- Co to kurwa jest ? - krzyknęłam, kiedy na kołnierzu jego białej koszuli, który wydostał się spod marynarki dostrzegłam czerwoną plamę. Plamę po .... SZMINCE ? Przysięgam, że moje serce po raz kolejny tego wieczoru na moment stanęło. Ciemność zamajaczyła mi przed oczami, a ciało odmówiło posłuszeństwa, ciężko opadając plecami na drzwi wejściowe. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam jak krew pulsuje w moich żyłach pulsuje z nieludzką prędkością.
- Co ? O czym mówisz ? - zdziwione spojrzenie chłopaka podziałało na mnie jak płachta na byka. Że też ma jeszcze czelność udawać idiotę ?! Nim się zorientowałam, dosłownie rzuciłam się na niego z pięściami. Wymachiwałam nimi całkiem na oślep, mrugając przy tym gwałtownie. Mimo wielu prób powstrzymywania ich, w końcu i tak poległam w tej nierównej walce. Łzy spływały po mojej twarzy, rozbijając się o podłogę wyłożoną ciemnobrązowymi panelami.
- Julia ! Co się dzieje ?! - głos Marco był teraz bardziej donośniejszy niż jeszcze chwilę przedtem. Charakterystyczna zmarszczka, która pojawiała się za każdym razem gdy był czymś zaskoczony, teraz także znalazła sobie miejsce na jego czole. Uparcie ściskał moje nadgarstki, starając się powstrzymać mnie od dalszego okładania go uderzeniami.
- Puść mnie, słyszysz ?! - po raz kolejny spróbowałam wyrwać się z jego uścisku. Po raz kolejny bezskutecznie.
- Powiedz mi o co chodzi !
Nie odpowiedziałam. Po prostu wybuchnęłam jeszcze większym płaczem, a on przyciągnął mnie do siebie, obejmując mocno ramionami moje rozdygotane ciało. Kiedyś te ramiona dawały mi ulgę. Były moim azylem, miejscem schronienia. A teraz czułam do nich obrzydzenie. Prawdopodobnie jeszcze chwilę temu, trzymał w nich inną kobietę. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Nie miałam siły na niego patrzeć. Nie chciałam też przez niego płakać. Ale nie mogłam. Los po raz kolejny w moim życiu zakpił sobie ze mnie, wystawiając mnie na kolejną próbę. Nikt chyba jednak nie przewidział, że przyjdzie dzień w którym nie podołam swojemu zadaniu.
- Powiesz mi maleństwo ? - spytał blondyn, odsuwając mnie od siebie dosłownie na minimetry, by móc spojrzeć prosto w moje oczy. Nadal nie rozumiał co sie dzieje. Zmieszanie wypełniające jego ciemne, wręcz czarne źrenice mówiło samo za siebie.
- Myślę, że to mówi samo za siebie - odsunęłam się od niego znacznie, czując jak złość która jeszcze przed chwilą opadała, znów wzbiera na sile. Złapałam pewnie za kołnierz jego koszuli, zwracając w ten sposób uwagę chłopaka na plamę która.... się powiększyła ?
Zamrugałam gwałtownie powiekami mając nadzieję, że tylko mi się przywidziało.
- Cholera - warknął, zatrzymując wzrok na wskazanym przez mnie miejscu. Strużka, szkarłatnej krwi spływała z jego szyi, plamiąc przy tym ubranie chłopaka.
Jeszcze nigdy nie czułam takie zażenowania jak właśnie w tym momencie. Wyszłam na totalną idiotkę, odstawiając atak zazdrości, wiedząc że w pomieszczeniu za ścianą siedzi moja rodzina, w dodatku w noc wigilijną.
- Możesz mi wytłumaczyć o co tyle krzyku ? - jęknął chłopak, spoglądając na mnie wreszcie. Irytacja wymalowana na jego twarzy, wydawała się nie mieć końca.
- Ja.... - zaczęłam niepewnie. Nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Gula zbierająca się w moim gardle z każdą kolejną sekundą nie ułatwiała mi zadania.
- Wykrztuś to z siebie wreszcie - warknął odsuwając mnie od siebie jeszcze bardziej.
Był zły.
- Ja.. Myślałam że.. - mój głos znów odmówił mi posłuszeństwa, załamując się w połowie.
- Myślałaś, że co ?
Nie wiem jak to możliwe, ale był coraz bardziej wściekły. Jego klatka piersiowa unosiła się pod wpływem jego przyspieszonego oddechu.
- Co ci się stało ? - najlepszą odpowiedzią na niewygodne pytanie jest pytanie, czyż nie ?
- Nie tak brzmiało moje pytanie... - zmarszczył brwi
- Jaaa....
- Odpowiedz do cholery !
- Myślałam.. że to szminka - wydusiłam z siebie, a on na moment zamarł w totalnym bezruchu.
- A jeszcze nie tak dawno ktoś mówił mi, że zaufanie w związku to podstawa - parsknął, mijając mnie w drzwiach i wchodząc w głąb salonu by przywitać się ze wszystkimi. Ja natomiast jeszcze przez kilka kolejnych sekund stałam przy drzwiach, nie poruszając się nawet o milimetr niczym sparaliżowana.
Idiotka ze mnie. Skończona kretynka.
~*~
- Więc Marco... Słyszałem że znalazłeś świetną pracę ! - serdeczny głos taty rozniósł sie po salonie, przerywając panującą dotychczas ciszę.
- Nie narzekam - uśmiechnął się lekko.
Siedział w fotelu, po drugiej stronie pokoju, skutecznie unikając mojego wzroku. Zwykle zajęty rozmową z Johnem i Loganem, teraz skupił całą swoją uwagę na moim ojcu.
- Czym w zasadzie się zajmujesz ?
Rozmowa między nimi była dość luźna. Niewielki, lekko ironiczny uśmiech wstąpił na moje usta, kiedy przed oczami pojawiło się wspomnienie tego, jak bardzo kiedyś się nawzajem nie znosili. A raczej jak tata nie znosił Marco. Za każdym razem gdy chłopak przychodził do mnie, ten szukał jakiegokolwiek pretekstu by tylko zakłócić nasz spokój. Czepiał się o byle szczegóły. Nawet o tak błahe rzeczy, jak to czy Marco powinien nosić koszulę wpuszczoną w spodnie, czy raczej luźno zwisającą wzdłuż jego ciała.
Być może teraz mnie to wszystko bawi. Często śmieję się z tych drobnych sprzeczek , bez których nie byli by sobą. Jednak kiedyś doprowadzały mnie one do szału.
- Kieruję hotelem rodziców. - wzruszył ramionami - Głównie papierkowa robota. Od czasu do czasu jakieś spotkania, konferencje itp.
- Pewnie rzadko miewasz przez to czas dla siebie co ? - westchnęła Renata.
- Taa... - bąknęłam, wiercąc się na kanapie.
Momentalnie zaskoczone spojrzenia wszystkich obecnych w pomieszczeniu skierowały się ku mojej, skromnej osobie. Usta Marco zacisnęły się w wąską linię, a na twarz wstąpiło zirytowanie.
No ile można się złościć co ?!
Fuknęłam obrażona pod nosem, mrużąc oczy i modląc się w duchu by ten wieczór jak najszybciej się skończył.
~*~
Z racji tego, iż przed tatą oraz resztą mojej familii udawaliśmy, że wszystko między nami jest jak najbardziej okej, a o żadnej sprzeczce, kłótni nawet mowy nie ma, wylądowaliśmy z Marco w jednym pokoju. Ojciec oczywiście nie był tym zbytnio uradowany, lecz mimo i tak pokaźnych rozmiarów domu, nie miał on na tyle pomieszczeń by pomieścić nas wszystkich, w dodatku w osobnych pokojach.
Cała ta sytuacja wydawała sie jeszcze bardziej absurdalna, kiedy przypominałam sobie czego świadkami byli niecałe trzy godziny wstecz. Wielka drama, niczym z amerykańskiego filmu rozgrywała się na ich oczach, w ich własnym przedpokoju.
- Daj, zmienię Ci opatrunek na nowy - powiedziałam cicho, przysiadając na skraju łóżka i czekając aż chłopak zrobi to samo.
- Nie musisz - wzruszył ramionami, kierując wzrok z powrotem na plik kartek trzymanych przez niego w rękach. Nie wierzę, że nawet tutaj i o tej godzinie miał zamiar pracować.
- Ale twoja szyja znowu krwawi - mruknęłam podchodząc do niego. Nie potrafiłam wytrzymać dystansu, który z wszelką cenę starał sie utrzymać.
- Powiedziałem zostaw. - warknął, zaciskając dłoń na moim nadgarstku, kiedy chciałam zerwać plaster.
Zszokowana patrzyłam to na niego, to na jego dłoń, twardo zaciskającą się na moim ciele.Dopiero teraz w oczy rzuciły mi się zdarte knykcie.
Zaraz... Poranione ręce, szyja...
- Biłeś się ? - wyrzuciłam z lekkimi pretensjami w głosie, a chłopak spojrzał na mnie wręcz z przerażeniem wymalowanym w oczach.
- Z kim ? - spytałam stanowczo, wlepiając w blondyna natarczywy wzrok. Byłam gotowa zrobić praktycznie wszystko, byle tylko poznać prawdę.
W zasadzie sama nie rozumiałam co się z nami stało. Kiedyś nasz związek budowaliśmy na wzajemnym zaufaniu. Byliśmy na siebie otwarci, rozmawialiśmy o naszych problemach, wspólnie starając się znaleźć logiczne rozwiązanie. Nigdy nie wątpiliśmy w swoje słowa, nie doszukiwaliśmy się żadnych słów między wierszami, żadnych podtekstów. Mieliśmy to co najcenniejsze i docenialiśmy to. Pytanie więc brzmi; gdzie to wszystko się podziało ? Gdzie i dlaczego zniknęło coś, co budowaliśmy wspólnie przez tak długi okres czasu ? Dlaczego na to pozwoliliśmy ?
Między nas wkradło się wiele niemych pytań, na które żadne z nas nie potrafiło logicznie odpowiedzieć. Już jakiś czas uciekaliśmy przed poznaniem ich.
- Co ?
- Z kim się biłeś ?! - spytałam twardo, zaplatając dłonie na piersi. Wiedziałam, że Marco zdaje sobie sprawę z tego iż nie odpuszczę. Bo nie miałam takiego zamiaru.
- Nie biłem się. - wzruszył ramionami z dziwnym grymasem na twarzy. Oboje wiedzieliśmy, że to kłamstwo. W dodatku bardzo słabe.
- Z kim ? - powtórzyłam coraz bardziej zirytowana.
- Z nikim - uciął kończąc temat.
Jeśli przed chwilą byłam zdenerwowana, to teraz udało mu się całkiem wyprowadzić mnie z równowagi.
- Marco ! Rozmawiaj ze mną !- jęknęłam starając sie by mój głos nie zdradził mojej wewnętrznej rozterki.
- Nie mamy o czym. - odwrócił ode mnie wzrok - Usiłuję pracować - skinął w kierunku papierów rozrzuconych na małym stoliku.
Ał...
Parsknęłam żałośnie pod nosem. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam do łazienki, chcąc jak najszybciej ulotnić się z tego pomieszczenia, zanim łzy wydostaną się z moich oczu. Oczywiście nie zdążyłam.
Przyległszy plecami do zimnych kafelek pod prysznicem, poczułam jak słabne coraz bardziej. Czułam jak ten wewnętrzny ból, mający swe źródło w samym środku mojego serca, paraliżuje każdą komórkę mojego ciała. Myśli kłębiące się w mojej głowie były niczym szarańcza. Działy destrukcyjnie na całą mnie, a ja nie potrafiłam temu zapobiec. Nie mamy o czym rozmawiać tak ? - parsknęłam wybuchają jeszcze większym płaczem. Odkręciłam całkiem kurek, by płynąca woda mogła zagłuszyć moje siorbanie nosem. Nie chciałam aby ktokolwiek mnie teraz usłyszał. Nie miałam już siły na dalsza walkę o "NAS". Coraz bardziej wydawało mi się, że jesteśmy już na przegranej pozycji. Nawet jeśli ta myśl była gwoździem do mojej trumny, nie potrafiłam zaprzeczać faktom.
Spod prysznica wyszłam dopiero w chwili, kiedy woda stała się przeraźliwie zimna. Wytarłam całe ciało szorstkim ręcznikiem mając nadzieję, że ból fizyczny złagodzi jakoś ten psychiczny. Moje życie byłoby jednak zbyt piękne, gdyby faktycznie się tak stało.
Narzuciłam na poczerwieniałe od pocierania ciało, puchatą piżamę i wyszłam z łazienki. Wchodząc do pokoju, sięgnęłam dłonią w kierunku kontaktu i zgasiłam światło, ignorując fakt iż chłopak nadal siedział pochylony nad stosem papierów usiłując zapoznać się z ich treścią.
Ups... Po ciemku może być mu troszkę ciężej czyż nie ? Uśmiechnęłam się lekko do siebie, niczym mała dziewczynka dumna z tego, że udało jej się komuś dokuczyć.
Marco westchnął cicho, a po chwili usłyszałam jak podnosi się z fotela i zmierza w kierunku drzwi.
Tak, wiem.. Zachowanie na poziomie ośmiolatki o ile w ogóle.. Ale nie mogłam się powstrzymać.
Ułożyłam się w miarę wygodnie na łóżku i narzuciwszy na siebie kołdrę, wtuliłam się w miękką poduszkę.
Kiedy chłopak był już z powrotem w pokoju i układał się na materacu, przesunęłam się na sam jego skraj, odwracając do Marco plecami. Za wszelką cenę chciałam utrzymać między nami jak największy dystans. Potrzebowałam tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Zamknęłam oczy, uświadamiając sobie jak bardzo się oddaliliśmy od siebie przez tak krótki okres czasu.Szybkim ruchem otarłam pojedynczą łzę, by chłopak nie widział że płaczę. Nie chciałam pokazać jak słaba tak naprawdę jestem w środku. Jednak w ślad za pierwszą, popłynęły kolejne. A ja nie mogłam nic z tym zrobić.
~*~
Marco:
Leżałem na łóżku, tępo wpatrując się w sufit z rękoma założonymi za głową. Mimo zmęczenia, które dokuczało mi już od dłuższego czasu, nie potrafiłem spokojnie zasnąć. Masa niepożądanych myśli zaprzątała moją głowę, ja nie mogłem za nic ich uspokoić. Stres nie opuszczał mojego ciała już od dłuższego czasu, a dzisiejszy dzień dodatkowo wzmocnił moje wewnętrzne napięcie.
Odwróciłem się lekko na bok, by móc spojrzeć na małą osóbkę zajmującą miejsce obok mnie. Krucha brunetka, zwinięta w kłębek leżała plecami do mnie, całkowicie ignorując moją obecność.
Cichy płacz dziewczyny wypełniał pustą przestrzeń między nami. Słyszałem go doskonale. Każde pociągnięcie nosem czy ciche chlipnięcie było dla mnie niczym igła przebijająca moje serce. I kolejna, i kolejna..
Miałem niesamowitą ochotę przytulić ją, pocałować jej napuchnięte od płaczu oczy i wyszeptać jej do ucha, że jest wszystkim co mam. Jedyną na której mi zależy.
W pewnym momencie już nawet miałem to zrobić.. Jednak w połowie drogi zamarłem w bezruchu. Skapitulowałem. Ona mi nie ufała. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy, ona najzwyklej w świecie nie byłą pewna moich słów. Każdą obietnicę, którą jej złożyłem, zdeterminowany byłem spełnić, nie bacząc na konsekwencje. Julia była jedyną osobą która naprawdę coś znaczyła w moim życiu. Jedyną, która rozumiała mnie bez słów. Śmiała się ze mną, ale też płakała kiedy byłem na skraju wytrzymania nerwowego. Doskonale wiedziała jak ogromne wyzwanie stanowiło dla mnie spotkanie się z rodzicami po tylu latach. Wspierała mnie. Opiekuńczo ściskała moje dłonie, zapewniając że wszystko będzie dobrze. "Przejdziemy przez to. Razem " - szeptała, wypełniając moje serce nadzieją.
Zawsze była dla mnie oparciem, nie koniecznie zdając sobie z tego sprawę. Wystarczała mi jej obecność. Była ze mną, bo mnie kochała. A ja nigdy nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, by opisać to, czym ja darzę brunetkę. Żadne nawet w połowie nie oddawało tego co czuję.
A teraz, wyrósł między nami mur który od jakiegoś czasu z dnia na dzień przybierał na sile. A ja nie mogłem go przebić. Nie teraz. Najistotniejszym było dla mnie, aby zapewnić jej absolutne bezpieczeństwo. Nawet kosztem mnie samego. Dla niej byłem gotowy przenosić góry. I tylko dla niej.
- Kocham Cię. Tak bardzo mocno - szepnąłem, przyciskając usta do jej czoła kiedy tylko upewniłem się, że śpi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochane moje!!!!
Do końca opowiadania zostało mniej więcej 2 rozdziały + epilog :*
Mam jeszcze pytanie :*
Czy chcecie żebym zaczęła jakieś inne opowiadanie czy dać sobie spokój? Proszę o komentarz na ten temat :* Miłego weekendu życzę :*
Jak to tylko 2 rozdziały?!; o
OdpowiedzUsuńPod żadnym pozorem nie dawaj sobie spokoju z pisaniem! Czekam na nowe opowiadanie! ^^
A w międzyczasie zapraszam do nas:))
http://make-me-believe-you.blogspot.com/2015/08/prolog.html?m=1
Zajebisty BLOG! KOCHAM! Tylko błagam żeby Julcia i Marcuś dożyli szczęśliwie BO JA TEGO NIE PRZEŻYJĘ!
OdpowiedzUsuńPod poprzednim komentarzem napisałam, że mam nadzieję, że to nie będzie szminka. Ale nigdy nie przypuszczałabym, że to ślad krwi. Myślę, że Marco bił się z tym idiotą Thomasem. 2 rozdziały i epilog? Mało! No ale cóż... Chętnie będę czytać Twoje kolejne opowiadanie (jeśli się na nie zdecydujesz). I jeszcze jedno - błagam Cię zakończ tę historię HAPPY ENDEM, bo się załamię. Pozdrawiam, Mańka.
OdpowiedzUsuńSuper że to nie była szminka i ja też przypuszczam że bił się z Thomasem. Coś mnie tknęło wtedy kiedy Marco rozmyślał nad tym że zrobiłby wszystko byleby Julia była bezpieczna. Szkoda, że tylko 2 rozdziały i epilog no ale cóż super piszesz no i czekam na następne opowiadanie ;D. I BŁAGAM CIĘ niech to się szczęśliwie zakończy bo ja tego nie przeżyję... Miśka.
OdpowiedzUsuńUwielbiam. Czytam od początku i nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Szkoda, że za niedługo kończysz to opowiadanie, no ale cóż.. W każdym razie mam nadzieję, że będzie Happy End :D
OdpowiedzUsuńEjjjjjjjjjjjjjjjj chyba nas nie opuścisz co??? Już koniec? Chyba nie chcesz Julii i Marco rozdzielić co???? Kochana Oni musza byc razem, pasuja do siebie jak nikt. Czekam kochana na nastepny , dużo weeeny.
OdpowiedzUsuńP.S. Kochana w wolnej chwili zapraszam do siebie na nowy
http://wiktoria-marco.blogspot.com/2015/08/rozdzia-12.html
buziaki :*
Błagam tylko żeby Marco i Julcia byli razem, bo ja tego nie przeżyję... Kocham :D
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga! Serio dużo czytałam, ale ten według mnie jest naj naj naj! :D I szkoda, że już go będziesz kończyć no, ale czekam na HAPPY END!
OdpowiedzUsuńCo??? Jeszcze tylko 2 rozdziały??? Dlaczego nam to robisz? No, ale nic czekam niecierpliwie na mam nadzieję SZCZĘŚLIWY KONIEC.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że już kończysz..
OdpowiedzUsuńNo, ale czekam na next :D.