiedy Julia rozłączyła się, coś we mnie pękło. Przysięgam że poczułem się jakby ktoś skakał mi po klatce piersiowej w glanach, czy innych ciężkich butach. Zakryłem twarz dłońmi nie wiedząc co dalej robić. 
- Przykro mi - mruknęła Diana, siadając na fotelu i wpatrując się w wygasły już wyświetlacz jej komórki. - Ta.. Mi też. - jęknąłem. 
- Hej .... - przysiadła się bliżej, pocierając pocieszająco moje ramię, jednak kiedy mięśnie mojego ciała napięły się gwałtownie, zabrała dłoń. I bardzo kurwa dobrze. Tylko Julia mogła mnie tak dotykać. Żadna inna. - Przynajmniej wiemy gdzie jest - westchnęła nieśmiało blondynka. 

                             ~*~

Więc postanowiłem wpakować swoją dupę do samochodu, z myślą że za moją ukochaną brunetką pojechałbym nawet na inny kurwa kontynent. Pojechał ? Ja bym tam w podskokach zapierdalał gdybym tylko mógł ją wreszcie zobaczyć.
Żałosne nie ? Brakuje jeszcze tylko transparentu ciągnącego się za moim samochodem z napisem "Zakochany kretyn !! NIEBEZPIECZEŃSTWO !"
Wkurzony do granic możliwości sięgnąłem do schowka po paczkę papierosów. Wyciągnąłem jeden i umieściwszy go między ustami, wygrzebałem zapalniczkę z kieszeni jeansów.
- To nie wolno palić - mruknął jeden z pracowników stacji benzynowej, na której właśnie się  zatrzymałem po dłuższym czasie jazdy.
- Do pełna - warknąłem  nie zwracając uwagi na jego komentarz i kierując się do budynku stacji, by tam uzupełnić zapasy, ostatnio tak panicznie potrzebnej mi nikotyny. Młody chłopak, ubrany w przybrudzoną koszulkę firmową nie odpowiedział już nawet słowem. Po prostu zamknął usta i zabrał się za wykonywanie swojej pracy. I bardzo dobrze. Ostatnie na co mam teraz czas, to pogaduszki.
Zapłaciwszy należną sumę, ponownie zasiadłem na fotelu kierowcy i zatrzasnąwszy za sobą drzwi odpaliłem samochód.
- Jadę po ciebie kochanie - mruknąłem zaciągając się kolejnym papierosem.

                           ~*~

Na ulice Warszawy wjechałem równo o 22. Skorzystawszy z adresu który podała mi Diana, z łatwością odnalazłem akademik Logana. Już po kilku minutach przeskakiwałem po dwa, trzy schodki by w jak najszybszym tempie dostać się do pokoju chłopaka. Miałem nadzieję że znajdę tam i JĄ.
Więc gdy lekko zdyszany, stanąłem wreszcie przed przed odpowiednimi drzwiami, zapukałem do drzwi które już po chwili otworzyły się. Stanęła w nich wysoka dziewczyna z rudymi włosami.
- Marco ? - Tuż obok niej pojawił się Logan i przybiwszy mi piątkę wpuścił do środka. - Napijesz się czegoś ?
Ja jednak nie słyszałem praktycznie niczego. Z bólem serca rozglądałem się po pomieszczeniu, szukając w którymś z kątów Julii.
- Halo ? Stary ?! Wszystko w porządku ? - machająca tuż przed moją twarzą ręka, wyrwała mnie z zamyśleń.
- Tak. Sory.. Miałem nadzieję znaleźć tutaj Julie. - jęknąłem spoglądając na chłopaka.
- Och.. - mruknął zdziwiony, drapiąc się przy tym po karku. - Ja... Myślę że powinieneś dać jej jeszcze czas..
- Nie - warknąłem zanim zdążył cokolwiek dodać. - Muszę ją odnaleźć. Teraz. Więc albo dasz mi ten cholerny adres do jej mieszkania, albo odwiedzę każdą kamienicę w Warszawie do póki jej nie znajdę rozumiesz ?
- Ale jej nie ma w Warszawie... - po raz kolejny tego wieczora, moja odpowiedź zaskoczyła go.
- Co ? - zatrzymałem wzrok na jego twarzy. - Więc gdzie ?
- Kurwa stary... - pokręcił głową - Studia w Krakowie, pamiętasz ?
- Jak mogłem o tym zapomnieć ! - pociągnąłem zdenerwowany za końce włosów. Przecież od samego początku była mowa tylko i wyłącznie o Krakowie.. - Jestem skończonym idiotom !
Poderwawszy się z krzesła, ruszyłem w kierunku drzwi wyjściowych.
- Hola stary ! Adres ! - zaśmiał się Logan, widząc moją rozkojarzoną minę.
Poczekałem aż napisze na małej kartce rząd literek pomieszanych z cyframi, po czym włożyłem ją do kieszeni.
- Miło było poznać - wychodząc, puściłem oczko do dziewczyny, która nie odezwała się ani raz, odkąd wtargnąłem do ich gniazdka.

                            ~*~

- Cholerna mapa ! - warknąłem zrzucając papier z maski samochodu na chodnik. Wściekły oparłem łokieć o boczną szybę. Od jakichś 10 minut staram się znaleźć tę cholerną ulicę. Nie sądziłem że Kraków jest aż tak wielki !
Po chwili, podniosłem ponownie mapę i rozłożyłem ją na masce samochodu. Nie zamierzałem się poddawać. Zbyt daleko zaszedłem, żeby teraz to zrobić. Po raz kolejny skanowałem mapę, w poszukiwaniu ulicy na której prawdopodobnie mieściła się kamienica z mieszkaniem Julii. Jednak papieros którego trzymałem między ustami powoli się wypalał, a ja odwróciłem się dosłownie na moment, by móc przygasić niedopałek, kiedy usłyszałem świst poruszających się na wietrze papierów.
- Um... Chyba coś ci upadło - usłyszałem cichy, damski głos tuż za mną. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Brak snu przez ostatnie 24 godziny sprawiał, iż byłem nieźle rozdrażniony.
- Dzięki - Rzuciłem krótko, odwracając się w kierunku dziewczyny. A kiedy to zrobiłem, zamarłem. Nie mogłem poruszyć żadnym mięśniem mojego ciała. Byłem jak sparaliżowany. Od stóp do głów.
Dziewczyna także zdziwiona tym co widzi, wypuściła z rąk mapę, która z cichym świstem opadła na chodnik.
- C-co T-ty tutaj robisz ? - wyjąkała odwracając wzrok. 
- Musimy porozmawiać -mruknąłem pewnie, walcząc z chęcią rzucenia się na brunetkę i wzięcia jej w ramiona.
- Nie mamy o czym. Wyraziłeś się dość jasno, kiedy ostatnim razem rozmawialiśmy. - Julia unikała mojego wzroku jak ognia. Uparcie patrzyła na ścianę budynku tuż obok.
- Błagam. Pozwól mi wyjaśnić ! - jęknąłem błagalnie, robiąc krok w jej kierunku. Tak bardzo pragnąłem móc ją przytulić, pocałować. A widząc te łzy, którym dzielnie nie pozwalała wypłynąć spod powiek, chciałem zrobić to jeszcze bardziej. Tak bardzo ją zraniłem...
- Marco ja...
- Porozmawiaj ze mną ! - przerwałem jej - Pozwól mi wyjaśnić całe to nieporozumienie ! Jedna, jedyna rozmowa. A później zniknę raz na zawsze jeśli będziesz tego chciała.
- Ja...
- Proszę. - szepnąłem, zbliżając się do niej o kolejne dwa kroki. Byłem na tyle blisko że mogłem dotknąć jej policzka, znów mogłem poczuć pod palcami jej miękką skórę. Jednak gdy moja dłoń była już o kilka milimetrów od jej twarzy, dziewczyna cofnęła się, spuszczając wzrok na swoje buty.
- Nie tutaj - westchnęła cicho, bawiąc się małym pierścionkiem z kolorowymi kamyczkami. Tym samym, obok którego spoczywał niegdyś prezent ode mnie.
Przytaknąłem cicho, pozwalając poprowadzić się dziewczynie w tylko jej znanym kierunku. Ulicę przemierzaliśmy w ciszy. Żadne z nas nie potrafiło się odezwać. Jeszcze nigdy nam się to nie zdarzyło. Oczywiście nieraz po kłótni panowało między nami niezłe napięcie, jednak nigdy nie było ono aż tak silne.
Kilka minut później wspinaliśmy się już po kamiennych schodach, jednej z kamienic.
- Ładne mieszkanie - uśmiechnąłem się lekko, kiedy byliśmy już w środku. Spojrzała na mnie unosząc brwi ku górze. Przekląłem w myślach moją nieudaną próbę rozładowania atmosfery.
- Dzięki. - powiedziała po chwili.
Usiedliśmy na kanapie. Ja patrzyłem na nią, a ona wszędzie byle nie na mnie. Och cudownie. 
- Przepraszam. - przysunąłem się bliżej niej - Przepraszam za to co ci zrobiłem. Za to ,że zniszczyłem wszystko co było między nami.   
- Nie zniszczyłeś. W zasadzie wszystko co "między nami było" - tu zrobiła palcami cudzysłów - oparte było na kłamstwie. Od początku do końca. Wykorzystałeś mnie a ja głupia ci na to pozwoliłam.
- Kłamstwem było to, co powiedziałem wtedy, w parku. - westchnąłem - Nie waż się myśleć nawet przez moment że to wszystko było kłamstwem.
- O ile dobrze pamiętam sam mi to powiedziałeś. - zamilkłem. Co miałem jej do cholery odpowiedzieć ? Ma tą jebaną rację. Spierdoliłem po całej linii.
- Wiem. Zjebałem. Ale kurwa kocham cię jak nic innego i nie wytrzymam bez ciebie ani chwili dłużej, rozumiesz ? Nawet kurwa jebanej sekundy.- złapałem za jej ramię tak by spojrzała wreszcie na mnie. Widziałem w jej oczach łzy, które za wszelką cenę starała się zatrzymać.
- Elena już ci się znudziła ? Jeszcze miesiąc temu nie mogłeś żyć właśnie bez niej. - wysyczała przez zęby, strząsając moją dłoń z jej ramion.
-  Julia... Między Elena a mną nic nie ma. Ja... - przerwałem by nabrać powietrza do płuc - Powiedziałem tak, ponieważ potrzebowałem jakiegokolwiek pretekstu by móc odejść. Kurwa.... To był najgorszy miesiąc w moim życiu. Nawet sobie sprawy nie zdajesz jak bardzo cię potrzebuję ?
- Potrzebowałeś pretekstu żeby odejść ? - pokręciła głową zdezorientowana.
- Gdybym tego nie zrobił, nigdy nie zdecydowała byś się na studia w Krakowie.
- Nie wierzę... Odszedłeś bo nie chciałam iść na studia ?! - prawie krzyczała. - Naprawdę byłeś gotowy zniszczyć to wszystko dla jakiejś głupiej szkoły ?
Milczałem. Po raz kolejny nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Ja.. Myślę że powinieneś już iść. - podniosła się z kanapy i skierowała się w kierunku drzwi, by po chwili otworzyć je dla mnie. 
- Ale... - popatrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami. Czego ty się kurwa spodziewałeś ?
Podniosłem się z kanapy, kierując się w jej stronę. Jednak kiedy byłem już przy drzwiach, zatrzymałem się.
- Wyjdź - szepnęła, uchylając szerzej drewnianą powłokę.
- Powiedz że za mną nie tęskniłaś... Powiedz że już mnie nie kochasz, a wtedy wyjdę i nigdy więcej mnie już nie zobaczysz. - Spojrzałem na jej zapłakaną twarz. Jak to możliwe że nadal wyglądała tak idealnie ?
- Nie mogę... - wyszeptała, ocierając twarz wierzchem dłoni.
Tylko tyle potrzebowałem, aby zamknąć z hukiem drzwi i przyprzeć ją do ściany obok. Zamknąłem jej małe ciało w swoich ramionach i zbliżyłem twarz do jej twarzy. Kiedy nasze czoła się zetknęły, poczułem znajome ciepło rozpierające moje wnętrze.
- Dlatego powinniśmy być razem - szepnąłem tuż przy jej uchu, odgarniając delikatnie jej bluzę tak, by tatuaż który się pod nią skrywał, ujrzał światło ziemne. - Bo dopełniamy się jak nikt inny. Tyle razem przeszliśmy, w ciągu tak krótkiego czasu. Nie pozwólmy żeby to wszystko się tak skończyło.
- Marco... Ja nie wiem.. - jąkała się, spoglądając na moje palce, znaczące kontur tatuażu.
- Wiesz jakie to uczucie zasypiać co wieczór z nadzieją że gdy otworzę oczy, ty będziesz pierwszym co zobaczę rano, a w zamian za to, widzisz tylko puste miejsce obok siebie ?
- Wiem.. - po raz pierwszy tego wieczora spojrzała mi w oczy z własnej woli.
- Więc daj mi jeszcze jedną szansę. Daj szansę nam. Dobrze wiesz że potrzebujemy się nawzajem. - Jeszcze nigdy nie mówiłem o swoich uczuciach tak otwarcie. To pierwszy raz kiedy czułem że muszę to powiedzieć. Dla tej dziewczyny byłem gotowy zrobić dosłownie wszystko. Zupełnie jak narkoman dla kolejnej działki.
- Kocham cię Maleństwo. Nie każ mi żyć bez siebie, bo nie potrafię tego robić.
Kiedy nie odpowiedziała na moje wyznanie, odsunąłem się od niej, zdając sobie sprawę że to już koniec. Złapałem za klamkę, chcąc jak najszybciej wydostać się z tego mieszkania. Byłem pewien że jeśli zostanę tu choćby chwilę dłużej, popłaczę sie jak dziecko.
Nie do opisania jest więc moje zaskoczenie, kiedy para rąk owinęła się wokół mojego ramienia, przyciągając mnie w ten sposób do siebie. Popatrzyłem na dziewczynę która momentalnie stanęła na palcach, przyciskając swoje usta do moich.
- Ja ciebie też - uśmiechnęła się szeroko przez łzy.
Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie, czując jak radość rozpływa się po całym moim ciele.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i proszę :* Oto epilog kończący pierwszą część opowiadania ✌Postanowiłam nie tworzyć nowego bloga tylko 2 część napisać na tym blogu :* Zgadzacie się ze mną?  Jeśli nie chcecie by 2 część opowiadania była na tym blogu piszcie komentarze :* I jak zaskoczeni perspektywą Marco?  Mam nadzieję że tak heh

Pierwszy rozdział 2 części ukaże się już w piątek :*

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 50.

Stałam przed drewnianymi drzwiami w jednej z Krakowskich kamienic, spoglądając to na numer mieszkania, to na adres zapisany w moim telefonie. Drżącą z podekscytowania ręką sięgnęłam po plik kluczy, spoczywających na dnie mojej torebki. Niepwnie wsunęłam go do zamka.
Przekraczając próg drzwi czułam rosnące z każdą chwilą podekscytowanie które zamieniało się w coraz to większe... rozczarowanie. Mieszkanie było kompletną ruderą. Puste wnętrza, naderwane tapety, masa kurzu. W co ja się wpakowałam..... Rzuciłam walizkę z ubraniami w niewielkiej sypialni, tuż koło starego, zniszczonego łóżka. Przysiadłam na skraju materaca, pocierając dłońmi o skronie, aby zniwelować w ten sposób nasilający się ból głowy. Czekało mnie więcej pracy niż mi się to początkowo wydawało.

                            ~*~

W przeciągu tygodnia udało mi się znaleźć pracę. Co prawda, kelnerka w jednej z krakowskich restauracji to nie był szczyt moich ambicji, jednak na razie to musiało mi wystarczyć. Udało mi się także doprowadzić mieszkanie do w miarę normalnego stanu. Nadal jestem w trakcie malowania ścian w salonie i w kuchni, ale jak to mówią - dalej do początku niż końca.
Powoli oswajałam się z nowym miejscem. Już mniejwięcej orientowałam się, który tramwaj gdzie jedzie. Jedyne czego naprawdę mi brakowało, to czyjegoś towarzystwa.
Nie znałam tu jeszcze nikogo, oprócz dwóch dziewczyn z pracy, Kamili i Majki które także były kelnerkami i Krystiana, kucharza. Utrzymywaliśmy całkiem niezły kontakt. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, jednak nigdy nie wyszło to poza progi restauracji w której pracowaliśmy.
Kończyłam właśnie malowanie jednej z kuchnnych ścian, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
- Cześć Julia ! - usłyszałam wesoły głos Diany.
- Diana ? - szczęka opadła mi ze zdziwienia.
- Tak. Słuchaj , możemy się spotkać ?
- Nie, niestety nie... - mruknęłam.
- Julka... Ja wiem że nadal jesteś zła, ale proszę tylko o 10 minut. - mruknęła. W myślach widizałam jej zirytowany wyraz twarzy.
- To niemożliwe.. Nie ma mnie w Sopocie..
- Um.. Więc kiedy będziesz ?
- Na święta... - o ile w ogóle - Wyprowadziłam się z tamtąd. - westchnęłam mocząc wałek malarski w białej farbie.
- J-jak to ? - zająknęła się. - Gdzie jesteś ?
- W... - zawachałam się. Wyjechałam po to by uwolnić się między innymi także od Thomasa. Ona jest jego dziewczyną... - Mieszkam teraz w Warszawie.
- Och... - tylko tyle wydostało się z jej ust. - Dlaczego wyjechałaś ? - spytała cicho.
- Ja... Potrzebowałam przerwy od Sopotu, od tego wszytskiego. Poza tym i tak bym to zrobiła po wakacjach.
- Marco u mnie był. - wyrzuciła na jednym wydechu a ja zamarłam na dźwięk imienia chłopaka.
- Nie obchodzi mnie to. - mruknęłam. To nie tak że nie myślałam o nim ani raz odkąd tu jestem. Wręcz przeciwnie.  Zaprzątał moją głowę 24 na dobę. Wszystko mi o nim przypominało. Każdy najmniejszy gest. Ponadto w rzeczach które niedawno wysłał mi tata z Sopotu, znalazłam także jego koszulkę. Nie mogłam pozbyć się z mojego życia. Za bardzo mną zawładnął. Zarówno sercem jak i umysłem. Inni faceci mogli dla mnie nie istnieć. Liczył sie tylko on.  Nikt inny.
- Wiem.. Rozumiem... Znaczy nie rozumiem - zawahała sie -  Ale gdybyś go widziała.. Widziała w jakim stanie się teraz znajduje... On jest wrakiem.
- Diana...
- Nie. Cokowliek się między wami stało, on cierpi teraz bardziej niż możesz to sobie wyobrazić. Nachodzi mnie, odkąd dowiedział sie że wyjechałaś.
- Dowiedział się ? -
- Nom - przytaknęła cicho - Porozmawiaj z nim...
- Nie. - jęknęłam cicho.
Nie potrafiłam. Nie teraz.
- On naprawdę tego potrzebuje.. On niszczy sam siebie. Pije... W ciągu jedno weekendu wyrzucono go z czterech klubów. Za każdym razem przyczyną jest pobicie kogoś. Przewanie do nieprzytomności. Cały Sopot aż chuczy..
- Powinnaś porozmawiać o tym z Elena. On dla mnie już nie istnieje. Zresztą, tak jak ja dla niego. - On dla mnie nie istnieje. Pożałowałam mych słów tak szybko, jak tylko wypłynęły  zmoich ust. Oczywiście że tak nie myślałam. Wmawiałam to sobie, ponieważ tak było mi wygodniej o bólu który cały czas rozrywał moje serce.
- Julia ale ..
- Nie. - przerwałam surowo - Muszę kończyć. - rozłączyłam się, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Wściekła, rzuciłam telefon na kanapę przykrytą folią i zabrałam się za malowanie. Przyłożyłam wałek do ściany, kiedy komórka po raz kolejny sie rozdzwoniła. Wcześniej udawało mi się ignorować niesutępliwy sygnał, przychodzącego połączenia jednak teraz nie wytrzymałam. Przusnąwszy palcem po ekranie, odebrałam.
- Odpuść ! Nie mam zamiaru z nim rozmawiać rozumiesz ?! - wrzasnęłam do słuchawki.
- Wow dziewczyno ! Spokojnie - zaśmiał się John.
- Um.. To ty - jęknęłam lekko speszona - Przepraszam.
- Jest okej - zaśmiał się - Co słychać ? Dawno się nie odzywałaś....
- Koszmarnie. Moje mieszkanie to kompletna rudera. Przynajmniej udało mi się znaleźć pracę.
- Remont ? Nie potrzebujesz czasem pomocy ? Tak się składa że mam tydzień wolnego między praktykami.
- Pewnie ! Kiedy będziesz ?  - naprawdę sie ucieszyłam. Wreszcie będę miała do kogo się odezwać.
- Myślę że uda mi się złapać pociąg po jutrze,
- Super. Już nie mogę się doczekać.

Ślęczeliśmy na telefonie przez kolejne dwadzieścia minut. Chłopak śmiał się że mój tata już prawie się do nich przeprowadził. Musi czuć się strasznie samotny w domu, skoro teraz już nawet nocuje u Renaty. Tylko patrzeć aż do moich drzwi zapuka listonosz  z zaproszeniem na śłub w ręku. Oczywiście nie miałam nic przeciwko temu. Jeżli Renata była tą która go napradę uszczęśliwia, to dlaczego miała bym im stanąć na drodze do szczęścia ?
Podgrzewałam sobie "kolację" w postaci dania z puszki w mikrofalówce, kiedy na ekranie laptopa wyskoczyło okienko z nową wiadomością meilową. Zaintrygowana, otworzyłam ją. Brak nadawcy widomości - bo raczej adres 123@onet.pl nie wydawał się czyjąś prawdziwą, używaną skrzynką pocztową.

" Wiem że nie chcesz ze mną rozmawiać. Wiem że nie chcesz na mnie patrzeć ale posłuchaj tego. Proszę. Nie potrafię wyrazić tego co czuję, myślę że ta piosenka może pmóc zrozumieć, o co mi chodzi.          M.  "

Trzęsącymi się rękoma najechałam myszką na link zamieszczony poniżej i otworzyłam go w nowej karcie.
  ( http://www.youtube.com/watch?v=qeXjPMncGi8   polecam włączyć piosenkę, wprowadzi w nastrój :) )

Z głośników popłynęła muzyka, a ja usiadłam na podłodze pod ścianą, ściskając w dłoniach kubek herbaty.

To przy Tobie brak mi tchu, zwalnia bicie mego serca,
Dzięki Tobie cieszę się, uwierz w to, bo nie wkręcam.
To przy Tobie brak mi słów no i nie wiem jak zagadać.
Jestem Twoją marionetką, uczuciami możesz władać.
Na kolana tutaj padać, nic, nie ma tej potrzeby,
Przecież nie jest tak tragicznie, żebym zniżał się do gleby.
Czasem smutny, Ty wesoła no i odwrotnie też bywa.
Zobacz dla Ciebie kawałek na bitach tak wciąż ubywam.
Sama prawda nie zgrywa, słuchaj co Ci jeszcze powiem
Moja miłość do Ciebie działa wciąż jak bieg po zdrowie.
Ciągle siedzisz mi w głowie, nie wypędzę Cię łatwo !
Jeszcze wzmacniam wyobraźnię swoją uczuciową gadką.
Pisze coś i siedzę z kartką, później sama myśl o Tobie.
Źle się dzieje ze mną, dzieje się tak przy Tobie.
Nie umieszczę tego w słowie jakim uczuciem Cię darzę,
Mógłbym napisać poemat i tak za mało tych zdarzeń.
Serce było popękane, ale zalepiasz uczuciem,
Które mam nadzieję darzysz, ja jestem z takim odczuciem.
Czasem nie wiem co robić, jak Cię szczerze zadowolić.
Nie posłucham się koleżków, którzy każą to pierdolić !
Jestem prostym chłopakiem, który nie jest wyjątkowy,
Który potrafi uczucia wypuszczać w postaci mowy.
Teraz nie ryje głowy prośbą : zostań na zawsze.
Tylko nawijam uczucia, które przez me życie taszczę.
Kocham na Ciebie patrzeć, to przy Tobie staje czas.
Muszę uwierzyć w to wszystko, a Ty uwierz Skarbie w Nas.
Nie ma przerwy na reklamy albo coś w stylu zamuły.
Jestem człowiekiem z ulicy, który potrafi być czuły !
Ja się nie zmienię, więc przestań narzekać.
Jeśli we mnie wierzysz, to jak chcesz możesz poczekać.
Na spontanie to nagranie i na bicie nadawanie,
U niektórych udawanie, u mnie płynie prosto z serca.
Jadę razem z bitem, to mnie w życiu nakręca,
Wczuwam się w to tak na lajcie i Wy też się w to wczuwajcie !
Kierunek muzyka, taką drogę ja wybrałem,
Możesz postąpić inaczej, ale ja to wybrać chciałem !
Wiesz, nigdy nie przegram życie, wolność słabości.
Muszę zaznać jeszcze trochę tej prawdziwej miłości.
Już za dużo przeżyłem, za dużo już dostałem,
By nagle całkiem przegrać, nigdy się nie poddałem !
Uwierz, nie przegram życia, to za cenne, za dobre.
To dla Was przyjaciele same słowa szczere, mądre !
Za ostatni grosz bym odkupił Ciebie, Mała,
Żebyś była przy mnie blisko i się ze mną całowała !
Żebyś ze mną rozmawiała, tak jak dotychczas to jest.
Kocham Ciebie ma Królowo ! Kończę zajebisty tekst.
( Ziarecki - Przy Tobie )

Łzy płynęły po mojej twarzy całymi strumieniami.. Tak bardzo chciałabym go teraz przytulić. Powiedzieć że wszystko będzie dobrze. Jednak nie mogłam. Bojąc się być zranioną po raz drugi, wyłączyłam laptop nie dając Marco żadnej odpowiedzi. Wyciągnęłam z mikrofalówki zimną już zupę i zalewając się łzami, usiadłam z powrotem na podłodze.

                              ~*~

Więc... Oto ostani rozdział opowiadania. Niedługo UKAŻE SIĘ EPILOG.  A następnie 2 część :* Cieszycie się?  Mam nadzieję że tak  :D Oczekujcie 2 część już w poniedziałek :*

wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 49.

Przez ostatni tydzień moje życie diametralnie się zmieniło. Panicznie bałam się wychodzić z domu. Wspomnienia z tamtego, feralnego wieczora wracały do mnie za każdym razem gdy przekraczałam próg domu. Gdy szłam ulicą, nerwowo obracałam się za siebie dosłownie co kilka sekund, aby upewnić się że gdzieś za mną nie czai się Thomas. Popadałam w totalną paranoję.

John był dla mnie oparciem, przez minione dni. Odkąd podpatrzył u mnie sms który wysłał mi tamtego wieczoru Thomas, postanowił zabawić się w mojego osobistego ochroniarza. Byłam mu niezmiernie wdzięczna. Gdyby nie on, nie wiem co by się ze mną działo. Nie miałam nikogo oprócz właśnie niego. Logan siedział w Warszawie, w akademiku, Tata albo pracował, albo spędzał czas z Renatą.

John oczywiście nalegał abym powiedziała mu o wszystkim, jednak twardo ignorowałam jego prośby. Uważałam że tata nie powinien o tym wiedzieć. Przysporzyła bym mu tym tylko niepotrzebnych zmartwień a z powodu jego ostatniego kryzysu w firmie w której pracuje, ma ich naprawdę więcej.

Wychodząc z domu, rzuciłam okiem na kalendarz. 29 czerwca. Koniec roku szkolnego, koniec spędzania godzin nad książkami, koniec liceum. Już jutro usiądę w jednym z pociągowych przedziałów i przejadę nim te kilkaset kilometrów, na drugi koniec Polski, by móc zacząć nowe życie w Krakowie.

Mimo początkowych oporów taty, udało mi się go przekonać, iż powinnam pojechać tam znacznie wcześniej niż końcem lipca.

Rozpaczliwie chciałam stąd wyjechać. Jak najdalej od całego tego bajzlu, który miałam nadzieję zostawić w Sopocie.

Diana znów ze mną nie rozmawia. Powód ? - Impreza. Opowiedziałam jej o wszystkim. Od początku do samego końca. A ona ? Wyśmiała mnie, mówiąc jaki to Thomas jest idealny i  niemożliwym jest aby mógł zrobić coś takiego. Więc wyszłam na totalną kłamczuchę, która jest zazdrosna o chłopka przyjaciółki.

Więc to już trzecia osoba w przeciągu miesiąca, która znalazła się na liście "osób do unikania".

Dina, Thomas, Marco....

Z nim także nie miałam żadnego kontaktu. Od momentu w którym zadzwonił tamtego wieczoru, nie miałam okazji usłyszeć jego głosu o zobaczeniu jego pięknej, idealnej twarzy już nawet nie wspomnę.

- Julia !- do moich uszu dobiegł krzyk John'a który nagle pojawił się tuż za mną. - Nie słyszałaś jak wołam ?

- Nie. Przepraszam - pokiwałam głową, przytulając go lekko na przywitanie. - Zamyśliłam się.

- Wyglądasz okropnie - mruknął spoglądając na mnie.

- Dzięki. - uśmiechnęłam się sztucznie, udając przy tym oburzoną choć sama bardzo dobrze wiedziałam jak tragicznie prezentuje się moja twarz. Na pewno lepiej niż te dwa, trzy dni temu ale nadal prawy policzek był napuchnięty a dodatkowo pokrywała go bladnąca już sinizna.

- Wybacz - zaśmiał się, dorównując mi kroku - Więc jutro wyjeżdżasz tak ?

- Mhmm - mruknęłam cicho.

- Będę tęsknił wiesz ? - uścisnął lekko moje ramię. Oderwałam wzrok od chodnika, by móc spojrzeć w jego ciemne oczy.

- Ja też... - westchnęłam przytulając go - Odwiedzisz mnie czasem prawda ?

- Chyba nie myślisz że pozbędziesz się mnie tak łatwo ? - zachichotałam na jego słowa. Już nie mogłam się doczekać mojego "nowego" życia.

                               ~*~

Obudziłam się zadziwiająco wcześnie. Podekscytowanie wzięło górę i już od godziny piątej nie mogłam zmrużyć oka. Cóż, dzisiaj mój "wielki dzień". Wreszcie się usamodzielnię. Zamieszkam sama. Stanę się niezależna. Wreszcie będę mogła sama decydować o tym, gdzie, kiedy, z kim i o której wyjdę z mieszkania. Nikt nie będzie prawił mi kazań na temat tego że mam bałagan w pokoju. Kartonowe pudła stały na środku mojego pokoju, zaadresowane i gotowe do wysłania. Myślami byłam już w "moim" mieszkaniu.
- Julia ! Zaraz musimy wychodzić. - do moich uszu dobiegły krzyki taty z dołu.
Ogarnęłam wzrokiem pokój po raz ostatni, po czym upewniwszy się że to co najpotrzebniejsze mam spakowane, po czym wyszłam na korytarz. Stanęłam jak sparaliżowana, gdy napotkałam wzrokiem Logana. Ściskał w dłoni moją walizkę, posyłając mi szeroki uśmiech. 
- Nie wiedziałam że przyjeżdżasz. - mruknęłam, przytulając go.
- Jak mógłbym sie nie pożegnać? - zachichotał, czochrając moje włosy.
- Ludzie... - westchnęłam - Dajcie spokój z tym żegnaniem. Nie wyjeżdżam przecież na zawsze ! - niestety dodałam w myślach.
- Ale i tak wszyscy będą tęsknić za takim uparciuchem jak ty. Kto teraz będzie męczył tatę o wyższe kieszonkowe, kiedy ciebie nie będzie ?
Wywróciłam oczami. Kochana rodzinka, zawsze potrafi docenić człowieka...
Po tym jak Renata wręczyła mi torbę wypakowaną po brzegi jedzeniem na drogę, wsiadłam wreszcie do samochodu. Och, tak. Pożegnać się przyjechali dosłownie wszyscy. Renata, Agnieszka, Adrian. Brakowało mi jeszcze tylko transparentu "ŻEGNAJ JULIA ! ". No bo serio.. Jak Logan wyjeżdżał do akademika nie było w domu takich cyrków.
- Julia, proszę odezwij się jak będziesz już w Krakowie - westchnął tata, zatrzymując się na światłach.
Potaknęłam cicho, wyglądając przez otwarte okno. Przymknęłam oczy. Słońce przypiekało delikatnie do mojej twarzy. Zdecydowanie będę tęsknić za Sopotem. Mimo wszystko.
Nagle na ulicy zrobiło się dość głośno. Otworzyłam oczy by sprawdzić co się dzieje. Tuż obok, na sąsiednim pasie zatrzymał się motocyklista, także czekając na zielone światło. Promienie słoneczne odbijały się od czarnego lakieru bestii na dwóch kółkach, rażąc mnie w oczy. Zaraz... Ja znam ten motor !
Zamrugałam gwałtownie, próbując ignorować niekomfortowe światło. Wytężyłam wzrok by dostrzec jakiś szczegół który będzie mógł upewnić mnie w przekonaniu że to właśnie ta, konkretna maszyna. Dopiero w chwili gdy kierowca pojazdu odwrócił głowę w moim kierunku, byłam pewna. Mężczyzna ściągnął kask, nadal nie odwracając wzroku od mojej twarzy,a ja zamarłam. Marco. Właśnie dlatego chcę stąd wyjechać. Aby uniknąć sytuacji jak ta. Wpatrywałam się w Reus'a dopóki w moich oczach nie pojawiły się łzy. Widziałam jego zdziwienie gdy skanował moją twarz do momentu aż nie zatrzymał się na sinym policzku. Momentalnie zsiadł z motoru i szybkim krokiem skierował się w moim kierunku. A ja ? A ja spanikowałam. Nacisnęłam guzik środkowym palcem, zamykając w ten sposób szybę. Kiedy był  już blisko, nabrałam powietrza w płuca. 
- Błagam, jedź już tato - przemawiała przeze mnie panika. Bałam się starcia z Marco oko w oko. Każde, nawet najmniejsze spojrzenie na jego osobę, sprawiało mi ból. 
- Ale jest czerwone- tata był wyraźnie zdziwiony moją prośbą.
- Proszę ! - jęknęłam. 
Dopiero kiedy rozeszło się pukanie do szyby, tata zrozumiał o co mi chodziło.
- Żegnaj - wyszeptałam bezgłośnie w kierunku Marco, zanim samochód ruszył z miejsca. Widział to. Wiem że widział. Grymas w jakim wykrzywił twarz mówił sam za siebie. Nie rozumiałam go. Niecały miesiąc temu zostawił mnie zapłakaną w parku, mówiąc że to była tylko dobra zabawa która mu się już znudziła. A teraz? Wyglądał jakby cierpiał. "To pewnie jego kolejna gra" szepnęła mi podświadomość a ja postanowiłam posłuchać jej słów. Marco to już rozdział zamknięty. Raz na zawsze. Sam tego chciał.
Spoglądając w boczne lusterko ujrzałam stojącego w tym samym co wcześniej miejscu. Nie reagując na trąbienie samochodów, wpatrywał się w kierunku w którym odjeżdżaliśmy. Dopiero kiedy jakiś koleś podszedł do niego, wskazując dłonią na korek jaki się przez niego utworzył, rzucił z całej siły kaskiem o asfalt i wsiadłszy na motor, odjechał.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przychodzę do Was wcześniej z rozdziałem :* Cieszycie się??  Mam nadzieję że tak ;D Jeżeli chodzi o następny rozdział to pojawi się w sobotę bądź niedziele.  Jestem jeszcze jedna sprawa. Otóż do końca opowiadania zostało kilka rozdziałów. Mam w planie napisać 2 część tego opowiadania :* Ale czy Wy tego chcecie?  Napiszcie mi w komentarzach co myślicie na temat 2 części opowiadania :*

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 48.

Wedle Waszego życzenia oto nowy rozdział :* Miłego czytania ✌❤

                               ~*~

Po szybkim prysznicu, przebrana już w piżamę, rzuciłam się na łóżko. Już miałam naciągnąć kołdrę pod samą brodę, kiedy w oczy rzuciła mi się mała karteczka przyklejona do lustra. na przeciwległej ścianie do okna.
Zdziwiona podniosłam się z miękkiego materaca i sięgnęłam po nią.

Nie myśl że już o Tobie zapomniałem Kochanie. Niedługo się spotkamy.  Obiecuję.

Moje serce momentalnie przyspieszyło. Marco ! On tutaj był ?! Boże....
Przycisnęłam skrawek papieru do klatki piersiowej po czym ponownie rzuciłam się na łóżko. Nadal nie mogłam opanować swoich emocji, a nadzieja na to że "będzie dobrze" ponownie zakorzeniła się gdzieś wewnątrz mnie. Ale czy aby na pewno słusznie ? On mnie kocha. Nie ma innej opcji ! - mruknęłam sennie i nadal nie wypuszczając karteczki z dłoni, zasnęłam. 

                             ~*~

- Nie daj się prosić - jęknęła Diana ciągnąc mnie chodnikiem w kierunku jej domu.
- Nie możesz wziąć tam Thomasa ? 
- Thomasa ? Do klubu na babski wieczór ? - mruknęła z niedowierzaniem wymalowanym w jej niebieskich tęczówkach - Nie. 
- Myślę że dziewczyny nie miały by nic przeciwko. 
- A ja musiała bym je na smyczy trzymać żeby się do niego nie kleiły. - wywróciła oczami. - Błagam. Tylko Ty, ja, Sylwia i Nicol. Jak za starych dobrych czasów. 
- Diana.. 
- Wiem jak mam na imię ! Nie możesz siedzieć cały czas w swoim pokoju. Już wystarczająco czasu tam zmarnowałaś. Musisz się w końcu gdzieś wyrwać ! 
- Ja naprawdę.. 
- Już nie pytam - przerwała mi. - Teraz cię informuję i nie ma mowy o żadnej odmowie. 
Jęknęłam cicho. Ostatnie na co miałam teraz ochotę to łazić po jakichś klubach. Wieczór na mojej ukochanej kanapie w salonie brzmiał o niebo lepiej, ale sądząc po minie blondynki - dla własnego bezpieczeństwa nie powinnam się już odzywać. 
Kiedy stanęłyśmy wreszcie w mieszkaniu dziewczyny, zdałam sobie sprawę jak dawno tutaj nie byłam. I choć nic praktycznie się w tym domu nie zmieniło, czułam się jakbym była tu pierwszy raz.
- Kupiłaś mi ? - w drzwiach kuchni stanął sześcioletni brat dziewczyny z założonymi na piersi rękami. Wyglądał naprawdę śmiesznie starając się przybrać "poważny" wyraz twarzy. 
- Masz - rzuciła paczkę kolorowych cukierków w jego kierunku, a na twarzy chłopca momentalnie zagościł szeroki uśmiech. - A teraz spływaj się pobawić czy coś.
Kacper pokazał jej język po czym zniknął w pokoju na końcu korytarza.
- Chodź musimy zrobić się na bóstwo - dziewczyna pociągnęła mnie w kierunku sypialni na co o mało nie wywróciłam się, plątając stopami o dywan. Zachichotała cicho zamykając za nami drzwi i popychając mnie lekko w kierunku małego krzesełka przed biurkiem. 
Już po chwili wysypała na nie całą zawartość - swoją drogą naprawdę dużej - kosmetyczki. 
- To chyba nie jest konieczne - mruknęłam wskazując na te wszystkie kosmetyki. Zwykle nie lubiłam sie malować, więc tego nie robiłam. Przeważnie brakowało mi czasu na jakikolwiek make-up. Nie licząc korektora czy lekkiej kreski oczywiście. 
- Widziałaś się w lustrze ? Masz wory jakbyś nie spała przynajmniej przez tydzień. - mruknęła.
- Nie byłam zbytnio zmęczona - westchnęłam wymijająco. 
- Julia... - ukucnęła tak, by być twarzą na wysokości mojej. - Wiem że cierpisz. Wiem jak cholernie cię to boli ale na jednym dupku świat się nie kończy. Daję mu miesiąc. Zobaczysz, wróci na kolanach i będzie błagał żebyś do niego wróciła, bo zda sobie sprawę jak bardzo mu ciebie brakuje.
Chciała bym w to wierzyć. Chciała bym być tego tak pewna jak Diana, ale coś w duchu podpowiada mi że tak się nie stanie. Chociaż ta wczorajsza wiadomość.. Niedługo się spotkamy.. Może to faktycznie coś znaczy ? 
- Finito - spojrzałam w swoje odbicie lustrzane. Wyglądałam... inaczej. - Cholera.. Jestem zajebista. Wyglądasz ostro. 
Oniemiała nadal spoglądałam przed siebie. Podobało mi się ? Nie wiem.. Dwa razy grubsze kreski na powiekach, praktycznie czarne cienie, krwisto czerwone usta. Wyglądałam na lekko starszą niż jestem. Nie do końca przekonana co do swojego wyglądu podniosłam się z krzesła by ustąpić miejsca dziewczynie. 

                              ~*~

- Co to ? - blondynka z prędkością światła podbiegła do mnie z drugiego końca pokoju, by wskazać palcem na tatuaż na moim nadgarstku który przypadkiem odkryła czarna koszulka którą miałam na sobie. - Prawdziwy ?!
Kiedy skinęłam głową, wywaliła gałki oczne jeszcze bardziej. 
- Kiedy go zrobiłaś ? 
- Jakiś czas temu...
W jej oczach widziałam chęć do zadania kolejnych pytań na które nie specjalnie miałam ochotę odpowiadać. Ta mała dziara niosła za sobą zbyt wiele - na tą chwilę bolesnych - wspomnień. Być może kiedyś, patrząc na siebie będę czuła tę radość którą czułam zaraz po jej zrobieniu, jednak na teraz wydaje się to zbyt odległą przyszłością.
Od niekończących się pytań Diany uratował mnie dzwonek do drzwi.
- To pewnie dziewczyny. - zwróciła się do mnie - Idziemy ?
W odpowiedzi pokiwałam głową.

                            ~*~

- Napij się z nami ! - do moich uszu dobiegł krzyk Diany.
Pokręciłam głową w proteście. Ostatnia impreza na jaką dałam się wyciągnąć i w dodatku upić, skończyła się moją wizytą w domu Marco i raczej nie chciałam powtórki... Tęskniłam za nim jak cholera , ale przecież mam swój honor tak ?
Wykorzystałem Cię... Chciałem o niej zapomnieć a Ty byłaś łatwym celem... Łzy ulgi. Te słowa powracały do mnie jak bumerang. Za każdym razem gdy chciałam je wyprzeć z mojej głowy bo samo wspominanie ich sprawiało, że mój świat wywracał się do góry nogami - powracały równie szybko.
- Dawaj Julia ! - zachichotała Nicol, wychylając kolejną porcję kolorowego drinka. - Musisz się wyluzować !
Wzruszyłam ramionami nie bardzo wiedząc co powinnam zrobić. Ten klub to ostatnie miejsce w którym chciałam teraz być.
- Przysięgam że jak sama się nie napijesz, to wleje ci to do gardła choćby siłą - warknęła Diana z hukiem stawiając przede mną szklankę. Westchnęłam ciężko, ujmując w dłonie naczynie.
- A teraz lecimy na parkiet laski ! - Sylwia starała się za wszelką cenę przekrzyczeć głośną muzykę.
Dopiłam napój, po czym pozwoliłam poprowadzić się na sam środek.

Atmosfera panująca w pomieszczeniu udzieliła nam się bardzo szybko. W zaskakującym tempie zrobiło mi się też strasznie duszno. Alkohol buzujący w moim organizmie przyprawiał mnie o zawroty głowy, a wysoka temperatura potęgowała nieprzyjemne uczucie "wirowania".
Wyszłam więc na zewnątrz z nadzieją, że świeże powietrze oczyści mój umysł. Przysiadłam na krawężniku tuż za rogiem. Z dala od tych wszystkich nieprzyjemnych typków sterczących przy wejściu do budynku.
Spoglądając na czubki swoich butów, czułam że wszystko w mojej głowie powoli się uspokaja.
- Witaj Kochanie - podniosłam głowę na dźwięk padających słów, by upewnić się że są skierowane do mnie. - Obiecałem że niedługo się spotkamy, więc jestem.
Zamarłam. Na masce samochodu tuż przede mną siedział Thomas obdarzając mnie swoim sarkastycznym uśmiechem. Byłam pewna że coś knuje.
Ale zamiast wstać z zimnego krawężnika, odejść, uciec - cokolwiek ! - po prostu się rozpłakałam. Tak. Płakałam jak małe dziecko pociągając przy tym  niezbyt atrakcyjnie tym nosem. W duchu wierzyłam że był to Marco..
- To ty ?! Ty byłeś w moim pokoju, ty zostawiłeś tą kartkę ?!
- Oczywiście że ja kochanie. - zakpił - A kogo się spodziewałaś ?
Właśnie.. Kogo się spodziewałam ? Marco ? Ma Elene. Po co miałby chcieć się ze mną spotkać ? Chyba najwyższa pora pogodzić się z faktem, że Julia i Marco to rozdział zamknięty.
- Stary... Ona tak zawsze ? - nagle dobiegł mnie drugi głos, tuż zza moich pleców.
Thomas spojrzał na chłopaka dając znak by rozwinął swoją myśl.
- No.. Ryczy za każdym razem gdy cię widzi ? - zakpił nadal stojąc za mną. Zaśmiałam się w duchu gratulując sobie talentu do doboru "przyjaciół". Czy przez całe moje życie będę trafiać na skończonych dupków ?
- Nie pierdol tylko bierz ją i do samochodu. - warknął Thomas siadając za kierownicą.
Zaraz co ? Czy to normalne że nie byłam wystraszona ? Bo nie byłam... W zamian za to kierowała mną tylko złość, rozczarowanie, żal.
- Błagam Julka... Zrób to po dobroci - puścił mi oczko, odpalając samochód.
Boże czy ty to widzisz.... Podniósłszy się z  zimnego krawężnika, skierowałam się  w kierunku tylnych drzwi. Chłopak idący za mną był wyraźnie zdziwiony faktem iż nie stawiam jakiegokolwiek oporu. Pociągnęłam za klamkę i kiedy już miałam wsiadać do środka, trzasnęłam drzwiami odbiegając od pojazdu. Starałam się biec jak najszybciej. Gdziekolwiek, byle jak najdalej od tej dwójki.
Kiedy już zbliżałam się do rogu budynku, poczułam silny ból w dole pleców. Sparaliżowana strachem który postanowił jednak zawitać, osunęłam się na ziemię. Nie musiałam długo czekać na moich oprawców. Już kilka sekund później taszczyli mnie do samochodu. Próbowałam się wyrywać. Robić cokolwiek, jednak ból tylko się nasilał. Odpuściłam. Byłam wręcz gotowa by oswoić się z myślą że to już koniec. Nie.. Nie zabiją mnie. Bo nie zabiją prawda ?
- Przebiegła suka - splunął chłopak uderzając pięścią w moją twarz. Będzie śliwa - prychnęłam.
Zaskomlałam z bólu.
- Dlaczego ? - wyjąkałam. Tylko tyle byłam w  stanie wykrztusić, choć w mojej głowie wiła się już wiązka przekleństw w kierunku chłopaków.
- Kochanie.. Przecież nie jesteś głupia... - zakpił Thomas ujmując kciukiem mój podbródek. Robił to dość boleśnie jeśli mam być szczera.
Nie miałam zielonego pojęcia o co może chodzić temu psycholowi. Odkąd tylko wpadłam na niego na tych nieszczęsnych wakacjach, postanowił zrujnować mi życie.
- Jesteśmy sobie pisani kochanie - zaśmiał się donośnie. Coś jak w tych horrorach kiedy "czarny charakter" przejmuje nad wszystkim kontrolę.Oryginalnie prawda ?
Nagle, w lewej kieszeni moich spodni rozdzwonił się telefon. Thomas zatrzymał się, wyciągając go i spoglądając na wyświetlacz. 
- Odbierz. - puścił moje ramię - Tylko bez numerów.
- H-halo ? - wyjąkałam do telefonu.
- Julia ? - ten głos. Głos który rozpoznała bym wszędzie, o każdej porze dnia i nocy.
- Marco ?
- Możemy porozmawiać ? - on chce rozmawiać. On chce rozmawiać!! Już miałam odpowiedzieć, kiedy telefon został wyrwany z moich dłoni.
- Nie. Nie możecie - rzucił Thomas do słuchawki, po czym rozłączył się wrzucając telefon do kieszeni swoich jeansów.
Mówiąc że "zagotowało się we mnie" było totalnym niedopowiedzeniem. Jak on w ogóle śmiał ?! On chciał ze mną rozmawiać a ten dupek.... Ten idiota po prostu się rozłączył.
Wściekła do granic możliwości, wbiłam szpilkę moich czółenek w jego stopę, po czym podjęłam próbę ucieczki numer dwa, modląc się, by ta była efektywniejsza.
Serce biło mi coraz szybciej a mi momentami wydawało się ,że zaraz wyskoczy z mojej klatki piersiowej. Słyszałam za sobą ich kroki, których odgłos jeszcze bardziej pobudzał moje ciało do biegu. Nie mogłam dać się złapać.
Byłam już prawie przy drzwiach klubu kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek. Miałam ochotę się rozpłakac. Ja się pytam, gdzie teraz była ta góra mięsa robiąca za ochroniarza klubu ?
Wściekła odwróciłam głowę w kierunku mojego oprawcy i na oślep zaczęłam okładac go pięściami. A przynajmniej do czasu aż zostałam obezwładniona.
- Hej. Julia ! Spokojnie ! - otworzyłam oczy, nadal nie zaprzestając prób wyswobodzenia się z uścisku. Przez moje ciało przeszła fala ulgi gdy dostrzegłam przed sobą John'a. Mówiąc że patrzył na mnie jak na zbiega z psychiatryka naprawdę bym nie przesadziła. - Wszystko okej ?
- Nic nie jest okej - łzy po raz kolejny płynęły strumieniem po moich policzkach.
- Zabiorę cię do domu - pokiwałam lekko głową po czym dałam się pociągnąć w kierunku samochodu.

                           ~*~

- Powiesz mi ? - spytał John przysiadając na skraju łóżka i podając mi woreczek z lodem abym mogła przyłożyć go do napuchniętego policzka.
- Powiem Ci co ? - oczywiście dobrze wiedziałam o co mu chodzi. Jednak byłam tym wszystkim tak cholernie przerażona, że gdy zamykałam oczy , wszystko stawało się niezwykle realne. Zupełnie jakbym znów tam była. Przeżywała to po raz kolejny. Cały ten strach który czułam jeszcze kilkanaście minut temu, teraz nadal trwał we mnie. Można by stwierdzić nawet że z każdą chwilą przybierał na sile. Bałam się ,że oni tu wrócą. Thomas przecież doskonale wie gdzie mieszkam, a raczej nie należy do osób które tak poprostu odpuszczają.
- Przed kim uciekałaś ? - jego ton był dość niepewny. Wyglądał na naprawdę zmartwionego i już na pierwszy rzut oka wiedziałam, że nie spocznie póki nie pozna całej prawdy.
- Nie uciekałam - mruknęłam
- Więc chcesz mi powiedzieć że tak po prostu poszłaś sobie pobiegać w dziesięciocentymetrowych szpilkach ? - zakpił, jednak nie wyglądał na rozbawionego całą tą sytuacją. - Nie rób ze mnie idioty.
Kiedy nie odpowiedziałam, on po prostu westchnął.
Zrobiło mi się głupio.. Po tym wszystkim co dla mnie zrobił.. Pojawił się w chwili, w której najbardziej go potrzebowałam. Zupełnie jak jakiś "SUPER-HERO"..  A ja zachowuję się jak zimna suka.
- Przepraszam.. - wyjąkałam po dłuższej chwili wpatrywania się w pościel na moim łóżku i przeniosłam wzrok na twarz chłopaka. Wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi tęczówkami a ja zapragnęłam go przytulić. Jak przyjaciel przyjaciela. Tak bardzo za nim tęskniłam przez cały ten czas kiedy... Cóż, nienawidził mnie. Bo zamiast kogoś, komu naprawdę na mnie zależało, wybrałam osobę dla której od samego początku byłam tylko kołem ratunkowym.
- Przepraszam że byłam dla ciebie taka okropna. Przepraszam że się od ciebie odsunęłam, że nadal to robię. Ale... - zająknęłam się. - Ja nie chcę... Naprawdę nie chcę tego robić..
- Ciiii - przyciągnął mnie na swoje kolana i obejmując mnie lekko ramionami starał się mnie uspokoić. - Jest okej Julia.
- Nadal mnie nienawidzisz ? - otarłam wierzchem dłoni mokry policzek.
- Jak to nadal ? - odsunął mnie delikatnie od siebie, aby móc spojrzeć w moje oczy - Nigdy cię nie nienawidziłem... Dobra może troszkę, ale tylko na początku. - zaśmiał się wbijając lekko palca w moje ramię.
- Więc... Dowiem się, co się dzisiaj stało ? Tam, przed klubem ? - spytał w końcu.
- Och.. Spotkanie ze starymi przyjaciółmi - zakpiłam zaciskając usta w wąską linię.
- Huh.. Masz ciekawych znajomych...
- Prawda ?
Po raz kolejny zapanowała między nami cisza. Nadal można było wyczuć to napięcie które między nami było, jednak z ulgą mogę stwierdzić że z każdą chwilą opadało.
- Ja... Chyba powinienem się już zbierać. - Chłopak podniósł się z łóżka, z zamiarem wyjścia spokoju.
- Nie.. - jęknęłam. Noc którą miałam przeżyć sama, w tym ogromnym domu, przerażała mnie. - Zostań ze mną.
- Julia... - potarł dłonią kark, lekko zdezorientowany.
- Proszę. Nie chcę być sama.. Boję się. - przesunęłam się na jedną stronę łóżka, by zrobić chłopakowi miejsce.
- To nie w porządku wobec Marco.. On jest twoim chłopakiem i ja....
- Byłym chłopakiem - przerwałam mu.
John spojrzał na mnie pytająco, na co wzruszyłam tylko ramionami. Nie miałam ochoty teraz o tym rozmawiać..
Chłopak podszedł do łóżka i ułożył się tuż obok mnie. Niewiele myśląc wtuliłam się w niego, a on objął mnie ramieniem.
- Dziękuję... - szepnęłam.
- Od tego są przyjaciele..
Uśmiechnęłam się na jego słowa i zamknęłam oczy. Sen ogarniał mnie coraz bardziej i już prawie "odpłynęłam" kiedy usłyszałam cichutkie pukanie w szybę okna. Miałam zamiar je zignorować, jednak kiedy się powtórzyło, podniosłam się z łóżka. Otworzyłam okno a na parapecie leżał mój telefon. Przeciągnęłam pacem po ekranie by go odblokować po czym dostrzegłam jedną nieodebraną wiadomość

To jeszcze nie koniec Kochanie. 

Muszę stąd uciec. Jak najdalej.

czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 47.

- Cześć - uśmiechnęłam się lekko podchodząc do niego, by pocałować go na przywitanie jak to zwykle mieliśmy w zwyczaju.
- Cześć - rzucił patrząc wszędzie byle nie w moje oczy. ...Co do cholery ?
- Co jest tak ważne że wyciągasz mnie z domu o prawie dziesiątej w nocy ? - spytałam lekko zdezorientowana jego kamienną miną, ukrywającą przede mną jakiekolwiek emocje.
- Usiądź - wskazał na ławkę w pobliżu. Był taki ... oschły, obojętny. Przyglądając się uważnie jego twarzy, usiadłam we wskazanym miejscu. Cały czas, starał się utrzymać między nami spory dystans co mnie bolało.
- Czy coś się stało ? - Zerwie z tobą. Jak nic z tobą zerwie... ,
- Nie mogę cię tak dłużej okłamywać - westchnął ujmując niepewnie moją dłoń.
- Co masz na myśli ?
- Ja.. - nabrał powietrza w płuca - Ja chcę to zakończyć. Nie kocham cię.
- Nieprawda.. - w oczach momentalnie stanęły łzy.
- Kocham Elene. - westchnął po chwili.
- Kłamiesz ! - wrzasnęłam nie mogąc się pogodzić z myślą, że osoba która przewróciła mój świat o 180 stopni - właśnie ode mnie odchodzi.
- Ja myślałem że cię kocham. Chciałem o niej zapomnieć, miałem nadzieję że mi w tym pomożesz...
- Więc byłam twoim kołem zapasowym ?! - ryknęłam, szlochając cicho. Moje serce leżało na chodniku, zdeptane jego ciężkim, zimowym butem.
Kiedy nie odpowiedział, spojrzałam na swoje splecione dłonie. Na prawej ręce połyskiwał pierścionek z małym czarnym kamyczkiem.
- Chcesz odejść ? - spytałam nie pewnie. Nadal miałam nadzieję że to jakieś głupie żarty. Że zaraz wybuchnie donośnym śmiechem, przytuli mnie i powie jak bardzo mnie kocha.
- Tak - w kącikach jego oczy pojawiły się łzy. - Chcę odejść.
- Więc czemu do cholery płaczesz ?! - po raz kolejny tego wieczoru podniosłam głos.
- To są łzy ulgi. - szepnął nie patrząc na mnie.
Kolejna porcja łez spłynęła po moim policzku kiedy zerwawszy się z ławki zrobiłam dwa kroki do przodu. Zatrzymałam się, spojrzałam na swoje dłonie i zsunąwszy z palca pierścionek, rzuciłam nim pod nogi chłopaka. Nim odeszłam, ostatni raz spojrzałam na jego twarz. Zaczerwienione od hamowanego płaczu oczy, patrzyły wszędzie byle nie na mnie. Odeszłam tak jak sobie tego życzył.

                            ~*~

Kiedy zniknęłam z pola widzenia chłopaka, opadłam na jedną z ławek. Podciągnąwszy nogi pod brodę , objęłam je rękami. Nie hamowałam już łez. Szlochałam cicho, użalając się nad sobą. Wszyscy mnie opuścili. Wszyscy. Całe moje ciało drgało. Przez każdą komórkę ciała przechodziły mnie dreszcze. Ból który rozsadzał moje wnętrze, był nie do opisania.  Odszedł. Odszedł na zawsze. 
Podniosłam się z ławki. Nogi nadal były jak z waty. Rozdzierały mnie mieszane emocje. Złość, rozpacz.. Wszystkie negatywne. 
Ruszyłam biegiem w kierunku domu. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. W parku tłoczyło się zbyt wiele ludzi a ja rozpaczliwie potrzebowałam samotności. 
- Julia ?! Wszystko w porządku ? - usłyszałam za swoimi plecami tak dobrze znany mi głos. 
- Nagle cię to interesuje ? - wrzasnęłam, nie patrząc nawet przez chwilę na Dianę. 
- Julia... - podeszła do mnie, łapiąc mój nadgarstek.  - Co się stało ?
Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Jednak nim się zorientowałam, zamknęła mnie w żelaznym uścisku. 
- Nie kocha mnie ! Rozumiesz ?! Nigdy nie kochał ! - załkałam.
- Ciiii..... - pocierając jedną ręką moje plecy, drugą wyciągnęła telefon. - Halo ? ... Przyjedź po mnie proszę. 

                            ~*~

- Chcesz żebym została z tobą ? - spytała blondynka wychylając głowę zza otwartego okna samochodowego. 
- Nie... - westchnęłam - Dziękuję... Tobie także - tu zwróciłam się do Thomasa siedzącego za kierownicą. 
Skinął lekko głową a ja ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Zamknąwszy je za sobą ruszyłam schodami na górę. Od razu postanowiłam zniknąć w łazience.. Gorąca kąpiel. To zawsze działało na mnie kojąco. Ściągnęłam więc z siebie ubrania i zostawszy w samej bieliźnie, stanęłam przed lustrem. Sunęłam palcem po konturze tatuażu, kiedy nowa porcja łez spłynęła po policzkach. 
- Nie zapomnę - szepnęłam sama do siebie. 
Choć bym chciała, nigdy mi się to nie uda. Ten mały tatuaż zawsze będzie przypominał mi o wysokim, ciemnookim blondynie.
Postanowiłam jednak w miarę możliwości odizolować się od tego wszystkiego. Od miejsc w których wspólnie bywaliśmy, od wspólnych znajomych... Od wszystkiego. 
Zrezygnowałam z kąpieli, chcąc zaoszczędzić czas. Szybki, zimny prysznic wyrwał moje ciało ze znużenia. 
Zrobiwszy duży kubek kawy, ułożyłam się wygodnie na łóżku ze stosem książek i materiałów które pomogą mi się przygotować do jutrzejszego konkursu. Nie zostanę w tym mieście. Już nie.

                              ~*~

O godzinie siódmej rano wynalazek diabła, zwany potocznie budzikiem, rozbrzmiał w całym pokoju. Zrzuciłam z siebie wszystkie papiery z którymi wczoraj musiałam usnąć i podreptałam do łazienki. 
- Wyglądam jak gówno - mruknęłam obmywając twarz zimną wodą. Czyli tak jak codziennie od kilku miesięcy. 
Narzuciłam na siebie pierwsze lepsze rurki i jakiś szeroki sweter, po czym wzięłam torbę z książkami i zeszłam na dół. W głowie cały czas przetwarzałam informacje przyswojone wczorajszego wieczoru. To stypendium to moja jedyna szansa bym mogła się stąd wyrwać. Upiłam łyk kawy z kubka Logana po czym wyszłam z domu. 
Do testu konkursowego zasiadłam dość pewna siebie. Uporałam się z wszystkimi zadaniami, ledwo mieszcząc się w czasie. Nie wiem jak napisałam.. Nie wiem czy dobrze.- Mam nadzieję że na tyle trafnie, bym mogła stąd wyjechać. - pomyślałam jak zapewne pozostałe 200 uczestników.

* tydzień później *

Jestem do dupy. Moje życie jest do dupy. Wszystko jest do dupy...  Skąd ten cały optymizm we mnie ?
Och jest cała lista moich życiowych niepowodzeń, a teraz mogę dopisać do niej także cały ten konkurs. Położyłam na całej linii..
- Nie załamuj się młoda... - zaśmiał się Logan.
- Daj spokój. To nie jest śmieszne. - mruknęłam zła. To już tydzień. Tydzień odkąd odszedł. Nadal nie potrafię się z tym pogodzić. Może nie przeżywałam tego jak te wszystkie zranione nastolatki w amerykańskich filmach które po rozstaniu z chłopakiem wyciągają żyletkę, jednak cierpiałam. Kanapa stała się moim najlepszym przyjacielem. Całe dnie spędzałam na bezsensownym wgapianiu się w ekran telewizora. Do późnej nocy... A gdy nie chciało mi się wstawać, po prostu zasypiałam na kanapie.
- Możesz podziękować swojemu chłoptasiowi. To dzięki niemu zaniedbałaś szkołę i wszystko inne co z nią związane. - warknął tata rozsiadając się w fotelu.
- Tato ! - wtrącił się Logan zanim zdążyłam otworzyć usta.
- Nie brońcie go ! Taka prawda. Zawrócił jej w głowie a teraz cierpi. - był coraz bardziej poirytowany.
- Jak zwykle wiesz najlepiej - warknęłam podnosząc się z kanapy i idąc w kierunku schodów.
- Nie tym tonem ! - usłyszałam zanim trzasnęłam drzwiami.
Cała ta rozpacz zamieniła się w gniew który rozpierał mnie przy każdej możliwej okazji. Byłam "nie do wytrzymania"  - jak twierdził tata.
- Odpuść mu.. Wszystkim nam zależało na tym stypendium dla ciebie. Po prostu zdaje sobie sprawę jaka szansa przeszła ci koło nosa i zżera go to od środka - przysiadł na skraju łóżka.
- Wszystko poszło się pieprzyć - zaplotłam ręce na piersi jak małe, obrażone dziecko. Logan zaśmiał się tylko na moje słowa.
- Nie wszystko stracone - uśmiechnął się podstępnie - Możesz spróbować dostać się tam bez tego stypendium.
- Żartujesz ? To kupa kasy..
- Zawsze możesz dorobić sobie trochę w wakacje. Poza tym jestem pewien że tata ci pomoże.
- Nie wiem... Zdajesz sobie sprawę jak ciężko dostać się do akademika ? Kolejne wydatki...
- Ale ty myślisz młoda - pokręcił głową - Mamy mieszkanie w Krakowie. Po co ci akademik ?
- Pożyczyłbyś mi swoje mieszkanie ? - spytałam z nadzieją w oczach.
- I tak stoi puste. - uśmiechnął się czochrając moje włosy.
- O mój Boże ! - krzyknęłam rzucając się na jego szyję. Mówiłam już że mam cudownego starszego brata ?
- Żaden Bóg. Po prostu Logan - zaśmiał się, gładząc moje włosy.

                           ~*~

Masz ochotę się spotkać ? 
Chciała bym z Tobą porozmawiać.
                                      D.

Wysłałam Dianie szybką odpowiedź po czym narzuciwszy na siebie jeansową kurtkę wyszłam z domu. Sama nie wiem już na czym stoję. Jak powinnam się zachować w jej towarzystwie.
- Cześć - blondynka zajęła miejsce na przeciwko mnie uśmiechając się przy tym lekko. 
- Hej.. - starałam się odwzajemnić uśmiech, jednak nie wyszło mi to zbyt dobrze. 
- Jak.. - zająknęła się - Jak się czujesz ? 
- Um.. Chyba dobrze - Jak gówno. Ta rozmowa była krępująca nie tylko dla mnie. Miałam ochotę po prostu wyjść. 
- To dobrze.
- Co podać ? - niezręczną ciszę przerwał kelner, gotowy by przyjąć nasze zamówienie.  
- Herbatę - mruknęłam, marząc o tym aby znaleźć się z powrotem na mojej ukochanej kanapie. 
- Dla mnie to samo.
Kiedy chłopak odszedł od naszego stolika, na powrót zapanowała niezręczna cisza. Błagam niech coś się teraz stanie. Cokolwiek co pozwoli mi stąd uciec ! To napięcie między nami mnie zabije !
- Przepraszam. - zebrałam w sobie wszystkie siły aby móc wypowiedzieć to jedno krótkie słowo.
- Przepraszasz ? Za co ?
- Nie powinnam wtedy tak na ciebie naskakiwać. Na was...
- Powinnam ci powiedzieć - powiedziała zażenowana.
- Mimo wszystko...
- Posłuchaj - przerwała mi wstając z miejsca - Możemy po prostu zapomnieć o tym co się działo przez te ostatnie miesiące ?
- Ja.. - zawahałam się. - Tak. Myślę że tak.
Nim się obejrzałam, blondynka nachyliła się nad stołem, zamykając mnie w żelaznym uścisku.
- Tęskniłam za tobą Julka - nadal nie wypuszczała mnie z objęć. A ja wcale nie miałam ochoty się z nich wyswobodzić. Przymknęłam powieki by pohamować łzy. Po raz pierwszy od tygodnia - były to łzy szczęścia.
- Ja te... - mówiąc te słowa otworzyłam oczy. Dokładnie w tym samym momencie drzwi kawiarenki otworzyły się, a po chwili przez próg przeszła Elena a tuż za nią Marco z Zuzią na rękach. Zamarłam w pół słowa.
Blondyn wyglądał jak zwykle cudownie. Pewność siebie emanowała od niego na kilometry. Z uśmiechem na ustach szeptał coś do dziewczynki którą trzymał. Zabolało. Gdzieś w głębi duszy liczyłam ,że będzie cierpiał choć trochę. Jak widać i tu się pomyliłam. Cała nadzieja na to że może być jeszcze między nami dobrze, która kiełkowała gdzieś w mojej podświadomości - została zdeptana.
Napotkał mój wzrok mimo niewielkiego tłumu jaki kłębił się w kawiarni. Momentalnie jego wyraz twarzy się zmienił. Przez moment wydawało mi się że widzę w jego oczach ból, jednak jak szybko się to pojawiło, tak szybko przybrał maskę obojętności. Nie wytrzymałam. Odwróciłam wzrok, nie chcąc się rozpłakać.
- Julia ? Wszystko w porządku ? - Diana odsunęła mnie od siebie spoglądając w kierunku w którym jeszcze kilka sekund temu patrzyłam.
- Nakopię mu do tej zakłamanej dupy - warknęła, odsuwając się ode mnie jeszcze bardziej. Momentalnie złapałam ją za ramię.
- Nie warto. - mruknęłam ciągnąc ją w kierunku wyjścia. Mijając go, walczyłam z chęcią podejścia do niego i przytulenia się. Żałosne prawda ? Kochać kogoś tak bardzo, że nawet gdy ten ktoś mnie rani, jestem gotowa o tym zapomnieć. Dla niego.
Przekraczając próg, mimowolnie odwróciłam wzrok w jego kierunku. Ponownie bawił się z małą, zupełnie niewzruszony całą sytuacją. A może to o to chodzi ? Może to właśnie to dziecko jest czymś co ma Elena a nie mam ja ? Może pokochał dziecko brata jak swoje ?
To głupie. Ale jeśli prawdziwe ? 
- Powinnaś była mi pozwolić dowalić mu ! - mruknęła Diana. Zachichotałam cicho na jej słowa.
- A jak... Jak z Thomasem ? - spytałam siadając na jednej z parkowych ławek. 
- Och... Jest cudownie. Chociaż ostatnim czasem... Nie wiem. Wydaje mi się że coś ukrywa. - wzruszyła ramionami.
- Będzie dobrze - uśmiechnęłam się lekko nie bardzo wiedząc co powinnam była jej odpowiedzieć.
- Mam nadzieję.

                            ~*~

W parku spędziłyśmy jeszcze dobrą godzinę. Cała niezręczność która towarzyszyła nam na początku spotkania wyparowała. Może nie było tak jak dawniej, ale mam nadzieję że to tylko kwestia czasu a znów będzie tak jak dawniej. 
W domu wynegocjowałam z tatą mój wyjazd do Krakowa. Jak dobrze pójdzie, będę mogła opuścić Sopot już na początku lipca abym miała czas na zaklimatyzowanie w nowym mieście, znalezienie pracy którą będę mogła dorobić sobie choć trochę na studia. Oczywiście wszystko mogę zawdzięczać Loganowi. To on wygłosił tacie "referat" na temat tego, jaka to szansa dla mojej przyszłości. W zasadzie nadal nie widzę różnicy w studiowaniu w Krakowie czy w Gdańsku. Jednak zaistniała sytuacja wręcz zmusiła mnie do opuszczenia miasta. Wreszcie nie będę musiała bać się wychodząc na ulicę, że spotkam go a mój świat znów się zawali. Miesiąc. Jeszcze tylko miesiąc. 
Kiedy na zegarze w salonie wybiła godzina dwudziesta druga, postanowiłam przenieść się z kanapy do salonu. To całe użalanie się nad sobą działało mi już na nerwy. Pora zawitać do szkoły...
Po szybkim prysznicu, przebrana już w piżamę, rzuciłam się na łóżko. Już miałam naciągnąć kołdrę pod samą brodę, kiedy w oczy rzuciła mi się mała karteczka przyklejona do lustra na przeciwległej ścianie do okna.