- Miałem to zrobić przedwczoraj, ale jakoś nie miałem okazji - uśmiechnął się Marco sięgając dłonią do kieszeni.
Spojrzałam na niego unosząc brwi. O czym on mówił ?
Wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko i otwierając je, przysunął się bliżej mnie. W środku, na małej czerwonej poduszeczce leżał srebrny pierścionek z małym, czarnym kamyczkiem na środku. Wyglądał cudownie w swojej prostocie. Nie krzyczał z daleka " Kosztowałem miliony !! " co mi się bardzo podobało.
Spojrzałam z przerażeniem na Marco. Czy on mi się właśnie oświadcza ?!
- Spokojnie. To nie TEN pierścionek - zaśmiał się przyglądając mojej reakcji na prezent - Jeszcze nie- dodał po chwili.
Wolnym ruchem wyjął małe cudo z pudełeczka i ująwszy moją dłoń wsunął go na środkowy palec.
- Wszystkiego najlepszego maleństwo. - uśmiechnął się, nadal świdrując wzrokiem moją rękę.
- Nie musiałeś - szepnęłam także nie odrywając oczu od małego kamyczka na środku srebrnej obręczy.
- Ale chciałem. - objął mnie ramieniem. - Jeśli za każdym razem będę widział tak cudowny uśmiech na twojej twarzy, będę sprawiał ci prezenty codziennie.
- Aż zbankrutujesz co do grosza i wylądujesz na bruku. - dokończyłam za niego nie mogąc pohamować śmiechu.
- Oboje dobrze wiemy że przygarnęłabyś mnie z otwartymi ramionami. - Zacieśnił uścisk na moim ramieniu przyciągając mnie bliżej siebie i układając w wygodniejszej pozycji na parkowej ławce.
- Więc szukasz jakiegokolwiek pretekstu żeby ze mną zamieszkać ?
- Nie podsuwaj mi pomysłów. Sama wiesz dobrze do czego jestem zdolny jeśli chodzi o ciebie - zaśmiał się puszczając mi oczko.
Pokręciłam głową nie kryjąc rozbawienia. Doskonale wiedziałam o co mu chodzi. Dla mnie był gotów zrobić wszystko. Dosłownie. Nie jednokrotnie mnie o tym zapewniał. Dla mnie został w Sopocie podczas gdy miał on być jedynie jednym z przestanków, dla mnie sterroryzował recepcjonistkę w szpitalu. Wszystko po to móc być ze mną. Znosił nawet humorki mojego taty !
- Kocham cię wiesz ? - podniosłam na niego wzrok.
- Jak bardzo kochanie ?
- Bardzo. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo - pocałowałam go w policzek.
- Ja ciebie też.
- Ale ja bardziej - zaczęłam droczyć się z nim.
- Ech... - westchnął - Ale jak możesz kochać mnie bardziej skoro ja kocham cię najbardziej na świecie? - spytał z całkowicie poważną miną.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Gdzie to wyczytałeś ? - nadal nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Psujesz chwilę - obrażony wydął dolną wargę. - Na bestach mi się w oczy rzuciło - dodał po chwili.
Wybuchnęłam jeszcze większym śmieche
- Mój chłopak, zawodowy bokser i ogólnie "bad boy" przegląda besty ? - zaśmiałam się jeszcze głośniej przez co para spacerujących obok emerytów popatrzyła na mnie po czym wymieniła spojrzenia typu " ta dzisiejsza młodzież. Za naszych czasów... " i wrócili do kontynuacji spaceru.
- Przestań sobie kpić bo twój chłopak-bokser pokaże na co go stać.
- Och czyżby ? -zmarszczyłam brwi.
- Chcesz się przekonać ? - na jego ustach zamajaczył uśmiech.
Kiedy nic nie odpowiedziałam, podniósł się z ławki następnie objął mnie rękami i uniósł z drewnianej powłoki po czym ruszył w kierunku największej zaspy w parku.
- Nawet o tym nie myśl - warknęłam starając się wyrwać z jego uścisku. - Postaw mnie na ziemi !
- Och... Jak sobie życzysz kochanie. - zakołysał sie lekko na stopach po czym najzwyklej w świecie upuścił mnie do pierwszej lepszej zaspy.
Wstrzymałam oddech by opanować swoją złość. Kiedy podniosłam się z ziemi, otrzepałam płaszczyk ze śniegu i lepiąc jak największą kulkę, wycelowałam w plecy chłopaka. Jednak mój cel jak zwykle okazał sie świetny, więc kulka uderzyła chłopaka, troszkę młodszego od nas w tył głowy.
- Jak chcesz się ze mną umówić to po protu zagadaj - warknął odrywając telefon od ucha.
- Spływaj młody - Marco dosłownie leżał ze śmiechu na chodniku.
- Banda idiotów - mruknął chłopak i odszedł ponownie pogrążając się w rozmowie.
Marco podszedł do mnie wyciągając rękę, by pomóc mi wstać. Złapałam ją, lecz zamiast dać się podnieść, pociągnęłam go w dół, tak że wylądował w zaspie tuż obok mnie.
- Jak możesz podrywać innych chłopaków w moim towarzystwie ? - zaśmiał się strzepując śnieg z twarzy.
- Widzisz, jeśli chcę, potrafię ustrzelić każdy cel. Dosłownie - wybuchnęliśmy śmiechem podnosząc się z ziemi.
- Wolisz jakichś smarkaczy ode mnie ? -zrobił "smutną " minę, tak naprawdę z trudem hamując napad śmiechu.
- Zamienie ciebie na lepszy model ... - zanuciłam pod nosem.
- Co ?! - stanął jak wryty.
- Nic, nic. Idziemy na zakupy które mi obiecałeś. Pamiętasz jeszcze ?
- O nie...
~*~
- Ty nie masz serca kobieto - Marco spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem.
- Och daj spokój. Jeszcze tylko jedne sklep. - jego wyraz twarzy nadal się nie zmieniał - Ostatni.
- Jakieś dziesięć sklepów wcześniej był ostatni - mruknął.
- Obiecuje. To juz ostatni. Mamy prawie wszystko. - posłałam mu pocieszający uśmiech.
- Pod jednym warunkiem. - na jego twarzy zagościł pewny siebie uśmieszek. Możesz się już bać Julia - Skoczymy później tam - wskazał kciukiem za siebie. - I pozwolisz mi coś dla ciebie wybrać.
Spojrzałam ponad jego ramieniem. Victoria's Secret.
- Nie, nie, nie... W zasadzie mam już wszystko, możemy iść do samochodu.
- Och kochanie.. A co z prezentem dla Logana ? Nie możesz go przecież pominąć. - zerknęłam na torby. Znajdowały się tam juz wszystkie zaplanowane do kupienia rzeczy, oprócz tej o której mówił Marco.
- Nienawidzę cię - mruknęłam odwracając się na piecie i wchodząc do sklepu z męskimi koszulkami.
- Nie okłamuj się. Kochasz mnie skarbie.
- Zamknij się i pomóż mi coś wybrać. - warknęłam przeglądając kolejną półkę z wiszącymi na wieszakach koszulkami.
- Jesteś taka słodka kiedy się wściekasz - zamruczał tuż nad moim uchem.
- A ty taki denerwujący kiedy się na coś uprzesz.
Po kilku minutach wybraliśmy prezent dla Logana. Czarną koszulkę z napisem "Ladies love me" . Wyszliśmy ze sklepu. Ja z gulą w gardle , Marco z kolejną siatką do dźwigania i ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Możemy iść do samochodu - uśmiechnęłam się do niego, chwytając jego dłoń i ciągnąc w przeciwnym kierunku gdzie zmierzał. Posłał mi spojrzenie typu "Jaja sobie robisz ? " i uścisnąwszy mocniej moją dłoń pociągnął w kierunku sklepu z bielizną. Na samą myśl że mam tam wejść z nim, w dodatku to on ma coś dla mnie wybrać, moja twarz płonęła szkarłatnym rumieńcem.
- Nie możemy tam iść ! Musimy wracać do domu ! Zostawiłam włączone żelazko ! - zatrzymałam się szukając jakiegokolwiek ratunku.
- Nie prasowałaś dzisiaj - zaśmiał się przyciągając mnie bliżej siebie. - Wyluzuj się.
- Chcesz kupować mi bieliznę. Nie, nie wyluzuję się. - mruknęłam starając się zakryć rumieniec,
- Daj spokój. Będzie fajnie - rzucił nie przyjmującym sprzeciwu tonem. Przewróciłam oczami i poruszyłam nogami by nie musiał mnie dłużej ciągnąć po posadzce. Napalony jak narkoman na na głodzie.
Ostatni raz westchełam cicho po czym przekroczyłam próg tego cholernego miejsca. Nie żebym nigdy tu nie była czy coś.. Po prostu zakupy tych części mojej garderoby z Marco nie są zbytnio komfortowe.
- Co powiesz na coś takiego ? - uniósł rękę trzymając w niej wieszak z różowym statkiem i stringami do kompletu przyozdobionymi małymi komórkami. Dziwne. Zawsze myślałam że bielizna powinna zakrywać to i owo. A to coś, co trzymał w dłoniach Marco, bez dwóch zdań więcej odkrywało niż zakrywało. - Wyglądała byś w tym gorąco - poruszył zabawnie brwiami.
- Wyglądała bym w tym jak dziwka. - powiedziałam obojętnie.
- A to ? - na małym wieszaku połyskiwał komplet, wydawanej cenami bielizny.
- Równie dobrze mógłbyś mnie po prostu zamknąć w klatce cyrkowej. Tam dziewczyny są "ubrane" w mniej więcej coś takiego.
Wywrócił oczami lawirując między kolejnymi półkami i oczywiście ciągnąc mnie za sobą. Modliłam się w duchu by sobie odpuścił. Jednak nie zanosiło się na to zbytnio.
- Te zakupy coraz bardziej mi się podobają - zamruczał chłopak sięgając ręką po kolejny wieszak. Na sam widok tego czegoś co trzymał w rękach zrobiło mi się słabo. W miejscach gdzie powinien być materiał - jak w każdej normalnej bieliźnie - wszyte było różowe futerko.
- Poddaję się - mruknęłam spalając buraka gdy mierzył mnie wzrokiem. Byłam prawie pewna że wyobraża sobie mnie, w właśnie tym "ubraniu". - Wychodzę. To nie na moje siły.
- W takim razie sam będę musiał ci coś wybrać kochanie. - poruszył znacząco brwiami spoglądając to na mnie, to na wieszak.
Przełknęłam gulę która utworzyła się w moim gardle i przewróciwszy oczami, pociągnęłam go a rękę w kierunku wyjścia.
- Ale... - chciał zaprotestować, ale kiedy spojrzałam na niego spod przymrużonych oczu posyłając mu ostrzeżenie, zamilkł.
- Ani słowa więcej - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Jesteś seksowna kiedy się złościsz - posłał mi szeroki uśmiech i klepnął mnie lekko w tyłek.
- Przestań, próbuję być na ciebie zła.
- Nie potrafisz kochanie.
- Zawszę mogę próbować. - wyrwał swoją rękę z mojego uścisku. Zdziwiłam się. Nigdy mu to nie przeszkadzało. Kiedy spojrzałam na niego zdezorientowana, posłał mi uspokajający uśmiech po czym splótł nasze palce ze sobą.
- Tak lepiej. - mruknął nachylając się ku mojego ucha.
~*~
- Jesteśmy ! - krzyknęłam przekraczając próg domu. Ściągnęłam kurtkę i odwiesiwszy ją na wieszak tuż obok drzwi, podreptałam w kierunku kuchni by podgrzać wodę na herbatę.
- Gdzie mam to zostawić ? - spytał Marco zerkając na torby które trzymał w rękach.
- Um.. Daj. Wezmę do pokoju - chciałam wziąć od niego pakunki, jednak ten popchnął mnie lekko w kierunku schodów.
- Po prostu pokaż gdzie mam to położyć. - puścił mi oczko po czym ruszył za mną.
Wychodząc na piętro, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to otwarte drzwi na strych. Wskazałam Marco miejsce na podłodze w moim pokoju, po czym podreptałam po schodach na poddasze.
- Co robisz ? - spytałam, dostrzegając Logana szperającego w różnych pudłach na jednej z półek.
- Och.. Jesteś. Musisz mi pomóc. Tata kazał mi się zabrać za choinkę - mruknął marszcząc brwi - Ale jakoś nie widzę tu żadnej.
Przewróciłam oczami wskazując kciukiem za siebie, gdzie stało zapakowane w folię ochronną drzewko.
- Och.. Jasne. A bombki i te inne duperele ?
- Zajmij się choinką. Ja biorę na siebie resztę. - uśmiechnęłam się, klepiąc go po ramieniu.
- Dzięki młoda.
- Nie ma za co stary - przewrócił oczami z uśmiechem na ustach po czym zszedł po schodach ciągnąc za sobą drzewko.
Odnalazłam odpowiednie pudło i ściągając je z górnej półki, ruszyłam do salonu. Schodząc po schodach słyszałam tylko donośny śmiech Marco i Logana. Zauważyłam iż mimo różnicy wieku naprawdę się dogadują. Śmiem nawet twierdzić że są przyjaciółmi. Może nie jakimiś nie wiadomo jak bliskimi, ale jednak.
- Jak ma na imię ? - spytał Marco , przytrzymując stojak od ogromnych rozmiarów drzewka podczas gdy mój brat próbował ustabilizować choinkę.
- Nikola. - mruknął zamyślony.
- Masz zdjęcie ?
- Mhm - mruknął w odpowiedzi po czym wyciągnął z tylnej kieszeni swoich jeansów telefon.
- O stary ... - zaśmiał się Marco z aprobatą.
- Też chcę zobaczyć ! - wykrzyknęłam wkraczając do salonu. Odstawiwszy pudło na podłogę, wyrwałam telefon z rąk brata. Na ekranie widniało zdjęcie uśmiechniętej od ucha do ucha dziewczyny. Długie rude włosy opadały na jej ramiona idealnie prostą falą. W zielonych oczach błyskało rozbawienie. Kilka małych piegów na nosie zdecydowanie dodawało jej uroku.
- Spotykacie się ? - spytałam odrywając wzrok od urządzenia.
- Nie chcę zapeszać więc nie odpowiem na to pytanie. - mruknął całkiem poważnie.
- Mój braciszek ma dziewczynę - zanuciłam pod nosem puszczając mu oczko i uśmiechając się szeroko.
Logana przewrócił tylko oczami po czym ruszył w kierunku schodów.
- Choinka stoi. Reszta należy do ciebie - krzyknął po czym zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Pokręciłam głową, nadal się uśmiechając.
- Powinnaś mu odpuścić - usłyszałam zamyślony głos Marco.
- Co masz na myśli ?
- Nie śmiej się z niego. Pierwsza dziewczyna to naprawdę wielki stres. - zaśmiał się podchodząc do pudła i wyciągając z niego krwisto-czerwoną bombkę.
- Stres ? - podniosłam brew zaczepiając haczyk ozdoby o gałązkę drzewka.
- No jasne. Starasz się ją za wszelką cenę uszczęśliwiać, zabierać na randki , czyli kolejna porcja stresu bo martwisz się czy spodoba jej się miejsce do którego chcesz ją zabrać..
- Faceci zbyt bardzo wszystko analizują. - bąknęłam pod nosem.
- Ale gdyby tego nie robili, narzekałybyście że się nie starają. - uśmiechnął się wieszając kolejną bombkę.
- Dziewczyny są zachwycone nawet jeśli weźmiecie je do Mac'a. O ile tylko jest to szczera chęć spotkania się.
- Więc na następną randkę pójdziemy do Mac'a - zaśmiał się, puszczając mi oczko.
- Jak już mówiłam, może być nawet Mac.
- Okej - zachichotał.
- Idę po drabinę do garażu bo ani ty, ani ja nie dosięgniemy czubka tego olbrzyma - wskazałam na do połowy ubraną choinkę która sięgała aż do sufitu.
- Nie trzeba. Poradzimy sobie bez niej.
- Wybacz ale nie umiem latać.
Chłopak tylko westchnął. Podszedł do mnie i obróciwszy się tyłem przykucnął.
-Wskakuj maleństwo - wskazał na swoje ramiona.
- Marco.. Jestem ciężka. Skoczę po drabinę.
- Jeśli zaraz sama tego nie zrobisz, to ci pomogę. - mruknął.
Nie widząc innego wyjścia, wykonałam jego polecenie, przerzucając nogi przez jego ramiona. Bez najmniejszego trudu podniósł się do pozycji pionowej i ruszył w kierunku drzewka. Zaśmiałam się, kiedy kołysząc się na piętach - udawał że traci równowagę i zaraz upadnie. Podawał mi kolejne ozdoby choinkowe podczas gdy ja, wieszałam je na zielonych gałązkach.
- Jeszcze to - uśmiechnął się podając mi małą złotą gwiazdkę.
Wzięłam ją do ręki i z niezwykłą precyzją umieściłam ją na samym czubku.
- Skończone - krzyknęłam entuzjastycznie nachylając się do przodu by złożyć pocałunek na jego policzku. Jednak ten obrócił twarz tak, że nasze usta zetknęły się ze sobą. Uśmiechnęłam się lekko , nie oddalając się nawet na milimetry.
~*~
- Uwielbiam święta - mruknęłam, mocniej wtulając się w tors Marco. Leżeliśmy na kanapie (w zasadzie on na kanapie - ja na nim ) wpatrując się w kolorowe światełka ozdabiające choinkę.
- A ja nie. Denerwuje mnie ta nagonka w centrach handlowych, niekończące się korki na ulicach...
- Jak można nie lubić świąt ? - podniosłam głowę z jego klatki, szukając kontaktu wzrokowego.
- Ostatnie były cudowne - mruknął sarkastycznie.
- Dlaczego ? - spytałam nie rozumiejąc co ma na myśli.
- Spędziłem je w więziennej celi. Nawet nie wiesz jak bardzo działała mi na nerwy świadomość że gdzieś tam, za murami tego piekła, moja rodzina siedzi sobie z tyłkami przy stole ? Ani raz mnie nie odwiedzili przez całe pół roku. Ani raz. Już dla nich nie istnieję. Więc czemu miałbym cieszyć się ze świąt skoro i tak spędzę je sam ? To tylko niepotrzebne zawracanie dupy prezentami, choinkami i innymi duperelami. Na co to komu potrzebne ? - warknął. Przytuliłam się do niego, mocniej przyciskając policzek do jego klatki. Nie sądziłam że samo słowo "święta" sprawia mu ból. Przywołuje tyle niechcianych myśli które zżerają go od środka.
- Nie spędzisz ich sam. Spędzisz je ze mną.
- Nie.
- C-co ? Jak to ? - spytałam z niedowierzaniem.
- Spędzisz je w gronie rodzinnym. Z tatą i Loganem. Nie będę się wtrącał.Oboje dobrze wiemy że twój ojciec nie życzyłby sobie tego.
- Żartujesz prawda ?! - podniosłam lekko głos.
- A wyglądam jakbym żartował ?
- Za trzy dni jest wigilia i nie obchodzi mnie czy chcesz, czy nie. Masz tu być jasne ? Nie dla mojego ojca, Logana. Bądź tu dla mnie.
- Julka... - westchnął.
- Ona ma racje. - nagle w drzwiach salonu pojawił się tata. - Powinieneś przyjść.
- Ale.. - zawahał się Marco.
- Przyjdź.
- Jest pan pewien ?
- Za dużo mówisz chłopcze - uśmiechnął się, po czym zniknął za drzwiami kuchni.
- Teraz już nie masz wyjścia kochanie - uśmiechnęłam sie triumfalnie, mierzwiąc mu ręką włosy.
- Ej ! Zdajesz sobie sprawy ile poświęciłem czasu na układanie tego cuda które właśnie zniszczyłaś ? - zaśmiał się "poprawiając'' włosy.
- Układanie ? - podniosłam brew - Wyglądałeś jakbyś był w separacji z grzebieniem. Powinieneś mi dziękować.
- Odwołaj to - obrócił nas tak, że teraz to on górował nade mną.
- A jak nie to co ? - zmarszczyłam brwi.
- To ... - zaczął zbliżać swoją twarz ku mojej. - Może się to źle skoń..
- Julia ! Gdzie jest cukier ?! - dobiegł mnie głos taty.
- Ups. Chyba jestem uratowana - wzruszyłam ramionami wyślizgując się spod niego.
- I tak to jeszcze dokończymy. Nie upiecze ci się kochanie - mruknął siadając na kanapie.
Jak ja uwielbiam tą parę! <3 Są tacy słodcy. Dziękuję, że prowadzisz tego bloga. Jest naprawdę świetny!
OdpowiedzUsuńojoj słodziaki ;) uwielbiam ich =D
OdpowiedzUsuńKocham Cię! Kocham to opowiadanie! Kocham "naszą" parę! Kocham tę fabułę!
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Wspaniale, że Marco spędzi święta z Julią. Oni są wspaniali i mam nadzieję, że nic im ich szczęścia nie odbierze.
Czekam na kolejny rozdział :3
Pozdrawiam xo
Cuuuudooo! Marco i Julia tacy słodcy <33 Fajnie, że święta spędzą razem:) Nie mogę się doczekać kolejnej części!:)
OdpowiedzUsuń