czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 43.

Jak każdego popołudnia, gdy tylko lekcje się skończyły, spakowałam swoje rzeczy i szybkim krokiem ruszyłam na przystanek, gdzie miałam wsiąść do autobusu jadącego w kierunku  domu mamy. Wychodząc ze szkoły, jak zwykle byłam świadkiem tego, jak Diana rzuca się w ramiona swojego "księcia z bajki" i nawzajem zasysają swoje twarze na oczach całej szkoły. Ale co tam. Przecież to tylko jakieś 400 osób na nich patrzy. Och.. Czujecie ten sarkazm prawda ?
Pokręciłam zażenowana głową i nałożywszy na uszy słuchawki, przyśpieszyłam kroku. Od ostatniego telefonu Thomasa, nie miałam z nim najmniejszego kontaktu. Co mnie w pewnym stopniu martwi. Wyraźnie zaznaczył że ma zamiar się zemścić, więc na pewno coś knuje.
W moich uszach zaczęły rozbrzmiewać piosenka Chada - kiedy jak nie dziś kiedy mój telefon zawibrował zwiastując nową wiadomość.

Gdzie jesteś ? Czekam na Ciebie na parkingu przed szkołą. 
Skończyłaś już lekcje prawda ? 
M.

Przeciągnęłam palcem po ekranie, wybierając jego numer. Odebrał już po drugim sygnale. 
- Gdzie jesteś maleństwo ? 
- Stoję na przystanku. - powiedziałam przeciskając się przez niewielki tłum i siadając na jednej z niewielu wolnych ławek w okolicy. 
- Znowu jedziesz do mamy ? - w jego głosie wyczułam lekkie zdenerwowanie. 
-Tak.
- Myślałem że spędzimy piątkowe popołudnie razem- mruknął. 
- Obiecałam że dzisiaj też do niej wpadnę.
- Jesteś u niej codziennie od praktycznie trzech tygodni - warknął mimo tego, jak bardzo starał sie opanować swój głos. 
- Ona jest chora... - powiedziałam cicho. - Chcę z nią spędzić każdą możliwą chwilę póki jeszcze mogę. 
- Julia ja wszystko rozumiem. Naprawdę wiem co czujesz ale nie zapominaj że oprócz niej są inni ludzie. 
- Marco ja... - nie zdążyłam dokończyć.
- Nie. Jest okej. Zobaczymy się kiedy indziej - westchnął po czym w słuchawce zapanowała głucha cisza po przerwanym połączeniu.
- Przepraszam.. - szepnęłam sama do siebie. 
Czy ja faktycznie go zaniedbuję ? Myślałam że rozumie co się dzieje w moim życiu. Wiedział z czym się muszę zmagać.. To wszystko naprawdę nie jest dla mnie łatwe. Lada dzień nadejdą święta. Będę miała jeszcze więcej roboty niż teraz. A wszystko wskazuje na to, że zostanę z tym sama. 
Mama jest coraz słabsza. Rak dosłownie wysysa z niej życie. Nie radzi sobie w najprostszych, niezbędnych do funkcjonowania czynnościach. Potrzebuje mnie bardziej niż kiedykolwiek indziej. 

                              ~*~

Wysiadłszy z autobusu popędziłam prosto do domu mamy. Nie lubiłam przechodzić przez ulicę z którą musiałam się zmierzyć. Przywoływała za dużo wspomnień. Niekoniecznie tych dobrych. Chociaż, gdy teraz tak na to patrzę, wszystko wydaje się tak dziecinnie śmieszne. To w tej uliczce, poznałam Thomasa. To tutaj pierwszy raz pocałował mnie po naszej pierwszej randce. ( Bał się Logana więc postanowił zrobić to w miejscu gdzie na pewno nas nie zobaczy ). To także tutaj pierwszy raz mnie uderzył. Na niewielkiej ławeczce spotykaliśmy się średnio każdego wieczoru. Byliśmy jeszcze dziećmi chodzącymi do gimnazjum które wyobrażały sobie miłość na całe życie. No dobra, ja sobie wyobrażałam. Ale on dawał mi ku temu konkretne powody ! Przez trzy lata, dzień w dzień,widzieliśmy się codziennie. Całował mnie na powitanie jak i na pożegnanie. Na tej jednej, małej ławce spędziłam dziesiątki godzin. 
Wszystko było cudownie do czasu kiedy zaczęliśmy liceum. Wtedy stałam się dla niego niewidoczna. Ignorował mnie przy kumplach. Zbywał słowami  "Znamy się ?". Więcej nie potrzebowałam. Jeszcze tego samego dnia wyznałam mu że nie mam zamiaru być z kimś, kto traktuje mnie jak zabawkę. Uderzył mnie gdy chciałam odejść. Wtedy po raz pierwszy poczułam strach względem niego. 
Przepraszał. Mówił że żałuje, tylko po to bym do niego wróciła. A ja mu wierzyłam. Za każdym razem, zaślepiona miłością wracałam. Do czasu aż uderzył mnie po raz kolejny. Tym razem dlatego że rodzice chcieli się wyprowadzić. Jakby to była moja wina. Nie wytrzymałam. Tego wszystkiego było już za dużo.  Nie sądziłam jednak że postanowi namieszać w moim życiu aż tak bardzo. Może to jego zemsta ? Zniszczyć mnie bo odeszłam ? Nigdy, żadna dziewczyna nie opierała mu się. Miał w sobie coś takiego, co pozwalało jej się zakochać już od pierwszego spotkania. Brązowe włosy,błękitne oczy i wysportowany, słodki uśmiech którego używał by oczarować każdą napotkaną panienkę.
Mijając ławkę nie potrafiłam na nią nie spojrzeć. Zatrzymałam się na chwilę, przysiadając na jej krańcu. Przejechałam dłonią po drewnianej, od lat złamanej belce. Tyle wystarczyło, aby moje ciało ogarnęła złość. Podniosłam się gwałtownie z siedzenia i ruszyłam chodnikiem. Thomas dla mnie nie istnieje. Już nie. Teraz kluczową rolę w moim życiu gra Marco. I mam nadzieję że tak pozostanie. Wierzę że mnie nie zrani. Nie pozwoli cierpieć. Zbyt dużo razem przeszliśmy, by okazało się to wszystko fikcjom. Wszystko co dobre kiedyś się kończy - przypomniała o swoim istnieniu moja podświadomość. Zignorowałam tę myśl. Nie dopuszczę do tego by coś stanęło między nami. Nie pozwolę na to, by życie po raz kolejny dało mi kopniaka. Przyjęłam ich już zbyt dużo. Ten od Marco by mnie zabił. Dosłownie. 

Do domu mamy dotarłam niecałe piętnaście minut później. Zadzwoniłam dzwonkiem prosząc, aby mi otworzyła. Cisza. Żadnych kroków odbijających się echem na panelach. Dosłownie nic. Wyciągnęłam z torebki pęk kluczy, starając się odszukać ten właściwy. Za trzecim razem, w końcu się udało. Zamek ustąpił a drzwi otworzyły się. 
- Mamo ! Już jestem ! - krzyknęłam odwieszając swoją zimową kurtkę na wieszak i zsuwając swoje trapery ze stóp. 
Odpowiedziała mi cisza. 
- Mamo ?! - krzyknęłam ponownie. Nadal nic. 
Postanowiłam jej poszukać. Miliony czarnych myśli przebiegły przez moją głowę. Weszłam do kuchni - pusto. Sprawdziłam salon - pusto. Już miałam wychodzić na piętrze kiedy dostrzegłam zapalone światło w łazience. Weszłam tam, a moje serce stanęło na moment. 
Kobieta leżała na podłodze. Była całkowicie nieruchoma. Z zamkniętymi oczami wyglądała jakby spała. Upadłam na kolana obok niej, wyciągając z kieszeni telefon. W trybie natychmiastowym wybrałam numer pogotowia ratunkowego zdając relację ze stanu mamy. Po moich policzkach ciekły łzy, kiedy czekałam na przyjazd karetki. Przez moją głowę przebiegała tylko jedna myśl. Czy ona nie żyje ? Błagam, niech ona tylko śpi...

                              ~*~

- Co z nią ? - spytał tata wpadając do poczekalni niczym burza. Tuż za nim truchtała Renata z kubkiem kawy w ręce. Och cudownie...
- Co ty tu robisz ? - spytałam podnosząc się z podłogi.
- Lekarz zadzwonił do mnie że moja żona jest w szpitalu ! To chyba normalne że przyjechałem - ryknął. 
- Henry ! - krzyknęła Renata - Dla niej to też jest szok, więc nie unoś się i usiądź spokojnie na krześle. Zaraz wszystkiego się dowiemy od lekarza - mruknęła popychając go w kierunku rzędu krzesełek pod ścianą. - Proszę, to dla ciebie - uśmiechnęła się słabo podając mi kubek z kawą. 
- Dziękuję. - szepnęłam ocierając policzki z łez których nie potrafiłam zatrzymać od dobrych kilkudziesięciu minut. 
- Rozmawiałaś z lekarzem ? 
Pokiwałam przecząco głową. Od dobrej godziny siedziałam na podłodze czekając na jakiś znak, choćby najmniejszy, że ona żyje. Jednak oprócz kilku pielęgniarek które wychodziły z sali do której zabrano moją matkę nie było nikogo. A one nie potrafiły odpowiedzieć nawet na moje najprostsze pytania.
Usiadłam na krzesełku, zaraz obok taty. Objął mnie ramieniem, przyciskając do swojej klatki piersiowej. 
- Będzie dobrze - szepnął całując mnie w czubek głowy. 
- Mam nadzieję.
- Renata ! - poderwał się z krzesła. - Kompletnie zapomniałem ! Logan miał dzisiaj przyjechać. Obiecałem że odbiorę go z dworca ! 
- Um.. Zajmę się tym. - mruknęła lekko wystraszona. 
To będzie dla Logana szok kiedy wysiadając z pociągu zamiast ojca, zobaczy kobietę która niedługo będzie nosiła miano jego macochy. Stop ! Ale się rozpędziłam. Wiem że Tata z Renatą nieźle się dogadują ale nie planują jeszcze ślubu. Prawda ? 
Kobieta pożegnała się z nami szybkim " Zaraz będziemy spowrotem "  po czym wyszła z poczekalni a później z budynku.
Kilka sekund później, drzwi za którymi zniknęła mama i grupka lekarzy, otworzyły się i wyszedł z nich jeden z lekarzy. Momemntalnie poderwałam się z siedzenia.
- Co z nią ? - stanęłam tuż przed nim, uniemożliwiając mu wyjście z poczekalni.
- Ja.. Nie mam konkretnych informacji - zawachał.
- Do jasnej cholery ! - wtrącił tata - Jesteś lekarzem ! Chyba powinieneś wiedzieć co się dzieje z twoim pacjentem !
- Ja... Jestem tylko na praktykach. Nie potrafię udzielić państwu żadnych informacji.
Odsunęłam się od drzwi przepuszczając go i usiadłam zrezygnowana na swoim poprzednim miejscu. Wyciągnęłam telefon. Dochodzi już prawie 19. Mija już druga godzina w tym miejscu, a ja nadal nie wiem co się dzieje z moją własną matką.

                                  ~*~

Mija właśnie czwarta godzina którą spędzam na niewygodnym szpitalnym krześle, na zmianę z podłogą. Renata przywiozła Logana jednak sama musiała wracać do domu. 
- Już .. Będzie dobrze - szepnął Logan przytulając mnie mocniej do siebie. - Wyjdzie z tego.
Gdybyś tylko znał prawdę. Gdybyście wszyscy znali... Miałam ochotę wykrzyczeć zarówno jemu jak i tacie że nic nie będzie dobrze. Już nie. 
Ale mimo wszystko, nie mogłam tego zrobić. Obiecałam jej. Obiecałam że nie pisnę ani słówka żeby ona sama mogła to zrobić. 
- Wiem - skłamałam wtulając się w niego jeszcze bardziej. 
Siedzieliśmy już tak od dłuższej chwili, nie zamieniając ze sobą ani słowa. Od czasu do czasu mijała nas jakaś pielęgniarka, czasem jacyś inni ludzie czekający na wyniki badań swoich najbliższych. Panowała cisza. Naprawdę nieznośna cisza. Wiele bym dała żeby móc teraz porozmawiać z mamą. Opowiedzieć jej jak minął mi dzień w szkole, pokłócić się z Loganem - ot tak. Dla zasady. 
Nagle, ciszę przerwał ciąg podniesionych głosów dochodzących z recepcji. Męski głos zdecydowanie dominował nad lekko piskliwym głosem pielęgniarki która nie dawała za wygraną. 
- Gówno mnie to obchodzi że nie jestem z rodziny ! - warknął mężczyzna. 
- Proszę się uspokoić. Po raz czwarty powtarzam panu że nie może pan tam wejść. W tej chwili trwa operacja, pacjentka jest pod ścisłą opieką. Jej rodzina siedzi w poczekalni i raczej wątpię by chcieli aby zakłócano im spokój. - Zapiszczała kobieta. 
- A ja powtarzam pani po raz piąty że i tak ich znajdę. Z pani pomocą czy bez. 
Podeszłam do przeszklonych drzwi by móc lepiej przyjrzeć się całemu zajściu. Ten męski, lekko zachrypnięty głos wydawał się naprawdę znajomy.
- Wezwę ochronę - zagroziła pielęgniarka sięgając po telefon.
- Wytłumaczę jeszcze raz. W poczekalni, której położenia nie chce mi pani zdradzić siedzi moja dziewczyna. Jej matka leży na tym oddziale. Ona mnie potrzebuję a pani nie może mi powiedzieć gdzie jest ta jebana poczekalnia ? - po raz kolejny podniósł głos. Och już nie miałam wątpliwości do kogo on należy. Popchnęłam delikatnie drzwi, dreptając wolno w kierunku Marco zaciskającego pięści na skraju biurka. Od jego ciała nie emanowało nic więcej poza złością która opanowywała każdą komórkę jego ciała.
Podeszłam do niego od tyłu, i obejmując go w pasie, przytuliłam go do siebie.
- Julia - szepnął obracając się w moim kierunku. - Wszytko w porządku ? 
Pokiwałam w odpowiedzi głową.
- Dziękuję pani za pomoc - warknął w kierunku kobiety po czym poprowadził mnie z powrotem do poczekalni. 
- Oj stary, masz wejście. To trzeba przyznać - zaśmiał sie Logan przybijając chłopakowi piątką na przywitanie. 
- Polska służba zdrowia - mruknął w odpowiedzi.  
- Dobry wieczór - tu skierował się do mojego ojca. 
- Cześć Marco - spojrzałam na blondyna. Wpatrywał się we mnie z szokiem w oczach jakby chciał spytać " To wydarzyło się naprawdę ?! " Pokiwałam głową zmuszając się na słaby uśmiech. 
Usiedliśmy na krześle obok Logana splatając nasze palce. Marco bawił się pierścionkiem na moim palcu podczas kiedy ja, oparta o jego ramię, wpatrywałam sie tępo w drzwi.
- Przepraszam - mruknął całując czubek mojej głowy. 
- Za co ? Nie rozumiem. - spojrzałam w jego, przepełnione troską oczy. 
- Za to że zachowałem sie jak dupek.
- Ja też przepraszam. Powinnam zdać sobie sprawę wcześniej że cię zaniedbuję.
- Nie.. To moja wina. Ja... Nie lubię się dzielić - szepnął zakłopotany. 
- Chyba nie zamierzasz kłócić sie teraz ze mną które zawiniło ? - spytałam zdobywając się na mały uśmiech.
- Nie. Oczywiście że nie. - uśmiechnął się lekko, zostawiając pocałunek na moim policzku. 

                                 ~*~

Kiedy po kilkunastu następnych minutach drzwi się otworzyły a po chwili wyłonił się z nich lekarz w białym fartuchu i z plikiem kartek w ręce, poderwałam głowę z kolan Reus'a i szybkim krokiem ruszyłam w jego kierunku. Tata tuż za mną. 
- Co z nią ? - spytałam zagradzając lekarzowi wyjście z poczekalni. 
- Hmm... - mruknął kartkując papiery aż w końcu znalazł ten odpowiedni.  - Nie mam zbyt dobrych wieści. Miała kolejny przerzut. Tym razem rak zaatakował serce. Mimo chemioterapii jaką właśnie przeprowadziliśmy, nie możemy jej już pomóc. 
- J-jaki rak ?! - wyjąkał tata z bladą jak szpitalna ścianą twarzą. 
- Ile czasu jej zostało ? - wychlipiałam ignorując pytanie taty.
Lekarz spojrzał na mnie z bólem w oczach po czym nabrał powietrza w płuca. 
- Miesiąc. Nie więcej - westchnął. 
- Nie... - przyłożyłam dłoń do ust. Po moich policzkach spłynęła kolejna porcja łez.  
- Przykro mi - rzucił wymijając mnie i znikając za drzwiami. Osunęłam się na podłogę, nie mogąc zahamować łez które ciekły bez opamiętania po mojej twarzy. 
- Już dobrze maleństwo - para silnych ramion oplotła moje ciało, unosząc z podłogi. Wszystko przed moimi oczami stało się czarne. Zupełnie jakbym zamknęła oczy, mimo iż miałam je otwarte. 
- Ćśśśś  -uspokajał mnie Marco , masując dłonią moje plecy i przyciskając mnie do siebie. 
- Ona..  Ona nie może umrzeć - wychlipiałam przez atak panicznego płaczu. 
Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny huk. Rozejrzałam się przez zamglone oczy po pomieszczeniu. Logan ściskał tatę, powstrzymując go przed ponownym uderzeniem dłonią w ścianę. 
Wszystkiego najlepszego Julia ! To zdecydowanie twoje najlepsze urodziny ! 

5 komentarzy:

  1. Biedna Julia... Całe szczęście, że Marco jest przy niej. I mam nadzieję, że Thomas nie dowolnej jeszcze jakaś "zemstą". Jestem ogromnie ciekawa kolejnej części :)
    Zapraszam też do siebie na kolejną część!♡ http://mr11-bvb.blogspot.com/2015/05/trzy.html

    OdpowiedzUsuń
  2. To się porobiło...żal mi Julki. Co będze dalej? Tylko Ty to wiesz. My też chcemy wiedzieć więc wstawiaj szybko rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda mi Julii. Jest taka młoda, a tyle juz przeszła.
    Wejście Marco było wręcz cudowne. Julia ma w nim wielkie wsparcie.
    Z niecierpliwoscia czekam na rozdział, który bez dwóch zdań bedzie wspaniały!
    Pozdrawiam xo

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaa kochana opowiadanie bomba ... Jejku ale sie posypało ...boniu
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na czwartą część!:) http://mr11-bvb.blogspot.com/2015/05/cztery.html

    Kiedy się coś u Ciebie pojawiiiii??? :((((
    Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń