- Mam nadzieję że twoja mama wykaże się większym entuzjazmem niż twój ojciec - mruknął Marco.
- Ja też mam taką nadzieję - westchnęłam. Byłam coraz bardziej zdenerwowana. Z każdym następnym kilometrem który zmniejszał dystans między nami a domem matki serce biło mi coraz szybciej, ręce pociły się niemiłosiernie a zęby nieświadomie przygryzały wnętrze policzka.
- Denerwujesz się ? - spytał chłopak, ściskając delikatnie moją dłoń.
- Nie widziałam jej przeszło pół roku. Oprócz kilkunastu rozmów telefonicznych nie kontaktowałyśmy się praktycznie wcale. Tak, denerwuję się.
- Będzie dobrze. - uśmiechnął się delikatnie.
- Na to liczę.
Kiedy zatrzymaliśmy się przed niewielkim domkiem na przedmieściach, serce podskoczyło mi praktycznie do gardła. Z trudem przełknęłam ślinę i splatając ręce z Marco, ruszyliśmy do drzwi.
Zanim nacisnęłam na dzwonek, po raz kolejny spojrzałam na Reus'a. Jeszcze możesz uciec.. Jeszcze możesz uciec !! - krzyczała moja podświadomość. Odsunęłam tę myśl od siebie. Wbrew pozorom chciałam się z nią spotkać. W końcu to moja mama. Kobieta która jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. A przynajmniej była, dopóki nie postanowiła nas zostawić i wrócić do tej dziury. Stop ! Nie myśl o tym. Nie psuj sobie humoru już teraz.
- Gotowa ? - spytał Marco ściskając troskliwie moją dłoń. Pokiwałam głową i nacisnęłam na guzik tuż koło drzwi.
W środku domu rozległ się dźwięk dzwonka, a później odgłos kroków. Jeszcze możesz ucie...
- Zamknij się - mruknęłam.
- Co ? - Marco spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Nic. Głośno myślę. Przepraszam. - posłałam przepraszający uśmiech a on szybko pocałował mnie w czoło przenosząc prawą rękę na moja plecy.
Sekundę później drzwi się otworzyły a w progu stanęła średniego wzrostu kobieta. Niebieskie, szeroko otwarte ze zdziwienia oczy patrzyły na nas w oszołomieniu.
- Julia ? - wyszeptała zakrywając dłonią usta. W kącikach jej oczu zebrały się łzy które nie czekając na pozwolenie, spłynęły po policzku. Wyswobodziłam się z uścisku blondyna i podchodząc do niej szybkim krokiem, przytuliłam się do niej. Kiedy ona także odwzajemniła gest, poczułam sie jak wtedy gdy miałam sześć lat. Wtedy wkraczałam dopiero w świat szkoły. Gdy odprowadzała mnie rano do przedszkola, bałam się że mnie już tam zostawi. Wtedy ona zawsze przytulała mnie mocno, i szeptała mi na ucho że nigdy by mnie nie zostawiła. Że zawsze będzie przy mnie. Kłamała... Zostawiła mnie. Nas wszystkich.
Po moich policzkach spłynęło kilka łez.
- Wejdźcie do środka - powiedziała cicho odsuwając się ode mnie.
Przekraczając próg domu, poczułam jak wszystkie wspomnienia związane z tym miejscem wracają przewijając się w mojej głowie jak rolka filmowa. Jak by nie było, spędziłam tutaj większość swojego życia.
- Siadajcie - wskazała dłonią na jedną z kanap w salonie. Już na samym początku zwróciłam uwagę na to, że nie zmieniła tu zupełnie nic. Stare, szare kanapy nadal stoją w tym samym miejscu, ściany mają wyblakły, piaskowy kolor a panele skrzypią w tym samym miejscu co półtorej roku temu, kiedy wyprowadzaliśmy się stąd.
- Um.. Mamo ? Poznaj Marco. Mojego chłopaka.
- Miło panią poznać osobiście pani Ross. -uśmiechnął się blondyn, wyciągając rękę w kierunku kobiety.
- Mi ciebie także - uśmiechnęła się miło. - Zaczekajcie, przyniosę herbatę.
Chwilę później już jej nie było.
- Nie jest tak źle - szepnął Marco wprost do mojego ucha.
- Nie jest. Nawet nie wiesz jak się cieszę.
Nie musieliśmy długo czekać na moją matkę. Kilka minut później, wkroczyła do salonu z tacą w rękach.
- Więc.. - mruknęła stawiając przed nami na stoliku, filiżanki herbaty. - Jak długo się spotykacie ?
- W zasadzie już prawie pół roku. - odpowiedział chłopak z .. dumą ?
- Całkiem długo. - uśmiechnęła się wsypując łyżeczkę cukru do napoju. - Ile masz lat ?
Och.. Więc przesłuchanie czas zacząć....
- Dziewiętnaście.
- Czym się zajmujesz ?
- Pracuję na siłowni między wykładami.
- Studiujesz ?
- Stosunki międzynarodowe. - odpowiedział spokojnie. Po dłuższych zastanowieniach doszłam do wniosku, że zapewne spodziewał się tego typu "rozmowy".
- Ambitnie. - mruknęła.
- Co u ciebie słychać mamo ? - wtrąciłam zanim zdążyła zasypać Marco kolejną dawką pytań.
- Dobrze, dziękuję. - Ta rozmowa nie ma sensu.. Zdawkowe pytania, odpowiedzi. Zupełnie jak bym rozmawiała z dopiero co poznaną osobą na ulicy. Trzeba było uciekać póki jeszcze mogłaś !
- A jak w pracy ? - zapytałam chcąc zakończyć panującą ciszę. Niezwykle niezręczną ciszę.
- Ciężko. Ostatnimi czasy nasza firma ma masę zleceń więc praktycznie nie wychodzę z biurowca.
- Żadna nowość - bąknęłam pod nosem na co zostałam lekko uszczypnięta w bok przez Reus'a.
- Miałaś przyjechać do mnie na wakacje.. - westchnęła z .. pretensjami ? Och serio ? Miała mi za złe że nie przyjechałam do niej mimo tego że i tak musiała bym siedzieć w tym domu sama ?
- Wiem.. Ale wyjechaliśmy z Marco na tydzień nad jezioro. Do jego siostry.
- Cudownie że wam się układa, ale nie zapominaj jeszcze o swojej starej matce.. - uśmiechnęła się dość dziwnie.
- Ty najwyraźniej zapomniałaś o nas już dawno. - przymknęłam oczy w oczekiwaniu na kolejne uszczypnięcie ze strony blondyna jednak on splótł nasze pace ze sobą, posyłając mi troskliwe spojrzenie.
- Słucham ? - kobieta zachłysnęła się herbatą.
- Zapomniałaś o nas. Przez pół roku nie odwiedziłaś nas ani raz. - wysyczałam. - Masz kogoś ? Znalazłaś sobie już nową rodzinę ? Mam nadzieję że jest lepsza od nas.
- Julia... To nie tak. - odłożyła filiżankę spoglądając na mnie spod przymkniętych oczu. Westchnęła głośno.- To nie moja wina. Nie mogłam do was przyjechać. Miałam masę prac..
- O tym mówię ! - wybuchnęłam - Zawsze praca byłą ważniejsza od nas ! To przez nią nasza rodzina się rozpadła ! Bo wszystko było ważniejsze od niej.
- Nie mów tak .. Robiliśmy z ojcem wszystko by było wam jak najlepiej.
- I widzisz gdzie was to zaprowadziło ? Niedługo staniecie przed sądem w sprawie rozwodowej ! Oboje jesteście tacy sami. - nabrałam powierza w płuca - z tą różnicą że tata nie uciekł kiedy wszystko zaczęło się sypać.
- Przepraszam .... - Co ? Spodziewałam się raczej jakiegoś nagłego napadu na mnie. Byłam praktycznie pewna że zaraz wpadnie w furie i zacznie na mnie wrzeszczeć.. A ona ? Ona przeprasza ? - Wiem jak to widzisz kochanie ale nie znasz całej historii.
- To mi ją opowiedz - bąknęłam wręcz płaczliwym tonem. Ręka Marco nadal spoczywała na moich plecach. Dodawał mi w ten sposób otuchy. Wiedział jak ciężkie to dla mnie jest i doskonale to rozumiał. Wspierał mnie mimo że wcale nie musiał tego robić. Był moim oparciem zawsze gdy go potrzebowałam. Jeżeli to nie jest miłość, to już nie wiem jak to nazwać.
- Ja... Nie mogę - zanosiła się cichym szlochem - Nie potrafię....
Podniosłam się z kanapy i obchodząc wolnym krokiem szklany stolik przysiadłam na podłokietniku jej fotela, otaczając opiekuńczo ramionami.
- Um .. Ja ... Ja musze.. Musze zadzwonić.. . Przepraszam na moment - mruknął Marco z wyraźnym zakłopotaniem zarysowanym na jego twarzy.
- Mamo... Proszę, bądź ze mną szczera. - szepnęłam mocniej ją do siebie przytulając kiedy tylko usłyszałyśmy lekkie trzaśnięcie drzwi wejściowych.
- Ja jestem chora. - szepnęła przez łzy.
- Co masz na myśli ? Byłaś u lekarza ? Może powinnyśmy pójść tam razem, on na pewno coś ci przepi...
- Nie Julia. - przerwała mój słowotok. - Nie przepisze.
- Ale jak to ? -nadal nie rozumiałam co chce mi powiedzieć, a raczej czego nie chce.
- Nie ma co przepisać.
- Ale przecież.. - pokręciłam głową - Nie! Na pewno jest. Pójdziemy razem do lekarza, on da ci jakieś witaminy, antybiotyki.. Cokolwiek !
- Julia ja mam raka. Raka płuc. W dodatku nastąpił już pierwszy przeżut.
- Nie to nie możli.... - zaczęłam trząść głową starając się powstrzymać łzy które spływały po moich policzkach. W obecnej sytuacji było to niemożliwe. Moja mama ma raka. Moja ukochana mamusia.. Najważniejsza kobieta w moim życiu... Ona umiera.
- Mi też ciężko jest się z tym pogodzić kochanie. Tak bardzo chciała bym jeszcze tu zostać. Móc płakać na twoim ślubie, zachwycać się wnukami , wpraszać na rodzinne obiadki.. Tak bardzo bym chciała... - jej szloch przerodził się w paniczny płacz. Tuliła mnie do siebie jak małą dziewczynkę. Jakby chciała nas schować przed światem. Przed szarą rzeczywistością.
- Więc dlatego odeszłaś ? Praca to był tylko pretekst ? - spytałam pociągając nosem.
- Ja.. Ja nie chciałam być problemem. Nie chciałam żebyście budzili się rano z myślą że lada dzień odejdę. Nie chciałam przysparzać wam cierpień. Jedyne co mną kierowało to chęć powstrzymania was przed ciągłymi zmartwieniami..
- Więc... Ty... Ty nadal nas kochasz ? - spytałam unosząc głowę by móc spojrzeć w jej oczy.
- Najbardziej na świecie ! Ciebie, Logana, twojego ojca.. Nigdy nie przestałam o was myśleć. Nawet nie wiesz ile razy miałam ochotę rzucić to wszystko. Spakować walizki i wrócić z powrotem do domu. Do tego prawdziwego.
- Od kiedy wiesz... wiesz o tym ? - zapanowała cisza. Kobieta wydawała się kalkulować w myślach liczbę
- Dowiedziałam się miesiąc przed wyprowadzką tutaj.
- Przeszło pół roku ukrywasz przed nami coś tak ważnego ? - mój głos mimowolnie się podniósł.
- Mówiłam... Chciałam wam wszystkim oszczędzić cierpienia.
- Chyba sobie żartujesz ! Myślisz że swoją wyprowadzką nam go oszczędziłaś ? - podniosłam się z fotela.
- Ja.. - zachlipiała mama.
- Nie ! Nocami zastanawiałam się z Loganem, co jest z nami nie tak ! Co spowodowało że nas zostawiasz. Odchodzisz, praktycznie bez pożegnania. Z dnia na dzień. To było cierpienie !
- Przepraszam..
* Kilka dni później *
- Cześć kochanie - rzuciłam podnosząc telefon do ucha.
- Cześć mała. Masz ochotę się spotkać ?
- Um.. Nie bardzo dam radę..
Ostatnimi czasy, spędzam u mamy praktycznie każde popołudnie. Zaraz po skończeniu lekcji, pakuję się i jadę do niej. Bardzo się zżyłyśmy ze sobą przez ostatnie tygodnie. Jedyne co mnie boli, to to, w jakich okolicznościach się to stało. Mimo wszystko cieszę się że nasze relacje się poprawiły.
- Jedziesz do mamy? - spytał lekko zirytowany co postanowiłam zignorować.
- Tak. Właśnie siedzę w autobusie.
- Cóż.. To może w takim razie po ciebie przyjadę ? A później skoczymy gdzieś razem ?
- Jasne. Więc widzimy się wieczorkiem ?
- Tak. Wpadnę koło 18.
- Dobrze. Już nie mogę się doczekać - uśmiechnęłam się do słuchawki jakbym liczyła na to że zobaczy jak szczęśliwa przy nim jestem.
Nigdy nie zaznałam prawdziwej miłości. Nie wiedziałam co to znaczy kochać kogoś tak bardzo, że świata się poza nim nie widzi. Przeczytałam masę książek. W praktycznie każdej z nich istniał wątek miłosny. Autorzy nie jednokrotnie używali zwrotu :motyle w brzuchu". Zawsze się z tego śmiałam - przecież to idiotyczne - mówiłam sama sobie. A teraz dzięki Marco zaczynam rozumiem o co tak w zasadzie chodziło. Mój ukochany blondyn pokazał mi coś z czym wcześniej nie miałam do czynienia. To właśnie dzięki niemu, wreszcie mogę zdefiniować słowo miłość.
- Więc do zobaczenia mała. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam po czym rozłączyłam się.
Chwilę później autobus zatrzymał się na moim przystanku. Wysiadłam z pojazdu i od razu skierowałam się w kierunku domu mamy.
~*~
- Kiedy zamierzasz powiedzieć o tym tacie ? - spytałam siadając koło niej z kubkiem herbaty.
- Bo zamierzasz prawda ? - zadałam kolejne pytanie kiedy na poprzednie odpowiedziała mi ciszą.
- Ja nie wiem czy powinn...
- Nie, nie powinnam. Ty musisz to zrobić a pozatym mam już dość tego tłumaczenia się, dlaczego przez ostatnie tygodnie jestem u ciebie praktycznie codziennie. - mruknęłam.
- Ale...
- Nie mamo. On ma prawo znać prawdę. Podobnie jak Logan.
- Co u Marco ? -westchnęłam. Gdy rozmowa nie idzie tak jakby ona chciała zbacza tematem na drugi tor byle tylko uniknąć odpowiedzi.
- U niego wszystko. Nie zmieniaj tematu. Naprawdę powinnaś im powiedzieć.
- Tak myślisz ?
- Jestem tego więcej niż pewna.
- Dobra... Zrobię to w najbliższym czasie. - mruknęła układając się wygodniej na kanapie. Mimo iż nie chciałam do tego dopuścić, zaczynałam zdawać sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się dzieje. Moja matka jest chora. Rak każdego dnia atakuje jej organizm, czyniąc ją coraz to słabszą. Bardzo się zmieniła przez te kilka tygodni. Jej twarz była zapadnięta, jej ciało mizerniało dotychczasowy blask w jej oczach stopniowo przygasał. Włosy wypadają całymi garściami. Niczym nie przypomina kobiety sprzed roku. Jej nastawienie do życia także się zmieniło. Zaczęła patrzeć na wszystko bardziej sceptycznie. Nic nie miało już dla niej sensu. Poddała się myśli że niedługo umrze. Już nawet nie próbowała walczyć. Kiedyś wiecznie uśmiechnięta twarz została zastąpiona obojętnością.
- Więc jak wam się układa z Marco ? - spytała unosząc kubek do ust.
- Jest cudownie. On jest cudowny.
- Kochasz go ? - spytała przyglądając mi się z uśmiechem.
- Tak mamo. Kocham go.
- Jak zareagował Henry gdy ich ze sobą poznawałaś ?
- Em.... Zakazał mi się z nim spotykać - bąknęłam - Ale ja nie ustąpiłam i teraz chyba już się oswoił z tą myślą.
- Dla niego zawsze będziesz jego małą córeczką którą będzie mu ciężko oddać w ramiona innego mężczyzny.
- Ja... - westchnęłam - Ja rozumiem. Naprawdę rozumiem. Ale jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułam.
- Znam to uczucie. Pamiętam jak ja i twój ojciec spotkaliśmy się po raz pierwszy. Byliśmy jeszcze tacy młodzi.
- Gdzie się poznaliście ? - spytałam zaciekawiona. Jeszcze nigdy nie rozmawiałam z żadnym z rodziców na ten temat.
- Twój ojciec jako nastolatek, dorabiał sobie na budowie. Jednakże wszyscy pracownicy traktowali go jak gówniarza. Miał wtedy zaledwie 16 lat. Kazano mu więc rozrabiać zaprawę murarską. Napełnione wiadra układał murku obok. Pech chciał że przechodziłam tamtędy w momencie, w którym jedno z wiader zachwiało się i wylądowało po drugiej stronie betonowej ścinki. Poczułam na sobie gęstą, zimną substancję.
- Nie wierzę - zaśmiałam się.
- Ale to nie wszystko ! Chcąc mi pomóc się oczyścić, oblał mnie wodą z węża ogrodowego bo jak twierdził "Jak zaschnie to nie zmyjesz." Wracałam więc przez pół miasta w całkowicie przemoczonych ubraniach.
- A jak doszło do następnego spotkania ?
- Zaprosił mnie na "przeprosinową" kawę. Świetnie się dogadywaliśmy. Później zaczęliśmy się spotykać znacznie częściej i częściej aż w końcu zostaliśmy parą.
- Ile miałaś wtedy lat ? - spytałam zaciekawiona.
- 15. - uśmiechnęła się na wspomnienia który omotały teraz jej głowę.
- Więc byliście razem przez całe gimnazjum, średnią ? - byłam oniemiała z wrażenia. Tyle lat... Tyle lat razem..
- Zapomniałaś o studiach - uśmiech na jej twarzy stał się jeszcze szerszy. - Pamiętam jakby to było wczoraj. Wymykałam się nocami z domu by móc spotkać się z Henrym którego moi rodzice nie akceptowali. Podobnie jak twój ojciec Marco teraz. Uważali że to nie jest wiek na "miłości", że odciąga mnie od nauki, spycha na złą drogę. Spotykaliśmy się co dwa dni. Zawsze w tym samym miejscu i o tym samym czasie. Na niewielkiej ławeczce przesiadywaliśmy godzinami ciesząc się swoim towarzystwem. Czasem, gdy zamykam oczy... Czuję jakbym znowu tam była...
- Zabiorę cię tam mamusiu. Obiecuję - uścisnęłam jej słabą dłoń i uniósłszy ją do mych ust, pocałowałam jej zewnętrzną część. - Ale teraz mam do ciebie sprawę- rzuciłam sadzając sobie laptopa na kolanach. - Próbuję wymyślić jakich ciekawy prezent na święta dla Marco, ale nie mam pojęcia co mogę mu kupić.
- Sama zawsze miałam z tym problem.. - mruknęła zerkając na ekran laptopa.
Oparłam bose stopy o krawędź drewnianego stolika i dałam się pochłonąć przeglądaniu wielu stron aukcyjnych w poszukiwaniu czegoś sensownego. Nawet nie zauważyłam kiedy wskazówki zegara wybyły godzinę 18. Chwilę później rozległ się dźwięk dzwonka. Podniosłam się z kanapy, nie chcąc angażować mamy do wykonywania zbędnych ruchów które niepotrzebnie odbierały jej siły.
Złapałam za małą miedzianą klamkę i pociągnęłam drzwi w swoim kierunku. Na werandzie, w ośnieżonej kurtce, stał Marco.. Wcześniej nawet nie zauważyłam że sypie śnieg ale teraz była prawdziwa zawieja.
- Hej - odsunęłam się od drzwi robiąc mu miejsce by mógł wejść do środka. Zsunął ze zmarzniętych stóp swoje trampki po czym nie rozpinając nawet kurtki, przyciągnął mnie do siebie na co z chęcią przystałam. Złączyliśmy nasze usta w szalonym, zmysłowym tańcu. Języki walczyły o dominację a moje płuca coraz mniej tlenu przyjmowały. Kiedy wreszcie odsunęliśmy się od siebie, zdałam sobie sprawę że ostatnio miałam okazję całować go dopiero jakiś tydzień temu. Później się nie widzieliśmy. Wszystkie popołudnia spędzałam u mamy.
- Hej - mruknął odzyskawszy miarowy oddech.
- Wejdź. Jesteś cały zmarznięty. - złapałam go za rękę i poprowadziłam do salonu.
- Dzień dobry pani Ross. - uśmiechnął się przyjaźnie siadając na jednym z foteli, tuż przy grzejniku. - Jak się pani dzisiaj czuje ?
- Dziękuję. Jest.. -moment zawahania - dobrze. Zaparzę herbaty to się rozgrzejesz - puściła mu oczko spoglądając na jego pocierające się wzajemnie dłonie.
- Nie, nie. Ja się tym zajmę mamo. - wyszłam z salonu w kierunku kuchni cały czas rozmyślając nad prezentem dla blondyna. Znając jego, wymyśli coś niesamowitego....
Kiedy wróciłam do pokoju dziennego, mama i Marco pogrążeni byli w dość ... nietypowej rozmowie. Sprzeczali się bowiem o wypowiedź jednej z uczestniczek " Rozmów w toku" która powiększyła sobie piersi.
- Głupota - skwitował Marco zaplatając ręce na piersi.
- Ależ nieprawda ! Jeżeli dzięki jednej, małej operacji kompleks kobiety zniknął, było warto. A poza tym popatrz teraz na nią. O wiele ładniej się prezentuje teraz niż na zdjęciu wcześniej.
- A ja uważam przeciwnie. Wcześniej wyglądała lepiej , naturalniej. A teraz ma przenośną farmę arbuzów. One są nienaturalnie wielkie - bąknął wskazując na ekran.
- Czy mężczyznom nie podobają sie czasem duże piersi ? - spytała.
- W tym rzecz. Piersi a nie wypchane sylikonem arbuzy. - mruknął z tryumfem wymalowanym w źrenicach.
Zaśmiałam się cicho, podając mu kubek gorącej herbaty i już miałam odejść w kierunku fotela kiedy pociągnął mnie w tali tak, bym usiadła na jego kolanach.
- Dziękuję. Teraz będzie o wiele cieplej - uśmiechnął się przyciskając usta do mojego policzka.
Napotkałam zaskoczone spojrzenie mamy. Jednak kryło się w nim coś jeszcze. Jakby radość, może troszkę duma. Wiedziałam że polubiła Marco. Widać to na pierwszy rzut oka. Cieszę się z tego powodu. Nie chciałabym jeszcze sprzeciwów ze strony mamy. Uparty ojciec mi w zupełności wystarczy.
Spędziliśmy z mamą jeszcze koło godziny. Rozmawialiśmy na różne tematy, z reguły nie mające grubszego sensu.
- Przyjadę do ciebie jutro - uśmiechnęłam się zawijając gruby szal wokół szyi.
- Och Julia. Mówiłam ci już że nie musisz przyjeżdżać do mnie codziennie. Raz na dwa trzy dni by w zupełności wystarczył.
- Ale chcę. - podeszłam do niej składając buziaka na jej policzku - pa mamuś.
- Do widzenia - Marco także uścisnął moją matkę po czym wyszliśmy z jej domu.
- Gdzie teraz ? - spytał chłopak zapinając moje pasy. Och tak. Uwielbiał wyręczać mnie nawet w tych najbardziej błahych czynnościach co było słodkie, jednak czasem czułam się przez to jak niepełnosprawna.
- O ile dobrze pamiętam, ktoś obiecał mi dziś wieczorem randkę - wzruszyłam ramionami.
- Ma farciarz szczęście że się zgodziłaś - nachylił się składając na mych ustach pocałunek po czym przekręciwszy kluczyki w stacyjce, wyjechał spod domu matki.
~*~
- Gdzie jedziemy ? - spytałam przyglądając się małym płatkom śniegu uderzającym o przednią szybę samochodu.
- Pomyślałem że dawno nie robiliśmy nic wystarczająco szalonego oprócz leżenia na kanapie więc...
- Poleżymy na kanapie ? - spytałam z nutką nadziei i rozbawienia w głosie.
- Och mała. Poleżmy gdzieś indziej ale to później - puścił mi oczko po czym dodał - Zamierzasz zdać prawo jazdy ?
- Hmm tak. Jakoś na wiosnę. A co to ma do rzeczy ?
- Poćwiczymy dzisiaj trochę. - uniosłam brwi.
- Co masz na myśli ?
- Już niedaleko. Zobaczysz na miejscu. - zacisnął lekko dłoń na moim kolanie. Wywróciłam oczami i oparłam się o zagłówek fotela wiedząc, że nie ma najmniejszego sensu się z nim kłócić. Jeśli chodzi o jego "niespodzianki" - nie piśnie nawet słowa.
Niecałe 15 minut później zatrzymaliśmy się przed dużą halą. Dopięłam zamek w swojej kurtce po czym wyszłam w kierunku Marco , czekającego na mnie tuż przy samochodzie. Splótł nasze palce i otworzył mi drzwi do budynku. Momentalnie uderzyło we mnie ciepłe powietrze.które było wybawieniem od chłodnej śnieżycy na zewnątrz.
- Dwa godzinne karnety - mruknął Marco sięgając do tylnej kieszeni swoich spodni po portfel. Sięgnęłam natomiast po swój, czekając aż koleś za ladą sprecyzuję sumę do zapłaty.
- Co ty robisz Julia ? - spojrzał na mnie marsząc brwi.
- Zamierzam zapłacić za nasze karnety ? - powiedziałam jakby byłą to najoczywistsza rzecz pod słońcem.
- Nawet o tym nie myśl. Ja cię zaprosiłem więc ja płacę.
- Zawsze za wszystko płacisz. Ja też mogę to zrobić. Nie widzę najmniejszego problemu.
- Ale ja owszem. I błagam cie, nie dyskutuj ze mną.Szkoda twojego czasu.
- W końcu złamię twój charakterek - bąknęłam pod nosem.
- Powodzenia kochanie - podał kasjerowi banknot stu złotowy po czym pocałował mnie w policzek czekając na resztę.
- Proszę za mną - mruknął chłopak za ladą. Był nieco wyższy ode mnie, jednak znacznie niższy od Marco. Rudawe włosy opadały na jego czoło, które podobnie jak nos i policzki, pokryte były niezliczoną ilością piegów. Rysy jego twarzy były bardzo łagodne. Ubrany w zwykłe, powycierane jeansy i firmową koszulkę z logo ich firmy prowadził nas w kierunku jak się później okazało szatni.
- Musicie to założyć. - wskazał na polarowe kombinezony które właśnie wyciągnął z dużej, metalowej szafy. - I proponuję wziąć ze sobą czapki, szaliki... Cokolwiek. Na torze jest naprawdę zimno.
Wytłumaczył nam także jak mamy dojść na główna halę po czym się oddalił rzucając swoje firmowe "Miłej jazdy".
- Jeździłaś już kiedyś ? - spytał Marco wiążąc sznurówki buta.
- Muszę ci przypominać że mam starszego brata ? Jestem mistrzynią - wyszczerzyłam się dumnie zaczesując włosy w niezgrabny kok i zatrzymując je w kupie gumką do włosów.
- No to może mały zakładzik mistrzyni ? - zaśmiał się akcentując ostatnie słowo.
- Aż tak bardzo chcesz przegrać ?
- Jasne. - puścił mi oczko - Ale jeśli wygram, pojedziesz ze mną gdzieś w ten weekend.
- Okej. A jeśli ja wygram ?
- Wtedy też ze mną pojedziesz.
- Jeśli wygram, pójdziesz ze mną na zakupy przedświąteczne. - wiedziałam jak bardzo tego nie chciał. Nienawidził chodzić po sklepach a w okresie świąt stawał się leniwą bestia nie chcącą słyszeć słowa zakupy. - Pasi ? - spytałam kiedy nie odpowiedział.
- Tylko jeśli uwzględnisz w zakupach sklep Victoria's secret.
- Nie ma mowy. Nie wejdę tam z tobą.
- W takim razie możesz się już pakować bo czuję że spędzimy ten weekend tak jak to sobie wymyśliłem.
Złączył nasze dłonie i ruszył korytarzem. Już po chwili weszliśmy na ogromną halę z ogromną ilością opon kształtujących trasę toru.
- Załóż to - mruknął Marco nakładając na moje ramiona jego ciepłą szarą bluzę. - Może być trochę zimno.
- Dziękuję - choćbym nawet chciała zaprzeczyć, było to niemożliwe. On już dopinał suwak.
Kiedy niezbyt wysoki chłopak podał nam kaski, nasunęliśmy je na twarze po czym Marco pomógł mi się usadowić w gokarcie ujmując moją dłoń, bym nie straciła równowagi.
Kilka minut później staliśmy na mecie startowej.
- Jako że nagroda jest tak wysoka, nie mogę sobie pozwolić na danie ci forów kochanie - zagruchałam przekrzykując ryczące silniki.
- Czuję że to będzie niezapomniany weekend skarbie - puścił mi oczko, a kiedy światła nad naszymi głowami zaczęły zmieniać kolor poruszył zabawnie brwiami po czym wystartował z piskiem opon. Zdążyłam jeszcze zobaczyć jak mi macha po czym zniknął za pierwszym zakrętem. Zakupy ! Przegrasz zakupy !- warknęła moja podświadomość. Przycisnęłam stopą pedał gazu , najmocniej jak tylko potrafiłam po czym pojazd ruszył z miejsca. Zachwiał się lekko, po czym już prostą linią ruszył w ślad za chłopakiem. Udało mi się go dogonić już przy drugim okrążeniu. Pewien swojej wygranej nie zwracał zbytniej uwagi na dzielący nas coraz to mniejszy dystans.
Mijając go posłałam mu triumfalny uśmiech. Zmarszczył brwi po czym docisnął pedał gazu chcąc nadrobić straty w ostatnim okrążeniu, na co za wszelką cenę nie chciałam pozwolić.
~*~
- Nie wierzę że ze mną wygrałaś- zaśmiał się chłopak wyciągając ku mnie dłoń.
- Wspominałam że wychodziłam bratem i jego kumplami naprawdę często - ujęłam ją a chłopak dosłownie wyciągnął mnie z pojazdu.
- Umm ... nie. Ale dobrze wiedzieć - mruknął.
- Więc... O ile mnie pamięć nie myli, ktoś obiecał zabrać mnie na zakupy. - puściłam mu oczko oddając w jego ręce kask.
- Och tylko nie dzisiaj - jęknął przeczesując włosy. - Muszę się przygotować psychicznie na spędzenie połowy dnia w sklepie.
- Myślałam że lubisz zakupy.
- Droczysz się ze mną ? - zmarszczył brwi.
- Ja ? Skądże. - zaśmiałam się odpinając suwak bluzy. - Dziękuję - podałam mu ją, całując w policzek.
- Nie ma sprawy. - pocałował moją skroń po czym objąwszy mnie w pasie poprowadził w kierunku wyjścia.
- Zgłodniałem i ty pewnie też więc chodźmy coś zjeść - zaśmiał sie gdy zaburczało mi w brzuchu.
- Błagam, tylko nie chińszczyzna. Mam jej już dość.
- Myślałem o czymś bardziej pożywnym. - przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej uśmiechając przy tym słodko.
***
- Naprawdę ? Mówiąc "pożywne" miałeś na myśli Mac'a ? - zakpiłam przyglądając się swojemu cheeseburgerowi.
- Yea. Najlepsze żarcie w okolicy - wyszczerzył się wkładając do ust kolejną porcję frytek.
Westchnęłam cicho. Nie przepadałam za tego typu jedzeniem. Praktycznie po każdym odwiedzeniu tego miejsca, miałam wyrzuty sumienia że faszeruję się takim śmieciowym "jedzeniem" podczas gdy mogłam zamiast tego jeść świeżą sałatkę z pomidorkami koktajlowymi.
- Um Julia ? - chłopak spojrzał na mnie skupiając całą swoją uwagę.
- Hmm ? - mruknęłam z pełnymi ustami.
- Co powiesz na wspólny weekend ? Moglibyśmy wyjechać zaraz w piątkowy wieczór, tak by zdążyć na sobotę rano.
- Ale o czym mówisz ?
- Chciałbym cię zabrać na narty.
- Oczywiście że jestem za - uśmiechnęłam się biorąc łyk coli - muszę tylko pogadać z tatą jak on to widzi.
- Okej - mruknął zrezygnowany. Zupełnie jakby obawiał się reakcji mojego taty.
- Więc w zasadzie jesteśmy umówieni ?
- W zasadzie tak - uśmiechnął się ściskając moją dłoń.
- Dobrze. A .. Jutro idziemy na te obiecane zakupy - zapewniłam wymachując nieświadomie frytką przed jego twarzą.
- Boże ratuj ! - mruknął błagalnie składając dłonie jak do modlitwy.
- Obawiam się że teraz już nawet bóg cię nie uratuje. - puściłam mu oczko dopijając colę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uhuhu zaszalałam z tym rozdziałem :* Mam nadzieję że wam się spodoba i skomentujecie go ;) Obiecuję że kolejny rozdział będzie krótszy :* Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące bloga to piszcie :
ask'a.fm/Olka6621
Świetny! Marco jest przeeeeeesłodki! *.*
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Julii mamy :c mam nadzieję, że znów będą szczęśliwą rodziną.
Zapraszam na kolejny rozdzial : nowofnever.blogspot.com
No zaszalałaś! I dobrze! Nie mogłam oderwać się od tego rozdziału. Jest genialny!!! Czekam na kolejną część z niecierpliwością i jak pojadą na narty i jak Julia wreszcie coś postawi Marco! :D
OdpowiedzUsuńJednocześnie zapraszam też do mnie na 1 część!:)
Miłego wieczorku!:**
Jeszcze nie komentowałam. Dlaczego? Ponieważ znalazłam tego bloga dzisiaj i jak kończyłam czytać rozdział czytałam już kolejny. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Co do rozdziału. Boski!!! Masz talent do pisania. Czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńPozdr i weny!!!
Zakochałam się w tym opowiadaniu! Cudowne! Potrafisz mnie rozsmieszyć, kiedy nie moj humor jest beznadziejny. Wspaniały rozdział! Z niecierpliwoscia czekam na kolejny <3 w wolnej chwili zapraszam do mnie :) pozdrawiam xo
OdpowiedzUsuńOn ma kochającą rodzinę/Ona wychowuje się w domu dziecka
OdpowiedzUsuńOn jest zakochany bez wzajemności/Ona nie wie co to miłość
On nie chce ukazywać swoich emocji/Ona jest uczuciowa
On jest rozrywkowy/Ona jest cicha
On jest przerażający/Ona jest przyjacielska
On jest artystą/Ona lubi ludzi z pasją
On jest dupkiem/Ona jest romantyczką
On jest Justinem Bieberem/Ona będzie jego siostrą
Co stanie się, gdy tych dwojga zamieszka pod jednym dachem ?
Czy sprawdzi się stwierdzenie, że „Przeciwieństwa się przyciągają” ?
Serdecznie zapraszam:
youaremypoison-jbff.blogspot.com
Buziaki :*
Postanowiłam już dzisiaj dodać drugą część,...a więc zapraszam! :D
OdpowiedzUsuńBuziaki:*** <3
http://mr11-bvb.blogspot.com/2015/05/dwa.html
Bardzo dobrze, że zaszalałaś!
OdpowiedzUsuńWyszedł naprawdę super *-* Czytałam dwa razy ♥♥