czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 41.

- Tęsknię za tobą - jęknęłam przyciskając komórkę do ucha. Zaraz wychodzimy z tatą na kolację do Renaty. Czuję że to będzie długi wieczór. Nie pałam zbytnim entuzjazmem co do tego spotkania. Szczerze mówiąc, nie chce tam iść. Wolałabym spędzić czas z moim chłopakiem...
- Ja za tobą też. Może wpadnę do ciebie po kolacji, i zabiorę cię do siebie ?
- Okej. - uśmiechnęłam się jak głupia do telefonu.
- Julia ! Wychodzimy ! - po domu rozniósł się krzyk taty, który przez cały dzień dosłownie nie mógł usiedzieć na miejscu. Przeszło godzinę szukał odpowiedniego koloru krawatu do grafitowej koszuli którą też wybierał dłuuugi czas. To wszystko jest całkiem śmieszne. Cała ta sytuacja. Dorosły człowiek, a zachowuje się jak typowy nastolatek przed swoją pierwszą w życiu randką.
- Już nie mogę się doczekać. Kocham cię - westchnęłam.
- Ja ciebie też. Baw się dobrze - byłam prawie pewna że gdy to mówił, z jego ust nie schodził ten bezczelny pewny siebie uśmiech.
Kiedy w słuchawce zapanowała głucha cisza, podniosłam się ociężale z łóżka i podreptałam do łazienki. Przejrzawszy się ostatni raz w lustrze, wygładziłam zieloną, zapinaną na guziczki koszulę i wyszłam z pomieszczenia zgarniając po drodze kurtkę.
- Julia ! - ryknął tata zanim jeszcze zobaczył mnie na schodach.
- Jestem.. - westchnęłam.
- O. Dobrze, myślałem że jesteś jeszcze na górze. - mruknął drapiąc się po karku. - Gotowa ?
- Tak. Możemy iść. - przewiesiłam przez ramię małą torebkę kierując się w stronę samochodu.
Będąc już w środku, przyglądałam się tacie jak zamyka drzwi, odchodzi od nich na nie więcej niż 2 metry po czym z wręcz panicznym krokiem odklucza je i wbiega z powrotem do środka, by po kilku minutach wyjść z bukiecikiem niebieskich kwiatów. Jest taki roztargniony. Już na pierwszy rzut oka widać że Renata nie jest już tylko "przyjaciółką". Choćby nawet próbował, nie wyprze się tego że jest zakochany. Cieszę się że wreszcie jest szczęśliwy. Bo przecież to że z mamą mu się nie ułożyło, nie znaczy że ma zostać już sam.
A jeśli chodzi o mamę, nie widziałam jej już prawie od 4 miesięcy. Dzwoni jakieś trzy, czasem cztery raz w miesiącu. Kiedy pytam czy nas w końcu odwiedzi, zasłania się tym ze ma masę pracy, bla bla bla.
Ostatnio zaczęłam się nawet zastanawiać czy kogoś ma, nie wiem - nową rodzinę, partnera. Cokolwiek. Ale ona zaprzeczyła zanim jeszcze dokończyłam pytanie. Chciałabym się niedługo do niej wybrać. Z Marco . Przedstawić ich sobie. Wydaje mi się że powinnam. Może to nas do siebie zbliży ? Może to w jakimś stopniu naprawi nasz zerwany kontakt.. Mimo tego że nas zostawiła, tęsknie za nią. Tęsknię za wspólnym oglądaniem seriali, za wspólnymi zakupami których kiedyś z całego serca nienawidziłam, tęsknie nawet za naszymi drobnymi kłótniami o to, która ma zmywać po obiedzie.
- Przytrzymaj - usłyszałam głos taty, zanim rzucił na moje kolana wiązkę kwiatów.
- Jasne - mruknęłam przewracając oczami gdy jeszcze raz wrócił do domu.
Niecałe dwie minuty później był już w samochodzie. Wkładając kluczyki do stacyjki, przekręcił je i wyjechał na ulicę.
- Proszę cię, bądź dla nich miła - spojrzał na mnie znacząco.
- Jak zawsze tatusiu. -uśmiechnęłam się do niego na co ten zmarszczył czoło. - Spokojnie. Będę grzeczna.
- Liczę na to.
- Do której tam będziemy ?
- Nie mam pojęcia. Myślę że do 22 może krócej. - mruknął - Masz jakieś plany ?
- Om... Marco zabiera mnie do siebie na weekend. - No to teraz będzie się działo !! Przeważnie na dźwięk słowa "Marco" tata cały się spina. Och ta udawana niechęć ...
- I pytasz właśnie o pozwolenie ? - spytał odrywając na moment wzrok od przedniej szyby.
- Tak jakby.... - No to masz po weekendzie ! kpi moja podświadomość.
- Ech.. - westchnął. - Niech będzie. - On jest chory ?! Na pewno ma gorączkę !
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim tatą ?! - wyrzuciłam z siebie z udawanym przerażeniem.
- Nie przeginaj Julka.
- Jak sobie życzysz tatusiu - parsknęłam śmiechem na co on wywrócił oczami.
- Ale jeśli będzie coś nie tak podczas kolacji, możesz zapomnieć o swoich weekendowych planach jasne ?
- Dobra - mruknęłam.

                                ~*~

- Wreszcie jesteście ! Kolacja stygnie ! - z ust Renaty nie schodził szeroki uśmiech. Jak zwykle. 
- Korki - jęknął tata wręczając kobiecie bukiet zmaltretowanych już kwiatów. ( To naprawdę nie moja wina że supeł na wstążce się rozluźnił i wszystkie kwiatki rozsypały się na moich kolanach i podłodze. )
- Wcześniej wyglądały lepiej - mruknął pod nosem, patrząc na mnie znacząco. 
- Są cudowne. Prosze, proszę wchodźcie. - wskazała ręką na salon. 
Zsunęłam ze stóp botki i odwiesiwszy kurtkę na wieszak, podreptałam za tatą. 
Pomieszczenie było naprawdę imponujące. Klasyczne, drewniane meble duża biała kanapa i dwa fotele do kompletu. Jedna ze ścian salonu całkowicie pokryta jest ramkami ze zdjęciami. Jest ich tutaj naprawdę masa. 
- Kolacja ! - krzyknęła Renata podchodząc do schodów. Już po chwili po domu rozniósł się odgłos kroków. Nie wiedząc co powinnam teraz robić, nadal stałam za plecami taty. 
Po chwili przede mną stała cała trójka. 
- Poznajcie się. Julia, to John, Agnieszka i Adrian. - JOHN ?! Ten John ?! Robi się coraz to ciekawiej.
Dla wyjaśnienia - przede mną stał nie kto inny jak właśnie ten John którego poznałam, gdy zostawiłam torbę w kawiarni. To on przyniósł mi kawę gdy wyjeżdżałam na obóz. To jego zraniłam gdy dowiedział sie że jetem z Marco.
- Miło poznać- mruknął dość oschle. Czyli się nie znamy ?Zabolało. W jego oczach malował się żal. Był też wyraźnie zszokowany widząc mnie tutaj. Ja zresztą też ! Gdybym wiedziała..  Gdybyś wiedziała, i tak byś musiała tutaj przyjść ! 
- Z wzajemnością - wymusiłam uśmiech. 
- Cześć ! Mów mi Aga - dziewczyna o niesamowicie kręconych, długich do pasa włosach, podeszła do mnie i mocno uściskała.
Uśmiechnęła się szeroko, co odwzajemniłam. Zaraz koło niej pojawił się malutki blondyn. On także chciał się przywitać. Kucnęłam i delikatnie zmierzwiłam mu włosy.
- Chodź, zobacys mój pokój - pociągnął mnie za rękę po schodach.
- Ale kolacja na stole ! - zaprotestowała Renata jednak chłopiec nie zamierzał zwracać na nią uwagi. Uparcie ciągnął mnie w górę schodów.
- Zejdźcie zaraz ! - usłyszeliśmy jeszcze ostatni krzyk z dołu po czym zniknęliśmy za jednymi z drzwi.
- Patrz ile mam zabawek ! - krzyknął uradowany chłopiec. Roześmiałam się przejeżdżając wzrokiem po wnętrzu. Niebieskie ściany, puchaty dywan, w kącie małe łóżko z pościelą na wzór samochodzików. Zupełnie jakbym widziała pokój Logana, kiedy miał te 5 lat.
Kiedy Adrian pokazał mi już chyba wszystkie zabawki jakie miał, zeszliśmy na dół. Przy stole w jadalni siedzieli już praktycznie wszyscy domownicy + mój tata.
Chłopiec od razu zajął miejsce obok starszego brata, tak więc mi zostało krzesło centralnie naprzeciwk John'a . Cholera. Niepewnym krokiem podeszłam do stołu i zajęłam miejsce. Chłopak cały czas mierzył mnie spojrzeniem co było conajmniej krępujące. O co on jest taki wściekły ? Już ty dobrze wiesz o co..
Zacisnęłam kurczowo dłoń na widelcu na co ten wyraźnie rozbawiony podniósł kpiąco brew. Och, chcesz zagrać w grę ? Ja też chętnie zagram.
- John tak ? - spytałam niewinnie patrząc na zdezorientowanego chłopaka. Skinął głową. - Mam słabość do zapamiętywania imion, wybacz.
Spojrzałam na tatę który wyglądał na zadowolonego. No tak, jego córka zaznajamia się z synem jego dziewczyny.. Czego chcieć więcej ?
- Tak bywa - mruknął chłopak.
- Czym się zajmujesz ?
- Praktykuję w pewnym szpitalu.
- Pewnym ? Chcesz być weterynarzem ? - No to błysnęłaś.
- Tak, właśnie dlatego musiałem się zająć twoją przyjaciółką. Diana tak ?Mam słabość do zapamiętywania imion  - Dupek ! Dupek ! Dupek ! 
- To wy się znacie ? - wtrąciła Agnieszka.
- Nie - warknął na siostrę. Ta uniosła tylko ręce w geście obronnym.
- Dupek - mruknęłam pod nosem. Na co tata kopnął mnie pod stołem.
- Mówiłaś coś Julia ? - spytał uśmiechając się sztucznie. 
- Nie.
Tata spoglądał to na mnie , to na John'a. Nonstop posyłając mi mordercze spojrzenia.Na twarzy miał jak wymalowane "Weekend pamiętasz ?" Westchnęłam. Byle do 22. Byle do 22. 
Reszta kolacji przebiegła dość spokojnie. Ataki ze strony John'a nie ustępowały, ale ze każdym razem zwinnie się wymigiwałam od odpowiedzi. Pocieszałam się jedną myślą. Weekend  z Marco !  

* Kilka godzin później *

- Możesz mi wyjaśnić co to miało do cholery znaczyć ?! - warknął tata kiedy tylko wyjechaliśmy z podjazdu Renatki i jej familii.
- O co ci chodzi ?
- O co mi chodzi ?! Przez cały czas skakaliście sobie z Johnem do gardeł ! Co ci do diaska odbiło ? Znasz go zaledwie od kilkunastu minut, a już robicie z siebie wrogów ! Masz pojęcie jak niezręczne to było ?!
- Jego głos nadal jest "lekko" podniesiony. Skupia się na drodze, nie zwracając na mnie uwagi. Och ? Więc teraz mamy focha co ? A już się cieszyłam z tego że moje kontakty z tatą są coraz to lepsze. Naprawdę ostatnim czasem nie miałam na co narzekać. Mimo że nadal się do tego nie przyznaje, polubił Marco i teraz już nawet nie próbuje protestować kiedy gdzieś wychodzimy razem.

Resztę drogi przebyliśmy w absolutnej ciszy. Oprócz cichego pomrukiwania silnika, nie dało się usłyszeć nic innego. Złość taty powoli opadała. Jego szczęka rozluźniła się a mięśnie przestały być aż tak napięte. Kiedy dojechaliśmy pod dom, na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Na poboczu, niedaleko podjazdu zaparkowany był dobrze mi znany, czarny Hummer a o jego maskę, opierał się wysoki blondyn. Od razu wysiadłam z samochodu i popędziłam w jego stronę. Marco wyrzucił niedopałek papierosa i także ruszył w moim kierunku. Już po chwili jego silne ramiona otaczały moją talię. Czułam się jak bym nie widziała go od miesięcy. Wtuliłam się mocniej w jego tors, kiedy chłopak nachylił się w moim kierunku.
- Whooa ! Julia , ja też za tobą tęskniłem - uśmiechnął się muskając ustami skórę mojej szyi.
Złożyłam pocałunek na jego policzku po czym uścisnąwszy jego dłoń, pociągnęłam w kierunku drzwi wejściowych.
- Dobry wieczór - skinął blondyn, w kierunku siedzącego przed telewizorem taty.
- Dobry wieczór - odpowiedział nie odrywając wzroku od ekranu. Wywróciłam oczami i ruszyłam schodami na górę. Wyciągnęłam spod łóżka niewielką torbę i rzuciwszy ją na łóżko, ruszyłam w kierunku szafy.
- Wiesz... Tak sobie pomyślałem.. - mruknął chłopak siadając na skraju łóżka. - Może weźmiesz trochę więcej ubrań ? I tak często u mnie nocujesz więc...
- Nie chcę ci zagracać mieszkania moimi rzeczami. - odwróciłam się w jego kierunku.
- Żartujesz prawda ? Uważam tylko że wygodniej by było gdybyś miała jakieś swoje rzeczy u mnie. Nie musielibyśmy za każdym razem targać ze sobą tych wszystkich toreb.
- Skoro tak uważasz..
- Julia ! - po całym domu rozszedł się krzyk taty.
- Zaraz wracam - mruknęłam po czym zeszłam na dół.
- Julia, musimy porozmawiać. - Tylko nie te słowa. Przeważnie nie zwiastują one nic dobrego..
- O czym ? - Spytałam siadając naprzeciwko niego.
- Jak by ci to... Uch.. - westchnął - Wiem że nie jesteś już małą dziewczynką, masz chłopaka i w ogóle nie wiem dlaczego ja muszę to robić... Ale nie ma tu twojej matki więc... - Nie ! Tylko nie to ! Czy on ma zamiar rozmawiać o tym o czym myślę ?!
- Więc.. - ciągnął dalej - Muszę mieć pewność że ten chłopak.. Że on cię do niczego nie zmusza...
- Nie zmusza... -  poczułam jak moją twarz oblewa gorący rumieniec. Bo nie wiem jak inny się zachowują podczas rozmowy z rodzicami o "tych" sprawach, ale dla mnie jest to co najmniej krępujące.
- Napewno ?
- Och tato... Wiesz że to krępujące zarówno dla mnie i dla ciebie więc po co to ciągniemy ? Możesz być pewny że nie jestem do niczego zmuszana.
- Dobrze więc... Um, to chyba wszystko o co chciałem zapytać -  w jego oczach dostrzegłam ulgę. Zastanawia mnie tylko to, czy była ona spowodowana moją odpowiedzią czy raczej tym że ma już tę rozmowę za sobą.
- Okej - mruknęłam wycofując się z salonu. To była najbardziej niekomfortowa rozmowa jaką miałam okazję przeprowadzić z jednym z rodziców.
Kiedy wróciłam do pokoju, Reus'a nie było tam gdzie poprzednio. Pochylał się teraz nad komodą i grzebał w jednej z szuflad.
- Co ty robisz ? - spytałam niepewnie krocząc w jego kierunku.
- Wiesz... Myślę że powinniśmy spakować także to - uśmiechnął się szyderczo, wyciągając rękę z szuflady, w której nie trzymal nic innego jak moją nową, koronkową bieliznę.
 Moją twarz ponownie oblał rumieniec.
- Nie wierzę że nadal się przy mnie rumienisz. - uśmiechnął się podchodząc do mnie.
- Idiota - mruknęłam, starając się wyszarpnąć trzymaną przez niego, część garderoby.
- Whoaa ! Spokojnie maleńka ! Oszczędzaj siły na wieczór - puścił mi oczko po czym ruszył w kierunku mojej torby.
- Gotowa ? - spytał kiedy nadal stałam oniemiała na środku pokoju.
- Wezmę kosmetyczkę  i możemy iść.

                              ~*~

Resztę wieczoru spędziliśmy na leżeniu na kanapie i przytulaniu się podczas oglądania jakiegoś filmu na TV. Chociaż tak naprawdę telewizor robił bardziej za tło, gdyż nie zwracaliśmy na niego zbytniej uwagi. Cały czas rozmawialiśmy. Marco opowiadał mi co się działo od naszego ostatniego spotkania. Dosłownie nie mogliśmy się nagadać. Za wszelką cenę chciał też się dowiedzieć jak wyglądała kolacja u Renaty, a tak sie składa że to ostatnie o czym miałam ochotę rozmawiać. 
- Och.. - westchnęłam - Nie ma o czym gadać.Straszne nudy, nic więcej. - mruknęłam odwracając wzrok od blondyna. 
- Aż tak źle ? - ciągnął, nie zamierzając odpuścić. Przewróciłam oczami. No tak, cały on. Zawsze musi postawić na swoim. Przysięgam że gdyby dawali medale za upartość, miałby już całą kolekcję. - Pamiętasz tego chłopaka który przyszedł do autobusu ? Wiesz.. Wtedy jak jechaliśmy na obóz.  - mruknęłam układając się wygodniej w jego ramionach.
- Ten, który był tak cholernie na ciebie napalony ?
- Marco.... - jęknęłam. 
- Nie żebym mu się dziwił czy coś.. - zaśmiał się całując mnie w policzek. 
- Marco ! Renata jest jego matką ! 
- C-co ? - chłopak parsknął głośnym śmiechem. 
- To nie jest śmieszne ! - rzuciłam uderzając go lekko w ramię. - Miałam go za przyjaciela a on mnie nienawidzi ! 
- A właściwie za co ? - spytał kiedy już opanował napad śmiechu.  Bo wybrałam ciebie zamiast niego idioto.
- Za to że jestem z tobą a nie z nim.-mruknęłam. 
- Och... Więc on.. On chciał tego co jest teraz między nami ? 
- Tak jakby. - Marco po raz kolejny dzisiaj się zaśmiał. - Mogę wiedzieć co cię tak śmieszy ?
- Nie, nic. Nie ważne - puścił mi oczko.
- Marco...
- Julia... - jak zwykle ! Jak  już coś idzie nie po jego myśli, stara się za wszelką cenę odwrócić moją uwagę od tematu który chcę z nim omówić. 
- Nie zmieniaj tematu. Nie uda ci się.- podniosłam na niego wzrok - Mów. 
-Ale to naprawdę nic ! 
- No chyba jednak coś skoro z jakichś, nieznanych mi powodów, cieszysz się jak małe dziecko z nowej zabawki. 
- A może po prostu jestem szczęśliwy ? - zbliżył swoją twarz do mojej - Szczęśliwy że cię mam kochanie. - Złączył nasze usta w pocałunku. 
- Kocham cię - szepnęłam w jego usta.
- Ja ciebie też Julia. - ponownie zaatakował moje usta. Początkowo był to niewinny, namiętny pocałunek który z każdą chwilą przybierał na sile. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp który bez wahania mu dałam. Jedna z jego dłoni gładziła zewnętrzną część uda, drugą trzymał w okolicach mojej tali, przyciskając mnie do swojego ciała. Kiedy palcami powędrował do skraju mojej koszulki w celu jej ściągnięcia, po pokoju rozległ się dźwięk telefonu. 
- Odbierz - rzuciłam odsuwając się od Marco. 
- To może zaczekać - bąknął uniemożliwiając mi  stworzenia dystansu miedzy nami. 
- To może być coś ważnego.
- Dobra ... - jęknął sięgając do tylnej kieszeni swoich jeansów. Popatrzył na wyświetlacz po czym spojrzał na mnie ponownie. - Muszę odebrać. To ważne. Wracam za moment - pocałował mnie w czoło po czym wyszedł z pokoju. Kiedy usłyszałam odgłosy jego kroków na schodach, a później w kuchni, ześlizgnęłam się z łóżka i podreptałam pod prysznic. 
Kiedy wyszłam z łazienki, chłopaka nadal nie było a zza drzwi dochodziły odgłosy rozmów. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, przykrywając kołdrą po same uszy i przeklinając w myślach ten cholerny telefon. 

* 2 tygodnie później *

Minęły zaledwie  dwa tygodnie od kolacji u Renaty a oni już zapowiedzieli następną. Bo jak to ujęli : " Chcielibyśmy abyście się mogli lepiej poznać". A chodzi tu oczywiście o mnie , John'a i resztę gromadki. To co się dzieje między tatą a Renatą, zaszło już naprawdę daleko. Ojciec spędza u nich coraz więcej czasu, a ja ? Idę w kąt jak stara, zużyta zabawka którą teraz zamienia na nową. Na nową rodzinę.
Pewnie niektórzy mogli by sobie pomyśleć że zachowuję się jak jakaś rozpieszczona gówniara, ale prawda jest taka że mimo tego iż wcześniej nasz kontakt stawał się naprawdę dobry, teraz znów się od siebie oddalamy. I choć nie powinnam, mam o to żal do Renaty. Kobieta stara się jak może. Robi wszystko żeby się ze mną w miarę możliwości ze mną "zaprzyjaźnić" ale ja nie potrafię. Jeszcze nie teraz.
Diana nadal się do mnie nie odzywa. Nawet nie próbuje. Ja zresztą też nie. Mijamy się na korytarzu, za każdym razem odwracając głowy w przeciwną stronę. Z bólem przyznam że powoli przyzwyczajam się do takiej a nie innej sytuacji między nami.
Przerwy spędzam przeważnie w towarzystwie pozostałych dziewczyn z klasy. Jednakże zdecydowanie najlepszy kontakt mam z Nicol i Sylwią. Dziewczynami z którymi dzieliłam pokój na obozie.
Z Marco także widuję się częściej. Teraz kiedy wszystko się unormowało - a chodzi tu o jego rozplanowanie wykładów - ograniczył je do minimum więc automatycznie mamy dla siebie więcej czasu.
Mijała właśnie siódma - i na szczęście ostatnia - lekcja kiedy poczułam wibracje w kieszeni moich jeansów, zwiastujące przyjście nowej wiadomości.

Czekam na parkingu skarbie ;)
                            M.

Uśmiechnęłam się odpisując szybką odpowiedź i ponownie schowałam telefon do kieszeni. 
Kiedy zadzwonił dzwonek, spakowałam książki do torby i wyszłam z klasy. Przemierzając korytarz, myślałam tylko o tym aby jak najszybciej znaleźć się na parkingu i zacząć weekend jednak skutecznie uniemożliwiała mi to grupka ludzi tłoczących się przy tablicy z ogłoszeniami. Postanowiłam zobaczyć o co tak naprawdę chodzi. Przepchnęłam się przez niewielki tłum aż w końcu byłam u celu. Moim oczom ukazał się duży plakat.

"Marzysz o studiach na jednej z najlepszych uczelni w kraju ? 
Jesteś umysłem ścisłym czy humanistycznym - to nie ma znaczenia ! 
Wypełnij formularz i weź udział w konkursie ! 
Trzech uczniów o najlepszych wynikach z testu konkursowego
dostanie stypendium naukowe, umożliwiające dostanie się na cieszącą 
się świetną renomą Krakowską uczelnię oraz roczny staż w jednej z najlepiej
prosperujących firm kraju ! 
To może być twoja szansa ! "

Poniżej podano jeszcze inne dane kontaktowe takie jak e-mail czy numer telefonu. 
Zabrałam jedną z leżących nieopodal ulotek i ruszyłam w kierunku wyjścia ze szkoły. 
- Cześć kochanie - zamruczał Marco łapiąc mnie w tali i przyciągając do swojego torsu. 
- Ale mnie wystraszyłaś ! - jęknęłam dysząc głośno. 
- Przepraszam... - przygryzł płatek mojego ucha nadal nie wypuszczając mnie z objęć.- Co tam masz ?
- Um... Nic ważnego. - zgięłam kartkę i wsunęłam do tylnej kieszeni swoich spodni. 
- Skoro tak mówisz.. Nie przywitasz się ze mną ? - posłał mi uśmiech wyciągając usta w dziubek.
- No nie wiem .. - mruknęłam z poważną miną na co chłopak uniósł brew.  - Och ... No dobra - Stanęłam na czubkach palców aby dosięgnąć jego twarzy podpierając się dłońmi o jego barki by nie stracić równowagi. 
- Myślę że powinnaś wziąć w tym udział - rzucił chłopak odsuwając się ode mnie delikatnie. Dopiero teraz zorientowałam się że wyciągnął ją z moich spodni i właśnie przeglądał jej treść. 
- Nie - wyrwałam mu kartkę z rąk i mijając go, usiadłam na fotelu pasażera w jego samochodzie. 
- Nie rozumiem dlaczego !
- Po porostu odpuść. Nie mam ochoty o tym dyskutować. 
- Julia ! - podniósł delikatnie głos spoglądając na mnie. Bez cienia wątpliwości mogłam stwierdzić że jego dobry humor powoli odpływa. O taką głupotę strzelać fochy.. Zdecydowanie za łatwo się denerwuje..
- Odpuść 
- Nie dopóki się nie dowiem dlaczego do cholery nie chcesz spróbować ! To dla ciebie cholerna szansa ! W dodatku z twoimi planami bycia dziennikarką... - jego krzyk wypełnił przestrzeń w samochodzie na co przeszedł mnie dreszcz. 
- Równie dobrze mogę studiować w Gdańsku. Różnica jest taka że Kraków leży na drugim końcu kraju, zdala od rodziny, przyjaciół, ciebie. 
- Nawet tak nie mów ! Oboje dobrze wiemy że tamta uczelnia jest lepsza niż w Gdańsku - warknął. Zupełnie jakby nie słyszał drugiej części zdania w której mówię że nie chcę być daleko od niego.
- Marco ! Myśl realnie ! Nasze liceum ma jakieś 400 osób ! Swoich sił próbować będzie większa połowa z nich ! Choćbym miała na rzęsach stanąć, nie zakwalifikuje się ! 
- Skąd do cholery możesz to wiedzieć ?! -Jezu.. Weź się uspokój człowieku. 
- Po prostu wiem. - W odpowiedzi warknął jeszcze coś pod nosem.
Droga do domu Marco minęła w ciszy. Po raz pierwszy, była to niezręczna cisza. Nie miałam zielonego pojęcia co powinnam powiedzieć. Spoglądając kątem oka na Marco, widziałam że złość jeszcze nie opadła. Szczęka wciąż była napięta a on sam przygrzał nerwowo wnętrze policzka. Zawsze to robił. Zawsze gdy coś nie szło po jego myśli, a on chciał za wszelką cenę zachować kontrolę nad samym sobą. Nie wierzę że wkurzyłam go taką głupotą ! No bo przecież chyba nie może wściekać się o to że nie chce wziąć udziału w jakimś głupim konkursie ? A ponoć to kobiety ciężko zrozumieć...
Nawet kiedy byliśmy już u niego w mieszkaniu, on nadal nie odezwał się ani słowem. Ta cisza była strasznie męcząca. A przynajmniej dla mnie. 
- Długo jeszcze zamierzasz mnie ignorować ? - zapytałam siadając obok niego na kanapie. Zrobiłam to jednak tak, żeby zatrzymać dystans między nami. Czasami nie wiedziałam na co dokładnie mogę sobie pozwolić gdy jest w takim stanie. 
- Jeśli nie dowiem się o co tak naprawdę chodzi, owszem. - mruknął sięgając po pilot od telewizora. 
- Nie rozumiem o co robisz taką wielką jazdę ! - wywróciłam oczami opadając plecami na oparcie kanapy. - Nie, to ja nie rozumiem dlaczego nie chcesz choćby spróbować ! Julka to cholernie wielka szansa dla ciebie. Już nawet nie chodzi o tą całą uczelnie, tylko o ten jebany staż ! 
- Wiedziałam ze nie powinnam pokazywać ci tej cholernej ulotki. 
- Wiesz dobrze że i tak bym się dowiedział - mruknął już trochę łagodniej.
- Mhm... - mruknęłam zaplatając ręce na piersiach. 
- Julia.... - wyciągnął ku mnie dłoń. Chwyciłam ją a on pociągnął mnie na swoje kolana. - Wiesz że cię kocham prawda ?
- Nadal jestem zła - mruknęłam nie reagując na pocałunki które składał na mojej szyi. 
- A ja nadal uważam że powinnaś wystartować w tym konkursie. 
- Ale...
- Nie kłóć się ze mną. Po prostu to zrób. - wywróciłam oczami. 
- Nie. 
- Julia... - warknął przez zęby rozdrażniony. Och... Znowu ?!  
- Wiem jak  mam na imię ! I zrozum że nie wezmę udziału w całym tym gównie ! 
- Dlaczego ?
- Bo nie chcę wygrać ! - złość ponownie opanowała moje ciało. Czułam się jak wulkan który lada chwila wybuchnie. 
- C-co ? - chłopak był wyraźnie zdezorientowany.
- Nie wezmę udziału, bo nie zamierzam wygrać. -co i tak jest niemożliwe - bo jeśli to zrobię, będę musiała wyjechać. Zostawić Tatę, Logana, ciebie.... 
- Słucham ? O ile dobrze pamiętam, zawsze chciałaś uczyć się w wielkim mieście..
- Ale to było dawno - westchnęłam. 
- Co się zmieniło od tamtego czasu ? Nie rozumiem. - pokręcił głową. 
- Poznałam ciebie.  - szepnęłam.
- Więc wolisz zrezygnować z marzeń ?
- A mam zrezygnować z ciebie ?
- Może warto... - bąknął.
- A ty ? Gdybyś ty miał taką okazję... Wyjechał byś ? 
- Nie - odpowiedział po chwili namysłu.
- Więc nie wymagaj tego ode mnie ! - warknęłam podnosząc się z jego kolan co on jednak mi uniemożliwił, łapiąc za nadgarstki i ciągnąc z powrotem w dół.  - A może tego chcesz ? Chcesz żebym odeszła a ten konkurs to poprostu wygodna dla ciebie wymówka ?
- Nawet tak nie mów. - po raz kolejny dzisiaj był na krańcu wytrzymałości. Umiesz doprowadzać go do furii jak nikt inny. Brawo Julia ! 
- Teraz już nie wiem co mam mówić. Dlaczego tak nalegasz ?
- Bo nie chcę być tym, który powstrzymuje cię przed spełnieniem marzeń - mruknął całując moje czoło. 
- Ty jesteś moim marzeniem - uśmiechnęłam się lekko spoglądając  w jego oczy. 
Nie wyglądał na przekonanego, jednak odpuścił. Uff... Dość juz wrażeń na dziś. 

3 komentarze:

  1. Taki słodki mimo tych krzyków :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie nadrobiłam!:)))
    Wspaniały blog! (wczoraj czytałam do północy, ale mama już wychodziła z siebie, więc grzecznie się położyłam wyczekując rana ;D )...no i się doczekałam! Świetne opowiadanie! Masz talent. Tak sobie pomyślałam, może Marco rozpocznie karierę piłkarską jak mu Julia postawi ultimatum boks albo ona-to by bylo fajne;D Ale to tylko takie moje pomysły podczas czytania. Nie mogę się doczekać następnej części! Dużo weny życzę!:**
    Pozdrawiam (http://mr11-bvb.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń