- Już jesteśmy ! - usłyszałam radosny głos taty, dochodzący z przedpokoju. Jakąś godzinę temu, pojechał po mamę do szpitala, a teraz stali oboje z przylepionymi do twarzy uśmiechami.
- Cześć mamuś - pocałowałam ją w policzek - Tęskniłam.
- Przecież byłaś u mnie prawie cały wczorajszy dzień. - zaśmiała się.
Posłałam jej szczery uśmiech po czym ująwszy ją za łokieć, poprowadziłam do salonu gdzie rozsiadła się na wygodnym fotelu. Była bardzo słaba. Już nawet chodzenie było dla niej nie lada czynnością. Od jakiegoś czasu poruszała się na wózku aby oszczędzić sobie cierpienia.
- Dobry wieczór - uśmiechnął się Marco, stając w progu z różowym fartuszkiem zawiązanym na szyi. Cały dzisiejszy dzień spędził ze mną w kuchni. I mimo jego ciągłego marudzenia że on się do tego nie nadaję a ja go w dodatku wykorzystuje, każąc ubijać białka na masę do ciasta, dzielnie trwał przy mnie. Choć jestem prawie pewna że niejednokrotnie miał ochotę rzucić tym wszystkim i po prostu wyjść. Momentami namawiał mnie nawet na jedzenie na wynos z pobliskiej restauracji... Ale kiedy zaangażowałam w gotowanie także Logana - co swoją drogą było niezłym wyzwaniem. (Dwóch facetów w kuchni!) - podszedł do tego jakoś entuzjastycznie. Praktycznie cały ten czas rozmawiali o jakichś markach samochodów które ostatnio weszły na rynek i innych głupotach.
- Dobry wieczór - uśmiechnęła się obrzucając go zaciekawionym spojrzeniem. - Do twarzy ci - zaśmiała się.
Chłopak spojrzał na siebie, nie bardzo wiedząc o co może jej chodzić, ale kiedy napotkał wzrokiem różowy materiał znajdujący się na jego ciele - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Bardzo męski nieprawdaż ? -mruknął wygładzając fartuszek.
Zaśmialiśmy się wszyscy. Tak ! Nawet tata !
- Na urodziny dostaniesz ode mnie sukienkę. - poruszył brwiami Logan.
- Tylko różową. - puścił mu oczko.
- Masz to jak w banku stary.
- Skończcie już - pokręciłam głową uśmiechając się lekko. - Jazda do kuchni.
- Wychowałaś potwora - mruknął Logana do mamy po czym razem z Marco powlekli się za mną w kierunku drugiego pomieszczenia.
~*~
Kiedy kolacja była już gotowa, znalazłam moment na przebranie się. Stwierdziłam że nie będzie to zbyt na miejscu jeśli zasiądę do stołu w rozciągniętych dresach i o wiele za dużej w dodatku poplamionej koszulce.
Przegrzebałam dosłownie pół szafy w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. W końcu, w moje ręce trafiła krótka, sięgająca nieco powyżej kolan kwiecista spódniczka i biała koszula z kołnierzykiem. Wciągnęłam na siebie wybrane ubranie po czym wyszłam z pokoju kierując się do salonu.
- Zaczynamy ? - zapytał tata gdy tylko pojawiłam się w pomieszczeniu.
Pokiwaliśmy wszyscy głową a tata, wyciągnąwszy z kieszeni marynarki białą kopertę, rozdał schowane w niej opłatki.
Nadszedł czas na składanie sobie życzeń. Można by powiedzieć że gładko poszło. Prawie. Największym ciężarem było dla mnie podejść do mamy. Myślę że wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że to już najprawdopodobniej jej ostatnie święta. Za wszelką cenę starałam się odsunąć od siebie te myśli. Modliłam się tylko, aby łzy które zbierały się pod moimi powiekami, nie ujrzały światła dziennego. Mimo że atmosfera była lekko napięta, szczególnie między rodzicami, nie chciałam jej psuć swoim płaczem.
W chwili gdy miałam podejść do mamy z opłatkiem, poczułam lekki uścisk na moim ramieniu. Marco posłał mi troskliwe spojrzenie, zupełnie jakby chciał powiedzieć "Hej maleństwo, jestem tu. Będzie dobrze ". Uśmiechnęłam się lekko po czym ruszyłam do mamy.
Wymieniłyśmy szybkie, lekko zdawkowe życzenia. Było to co najmniej krępujące kiedy wypaliłam życząc jej zdrowia. Miałam ochotę zapaść się pod ziemie. Ale jednak ona nie odebrała tego w taki sposób, w jaki bałam się że to zrobi. Uśmiechnęła się lekko, zapewniając że bardzo mnie kocha. Czułam się jakby to było nasze pożegnanie. Przełknęłam łzy i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Um.. Muszę do łazienki. Zaraz wracam - mruknęłam. W zasadzie sama do siebie.
Przebijając się przez środek pokoju nie widziałam już praktycznie niczego. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, przecierając ścieżkę dla kolejnych.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i bezradnie oparłam sie dłońmi o umywalkę. Spojrzałam w lustro. Wszystko nadal było rozmazane przez "szklanki" w moich oczach. Pokręciłam głową, przecierając twarz wierzchem dłoni. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Lekko spanikowana nacisnęłam na klamkę a drzwi prawie natychmiast ustąpiły.
- Wszystko w porządku ? - do moich uszu dobiegł zatroskany głos Logana. Pokiwałam słabo głową na co on wszedł do łazienki i zamykając za sobą drzwi, przyciągnął mnie do siebie w uścisku. Wtuliłam się mocniej w jego klatkę dziękując bogu za tak cudownego brata.
- Marco rozmawia właśnie z tatą. - zaśmiał się.
- O boże - oderwałam się od niego przerażona.
- Spokojnie... - uśmiechnął się jeszcze szerzej, odgarniając kosmyki włosów z mojej twarzy. - Oboje wyglądali na dość spokojnych.. Będzie dobrze.
- Obyś miał rację.
~*~
Po odmówieniu krótkiej modlitwy przed posiłkiem, zabraliśmy się wreszcie za jedzenie. Marco siedzący tuż obok mnie, był w wyraźnie dobrym nastroju. Odkąd tylko wróciłam do salonu, uśmiech nie schodził z jego twarzy. Wyglądał jakby wygrał w totka pokaźną sumkę. Uniosłam lekko brew, posyłając mu zdezorientowane spojrzenie na co odpowiedział mi jeszcze szerszym uśmiechem. Westchnęłam cicho, wywracając oczami.
Spojrzałam na tatę, szukając jakiejkolwiek wskazówki, jednak ten także nie zamierzał mi nic zdradzić.
Fuknęłam rozdrażniona na co blondyn po mojej prawej zachichotał, kładąc dłoń na moim kolanie i zataczając lekkie kółka kciukiem.
Przy stole panowała naprawdę luźna atmosfera. Wesołe rozmowy towarzyszyły nam przez cały czas trwania kolacji. Logan opowiadał nam o szalonym życiu jakie prowadzi w Krakowskim akademiku. Tata wspominał czasy kiedy to on jeszcze studiował, zanudzając nas porównywaniami "Za moich czasów tak nie było. Będąc w waszym wieku musieliśmy .... " I tak w kółko. Mimo wszystko było wesoło.
Kiedy wszystkie przygotowane przez nas potrawy zostały zjedzone, zabrałam się za sprzątanie. Musiałam niestety stoczyć wojnę z mamą, gdyż ta twierdziła że skoro ja wszystko przygotowywałam, ona może chociaż posprzątać.
- Nie ma o czym mówić mamo. Ja posprzątam. A poza tym mam ze sobą tanią siłę roboczą do pomocy. - wskazałam skinieniem na Logana i Marco, twardo dyskutujących o czymś. Kiedy tylko słowa wypłynęły z moich ust, obaj spojrzeli na mnie marszcząc brwi i mrużąc oczy. Przysięgam że w tym momencie wyglądali jak bracia !
- Dalej chłopcy. Zakładać fartuszki i do roboty - zaśmiałam się ciągnąc ich za dłonie aby wstali z krzeseł.
Popatrzyli na siebie porozumiewawczo po czym spojrzeli na mnie. Zacisnęłam usta w wąską linię i zmrużyłam oczy.
Jak na zawołanie sięgnęli dłońmi po puste talerze i inne naczynia, po czym popędzili do kuchni. Zaśmiałam się głośno, idąc za nimi z pustymi szklankami w dłoniach.
Kiedy uporałam się już z zapakowaniem wszystkiego do zmywarki, wróciłam do salonu gdzie wszyscy rozsiedli się na kanapach. Oczy prawie wyskoczyły mi z orbit kiedy dostrzegłam że Marco siedzi koło taty. O MÓJ BOŻE. Oni chyba coś dzisiaj brali ! Nie... Ale serio. To nie jest normalne. Przeważnie tata odpowiadał zdawkowo na jakiekolwiek próby rozpoczęcia rozmowy ze strony Reus'a, a teraz ? Prowadzili luźną pogawędkę na temat jakiegoś programu telewizyjnego. Spojrzałam na Logana z niedowierzaniem. Ten tylko uniósł w górę dwa kciuki a następnie pociągnął mnie za sobą na kanapę.
- Mówiłem że będzie dobrze ? - zapytał szeptem tak, abym tylko ja mogła usłyszeć jego słowa.
- Ja chyba śnie - mruknęłam.
- No to teraz chyba czas na prezenty ! - wykrzyknął nagle Logan.
Zaśmialiśmy się wszyscy z aprobatą kiedy popędził w kierunku drzewka i już po chwili układał stos paczek na stoliku do kawy przed nami.
Zrywaliśmy papier z pudełek w akompaniamencie cichej muzyki płynącej z radia. W pierwszej paczce naznaczonej moim imieniem znalazłam dwa bilety na koncert Chady, w następnej - tej od rodziców - nowy telefon. Ostatnie pudełko było najmniejsze. Potrząsnęłam nim lekko, zgadując co może w nim być.
- Otwórz - szepnął Marco, muskając ustami płatek mojego ucha. Uśmiechnęłam się lekko pobudzona jego gestem. Podniosłam wieczko opakowania i aż pisnęłam z zachwytu. Małe serduszko z wygrawerowanymi inicjałami. Zarówno moimi, jak i jego. Zwiesiłam się na jego szyi przyklejając pocałunek do jego policzka.
- Tak bardzo cię kocham - szepnęłam do jego ucha.
- Ja ciebie też mała - uśmiechnął się obejmując mnie ramionami.
To były najcudowniejsze święta w całym moim życiu. Spędzone w towarzystwie ukochanego chłopaka, brata i rodziców. O niczym innym nie mogłam marzyć. Mając przy sobie najważniejsze osoby w swoim życiu byłam szczęśliwa...
~*~
- O czym rozmawialiście z tatą ? - spytałam blondyna kiedy leżeliśmy na łóżku w moim pokoju. Było już dobrze po 1 w nocy. Niedługo wszyscy powinni wrócić z pasterki.
- Och... Twój tata tak jakby dał mi zielone światło. - uśmiechnął się gładząc lewą ręką moje ramie i przyciskając mnie mocniej do swojej klatki.
- Zielone światło ? Nie rozumiem..
- Stwierdził że i tak go nie słuchasz więc mógłby spróbować tak jakby mnie polubić. - zaśmiał się cicho.
- Tak jakby cię polubić ? - uniosłam zaskoczona brew.
- Taaa... Ale jeśli cię skrzywdzę, to mi "nogi z dupy powyrywa" - odchrząknął.
Zaśmiałam się dźwięcznie na jego skwaszoną miną. Nagle wszystko stanęło w lepszych barwach. Przynajmniej ten problem miałam wreszcie za sobą.
Chłopak pocałował mnie w czoło, przekręcając się na bok i oplatając moją talię swoimi silnymi ramionami.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę - mruknęłam, przyklejając krótki pocałunek na jego policzku.
- Ja też mała - uśmiechnął się.
Zamknęłam oczy przyciskając głowę do poduszki. Po dość ciężkim dniu, spędzonym w większości w kuchni na gotowaniu, a także sprzątaniu byłam naprawdę zmęczona. Ale mimo wszystko warto było.
- Julia ? - cichy szept Marco rozniósł się po pomieszczeniu.
- Mhmm ? - mruknęłam lekko zaspana.
- Ja.. Um.. - westchnął - Chciałabyś jechać ze mną jutro do moich dziadków ?
- Jeśli chcesz. - uśmiechnęłam się. - Myślałam że nie utrzymujesz żadnych kontaktów z rodziną.
- Bo nie utrzymuję, oprócz starszej siostry rzecz jasna. Jednak dawno ich nie widziałem.. W zasadzie kilka lat. I pomyślałem... - był dziwnie zakłopotany mówiąc o rodzinie. Nie wiem co spowodowało chęć odnowienia z nią jakichkolwiek kontaktów, ale za wszelką cenę mu w tym pomogę.
- Oczywiście że tam z tobą pojadę. - ujęłam w dłonie jego policzki po czym przycisnęłam usta do jego ust.
Odwzajemnił pocałunek, kładąc dłoń na moim karku i unieruchamiając mnie w ten sposób.Zachichotałam cicho.
- Co cię tak bawi ? - odsunął się ode mnie, dosłownie na minimetry.
- Nic - pocałowałam go szybko - Dobranoc.
- Dobranoc kochanie.
~*~
- Tylko jedźcie ostrożnie ! - westchnęła mama wciskając nam kolejne pudełko z ciastem które zostało po wczorajszej kolacji.
- Mamo... - jęknęłam odbierając pakunek z jej rąk.
- Julia ! - podniosła głos oburzona - Nie narzekaj, tylko pakuj to do samochodu ! Przecież nie pojedziecie tam z pustymi rękami.
- Spakowana ? - do moich uszu doszedł głos Marco który właśnie wynurzył się z drzwi łazienki.
- Tak - wskazałam na walizkę stojącą u szczytu schodów.
- Zdajesz sobie sprawę że jedziemy tam zaledwie na trzy dni ? Masz walizkę jakbyś się wynosiła z domu na miesiąc. - jęknął łapiąc rączkę walizki po czym zniósł ją na parter.
- Uważajcie na drodze. Na drogach jest bardzo ślisko... Może nie powinniście jechać ? - zaczęła panikować.
- Mamoo... - westchnęłam po raz kolejny. - Będzie dobrze.
Kiedy pożegnaliśmy się już z całą moją rodziną, upewniwszy się że o niczym nie zapomnieliśmy, wpakowaliśmy się do samochodu.
Pomachałam im jeszcze zanim samochód ruszył, a my zniknęliśmy za zakrętem.
- Daleko ? - spytałam osuwając się w fotelu i wykładając nogi na deskę rozdzielczą.
- Daleko. - posłał zbolały uśmiech, sięgając dłonią w kierunku radia. Cicha muzyka rozbrzmiała w samochodzie co tylko poprawiło komfort jazdy.
- Myślisz że mnie polubią ? - spytałam, wyrywając chłopaka z zamyślenia.
- Oczywiście że tak. Co to za pytanie ? - zaśmiał się ujmując moją dłoń, gdy zatrzymaliśmy się na światłach.
- Po prostu trochę się denerwuję.. - mruknęłam.
- Dziewczyno ! Ja musiałem zmierzyć się oko w oko z twoim ojcem ! - zaśmiał się próbując trochę rozluźnić atmosferę.
- To nie to samo.
- Och czyżby ? - uniósł w w górę brwi. - Chociaż w sumie masz rację. Twój tata groził mi śmiercią przez powyrywanie mi kończyn. Mój dziadek czy babcia raczej tego nie zrobi.
Parsknęłam śmiechem. Cała ta "umowa" między moim tatą a brunetem nadal mnie bawiła.
- Po prostu się rozluźnij i przestań przygryzać tą wargę.
~*~
- Po prostu się rozluźnij - mruknęłam do chłopaka kiedy staliśmy pod drzwiami domu jego dziadków.
- To był zły pomysł.. Możemy zatrzymać się w hotelu czy coś - jęknął spanikowany i gotowy do odejścia w kierunku samochodu.
- Ani mi się waż ! - złapałam go za ramię i z powrotem pociągnęłam na werandę. Nim zdążył zaprotestować, wcisnęłam dzwonek. Już po chwili dobiegł nas odgłos kroków po drugiej stronie drzwi. Szczęknięcie zamka poprzedziło uchylenie się drewnianej powłoki.
- Tak ? - spytała kobieta obrzucając Marco badawczym spojrzeniem. - K-Kamil ? - zająknęła się, robiąc krok w przód.
- Marco babciu - zaśmiał się drapiąc nerwowo po karku. Był kłębkiem nerwów. Momentami widziałam w nim zagubionego dzieciaka który nie ma zielonego pojęcia jak się zachować.
- Taki podobny do brata - uśmiechnęła się przez łzy radości.
Popchnęłam go lekko w jej strone. Zrozumiał. Już po chwili zamknął ją w żelaznym uścisku. Kobieta zawiesiła się na jego szyi tuląc go do siebie i pochlipując.
- Tyle lat - załkała ocierając oczy z nadmiaru łez gdy już odsunęli się od siebie. - Wejdźcie dzieci.
- Jest dziadek ? - spytał Marco wchodząc do domu. Podreptałam tuż za nim.
- W salonie.
Chłopak ujął moją dłoń, ciągnąc w kierunku wskazanego przez starszą kobietę pomieszczenia.
- Dziadku - skinął głową w kierunku starszego mężczyzny ulokowanego w wygodnym fotelu. Momentalnie podniósł się z siedzenia i stanął na równe nogi.
- Gdzieś ty się dzieciaku podziewał przez te wszystkie lata ? - spytał podchodząc do nas bliżej.
- Sam nie wiem - mruknął kiedy dziadek przyciągnął go w mocnym uścisku.
Idealnie widziałam ten błysk zaskoczenia, ulgi i szczęści w oczach staruszka.
- A to kto ? - spytał odsuwając się od blondyna.
- Moja dziewczyna. Julia - uśmiechnął się Marco, kładąc dłoń na moich plecach.
- Dzień dobry. - skinęłam grzecznie.
- Słyszysz matka ?! Nasz Marcuś wreszcie znalazł sobie dziewczynę - rozległ się śmiech mężczyzny.
Uścisnął mnie w przyjaznym geście.
- Na ile przyjechaliście ? - spytała Elżbieta kiedy zasiedliśmy na wygodnej kanapie z kubkiem gorącej herbaty.
- Na jakieś dwa, może trzy dni. - uśmiechnął się Marco, upijając łyk gorącej cieczy .
- Och to cudownie ! - kobieta zaklaskała w dłonie. - Dzisiaj ma przyjechać twój kuzyn !
- Który ?
- Joe, oczywiście. Przyjeżdża tutaj na każde święta.
W oczach Marco mignęło zażenowanie kiedy imię kuzyna wypadło z ust kobiety.
- Cudownie... - jęknął starając się ukryć rozdrażnienie. - Chyba powinniśmy się rozpakować - tu spojrzał na mnie.
- Zaraz przygotuję wasze pokoje.
- Babciu... Jesteśmy duzi - uśmiechnął się - Wystarczy nam jeden pokój.
- Właśnie dlatego że jesteście już duzi, dostaniecie dwa pokoje - puściła mu oczko po czym ruszyła po schodach.
- Matka ! Nie drażnij dzieciaka ! Młodzi są to im wolno - zaśmiał się Antoni. - Poza tym jak zajmiesz pokój Joe, to ciekawe gdzie jego położysz.
- Pójdę po torby - szepnął mi chłopak do ucha, po czym podniósł się z kanapy i naciągając czapkę na uszy wyszedł z domu.
- Jak długo sie już spotykacie ? - spytał nagle staruszek.
- Prawie pół roku.
- To dobry chłopak. Porywczy ale dobry. Pilnuj go - poklepał mnie lekko po ramieniu.
- Będę - uśmiechnęłam się dopijając kubek.
~*~
- Marco kutasie ! - drzwi pokoju otworzyły się gwałtownie, a już po chwili stał w nich dość niski chłopak. Jasne, blond włosy opadały mu niezdarnie na czoło. Niebieskie oczy, intensywnie wpatrywały się w postać Reus'a, a na ustach formował się wielki uśmiech. - Kurwa stary ! Kopę lat. Nic się nie zmieniłeś. Nadal wyglądasz jak gówno.
- Joe ? Ty również nadal się nie zmieniłeś. Chociaż... - odsunął się lekko mierząc go wzrokiem - Urosłeś ? Masz te metr sześćdziesiąt ? - zakpił wsuwając walizkę pod łóżko.
- A to kto ? - wzrok blondyna zatrzymał się na mnie.
- Nawet o tym nie myśl kurduplu.- warknął chłopak kiedy Joe przytulił mnie do siebie " na powitanie".
- Jestem Julia - uśmiechnęłam się wyciągając do niego dłoń. Ujął ją po czym złożył pocałunek na jej zewnętrznej stronie, czym całkowicie mnie zaskoczył.
- Wypierdalaj stąd amancie - warknął rozbawiony Marco, ciągnąc go za tył szerokiej bluzy.
- Do później złotko - puścił mi oczko zanim został wypchnięty za drzwi.
Zaśmiałam się kiedy Marco zatrzasnął drewnianą powłokę tuż przed jego nosem.
- Z rodziną to tylko na zdjęciach.. - mruknął
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Z racji tego że Marco ma dzisiaj 26 urodziny ✌ Postanowiłam dodać w tym dniu rozdział. Mam nadzieję że wam się spodoba bo mnie osobiście przypadł do gustu :* A tak przy okazji
WSZYSTKOEGO NAJLEPSZEGO MISTRZU ❤