czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 64. ~ KONIEC ~

Dwóch funkcjonariuszy policji stało na klatce schodowej, podejrzliwym wzrokiem spoglądając prosto na mnie. Nie rozumiałam o co chodzi, jednak gdzieś w głębi siebie czułam, że ich wizyta nie zwiastuje niczego dobrego.
- Czy zastaliśmy Marco Reus'a ? - niezręczną ciszę przerwał wreszcie jeden z mężczyzn. Moje oczy gwałtownie się otworzyły, a nadzieja na to, że ci mężczyźni po prostu zabłądzili - legła w gruzach szybciej niż byłam na to gotowa.
Pokiwałam niepewnie głową, wiedząc, że gdybym nawet spróbowała coś powiedzieć z moich ust nie wydobyło by się nic więcej jak żałosny bełkot.
- Możemy ? - zachrypnięty głos niższego z mężczyzn odbił się echem od ścian klatki schodowej, przyprawiając mnie o nieprzyjemne dreszcze.
Po raz kolejny skinęłam niepewnie głową, tym razem otwierając szerzej drzwi i wpuszczając naszych "gości" do środka.
- Zawołam go - powiedziałam bardziej do siebie niż do nich, chcąc jak najszybciej opuścić salon w którym się znajdowaliśmy. Już miałam się odwrócić w kierunku sypialni, kiedy nagle wesoły głos, niczego niespodziewającego sie Marco rozniósł się po salonie.
- Nie widziałaś mojego telefonu ? Nie mogę go znale.. - urwał, zwróciwszy uwagę na dwóch mężczyzn w granatowych mundurach - Co tu się dzieje ?
- Marco Reus ? - spytał ten wyższy, a kiedy blondyn skinął potakująco głową, ruszył w jego kierunku sięgając przy tym do tylnej kieszeni po kajdanki. - Pojedzie pan z nami.
- Słucham ? - jęknęłam, spoglądając to na Marco , to na obezwładniającego go policjanta. Zamarłam, widząc że chłopak nawet w najmniejszym stopniu nie wyglądał na zmartwionego. Całym sobą starał się unikać mojego wzroku, odbiegając spojrzeniem w każdym innym kierunku. Byłam zbyt zdezorientowana by cokolwiek czuć. W przeciwieństwie do tych wszystkich filmów, które miałam okazję obejrzeć, nie płakałam. Nie rzucałam się na policjantów z zębami wrzeszcząc wniebogłosy, że mają puścić mojego chłopaka. Nic. Totalna pustka.
- Idziemy - powiedział wolno, aczkolwiek dosadnie jeden z mundurowych. Szarpnął wcale nie delikatnie blondynem, który zdawał się być tak samo sparaliżowany całą tą sytuacją jak ja. Na jeden krótki moment nasze spojrzenia skrzyżowały się, a w jego ciemnych źrenicach nie dostrzegłam niczego innego jak bólu rozdzierającego go od środka. Była to jedna z niewielu sytuacji, kiedy pozwalał mi poznać swoje uczucia. W zasadzie podawał mi je w tamtej chwili niczym na tacy. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, co właściwie dzieje się ze mną. Czułam jak serce gwałtownie przyspiesza swoje bicie, zupełnie jakby zaraz miało za chwilę ulec samodestrukcji.
- Musiałem - szepnął bezgłośnie zanim policjanci wyprowadzili go z mieszkania, zamykając za sobą drzwi.

 ~*~

Przez miesiąc tułałam się po kątach mieszkania z nadzieją, że w końcu obudzę się z tego koszmaru, którym tak nagle stało się moje życie. Znowu zostałam całkiem sama ze swoimi problemami. Teraz nie miałam oparcia już w dosłownie nikim. Co prawda tata dzwonił do mnie praktycznie codziennie, z pytaniem czy aby na pewno czegoś nie potrzebuję, oraz zapewnieniem że w każdej chwili może do mnie przyjechać, jeśli tylko powiem choćby słowo. A ja, mimo że naprawdę bardzo tego chciałam, nie mogłam się na to zgodzić. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że razem z Renatą mają teraz masę na głowie. Wszystkie załatwienia przed ich ślubem, który miał się odbyć już w następnym miesiącu były wystarczającym obciążeniem na ich skołatane nerwy. Zresztą... Naprawdę starałam sie poradzić sobie z tą sytuacją całkiem sama. Nawet jeśli momentami byłam już u kresu wytrzymania nerwowego, topiąc słone łzy w puchatej poduszce, która z prędkością światła stawała się wilgotna.
Wiedziałam, że muszę uporać się z tym sama.

Retrospekcja.

Kilka minut po tym, jak policjanci wyprowadzili Marco tego feralnego dnia z mieszkania, zebrałam w sobie siły by sięgnąć po kluczyki od samochodu chłopaka i pojechać na komisariat. Byłam zdeterminowana do tego, by dowiedzieć się o co tak właściwie chodzi. Nerwy zżerały mnie od środka, kiedy trzęsące się dłonie, zaciskałam na kierownicy.Oczywiście jak na złość łapałam po drodze wszystkie czerwone światła, więc czas potrzebny na dotarcie do celu znacznie się przedłużył. Nie muszę chyba dodawać jak niekorzystnie działało to na moje i tak już skołatane nerwy.
Po niespełna trzydziestu minutach dojechałam na miejsce. Po spędzeniu kolejnych trzydziestu minut na niewygodnym krześle w poczekalni, wreszcie ktoś raczył mnie poinformować co się dzieje.
- Marco Reus jest podejrzany o brutalne pobicie z narażeniem życia, proszę pani - mruknął starszy facet, z pokaźnym brzuszkiem, zajmując miejsce za drewnianym biurkiem. Z wrażenia usiadłam na jednym z równie niewygodnych krzesełek co w poczekalni. Czułam jak nogi miękną mi z każdym kolejnym słowem mężczyzny.
- Kiedy go wypuścicie ? - mój głos drżał nienaturalnie, kiedy starałam się przetworzyć wszystkie informacje, którymi zasypywał mnie funkcjonariusz.
- Na chwilę obecną nie mogę nic pani powiedzieć. Musimy zatrzymać go na razie w ramach przesłuchania.
- Czy mogę się z nim zobaczyć ?
- Ale tylko na chwilę. - mruknął sięgając po słuchawkę leżącą na blacie biurka. - Wojtek ? Podejdź do mnie na moment.
Chwilę później w drzwiach stanął wysoki, umięśniony mężczyzna z pytającym spojrzeniem na twarzy.
- Odprowadź proszę panią na widzenie.
Nowo przybyły skinął tylko głową, odwracając się w kierunku wyjścia. Poszłam jego śladem. Właśnie miałam zamiar zamknąć za sobą drzwi, kiedy policjant znów się odezwał.
- Ja... - zamyślił się, pocierając palcem wskazującym i kciukiem brodę - Myślę że powinna się pani zastanowić nad adwokatem.

~*~

- Dlaczego?! - spytałam twardo, siadając przy małym stoliku, na przeciwko Marco.
- Co ? - zmieszany wzrok chłopaka powędrował prosto na moją twarz.
- Dlaczego go pobiłeś ?
- Musiałem - wzruszył obojętnie ramionami, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że nic więcej nie ma mi do powiedzenia.
- Słucham ? Pobiłeś człowieka bo 'musiałeś' ?! - ryknęłam, ignorując fakt, że zwrócę tym na siebie uwagę wszystkich obecnych w sali widzeń osób. Prawie wszystkich. Siedzący przede mną blondyn nadal uparcie wpatrywał się w blat stołu. - Kim on był ?
Cisza.
- Kim był ten facet ? - warknęłam.
Znowu cisza.
- Posłuchaj - nachyliłam się znacznie w jego kierunku, zniżając swój głos. - Albo powiesz mi w końcu o co w tym wszystkim chodzi...
- Albo co ? - uciął
- Albo będzie to ostatni raz kiedy mnie widzisz... -syknęłam przez zaciśnięte zęby. Oczywiście że tego nie chciałam. Ale nie mogłam pozwolić na to, żeby po raz kolejny zataił przede mną tak ważny fakt.Czy związek nie powinien opierać się na zaufaniu ?
- Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie zrobić. - bąknął pod nosem, zakładając ręce na piersi. Jego wzrok w dalszym ciągu błądził wszędzie, tylko nie w moim kierunku.
Oniemiałam.  Najzwyklej w świecie nie wiedziałam co mam powiedzieć. Aż tak błacho podchodził do  całej tej sytuacji ? Bolało.
- Chcesz się przekonać ?- zmierzyłam go zimnym spojrzeniem, na co jego szczęka zacisnęła się.
- Nie.. - westchnął - Oczywiście że nie..
- Więc mów !- po raz kolejny go ponagliłam, licząc na to, że tym razem dostanę od niego odpowiedź. - Kim był ten mężczyzna ?
Po raz pierwszy od dłuższego czasu, przeniósł swoje spojrzenie na mnie. Osunął się delikatnie na krześle, ponownie splatając ze sobą dłonie na piersi.
- Thomas.
- Thomas.... ?! - spytałam nie mogąc usłyszeć w to co słyszę..
-... Anders...- dopowiedział - Znalazł cię. Musiałem coś zrobić, zanim trafi bezpośrednio pod nasze drzwi... Spędzałem całe godziny na namierzaniu go.
- Więc to dlatego spędzałeś tyle czasu w biurze, dlatego kazałeś mi wracać do Sopotu z Johnem...
On chciał mnie chronić.... A ja jak mała, rozpieszczona dziewczynka narzekałam na wszystko co robił. Co robił dla mnie.
- Chciałem cię  chronić - szepnął ledwo słyszalnie.

Koniec retrospekcji.

Po długiej rozprawie, której świadkiem byłam w zasadzie tylko fizycznie, jakimś cudem Marco dostał tylko - choć może aż  - dwa lata w zawieszeniu i czterdzieści godzin prac społecznych. Nie do opisania była więc ulga, która opanowała całe moje ciało z chwilą w której wreszcie mogłam wpaść w jego ramiona, poczuć jego ciepło i na nowo zaciągnąć się jego zapachem, który był dla mnie piękniejszy niż najdroższa fiolka perfum.

~*~ Miesiąc później ~*~

Śnieg pokrył wszystko dookoła niczym białą kołderką. W ogromnej sali, w której tata wraz z Renatą urządzili swoje przyjęcie weselne. Głośna muzyka odbijała się od ścian pomieszczenia, docierając do moich uszu.
- Odbijany ! - nagle tuż obok mnie i Johna pojawił się Marco. Bez najmniejszych oporów pociągnął mnie w swoją stronę. Mimowolnie wpadłam w jego szerokie ramiona, które w trybie natychmiastowym oplotły moje ciało. Posłałam Johnowi szeroki, przepraszający uśmiech zapewniając, że mu to wynagrodzę.
- I jak tam kochanie ? - wesoły głos Marco zabrzmiał tuż obok mojego ucha.
- Ile wypiłeś ? - westchnęłam, krzywiąc się na zapach alkoholu bijący od blondyna.
- Wystarczająco dużo by zacząć tańczyć - zachichotał.
Wywróciłam teatralnie oczami, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- Podobasz mi się w tym garniturze wiesz ? - spytałam, poprawiając czarną muszkę chłopaka.
- Wyglądam jak pingwin - bąknął, krzywiąc się przy tym zabawnie.
- Słodki pingwin. - zachichotałam.
Chłopak przyciągnął mnie jeszcze bliżej do siebie, zamykając jakąkolwiek przestrzeń między nami.
- A teraz proszę państwa, coś wolniejszego - głośna muzyka nagle ustała, a już po chwili z głośników do których były podłączone wszystkie instrumenty popłynęły spokojniejsze dźwięki.
- Chodźmy odpocząć - szepnęłam, ciągnąc chłopaka w kierunku stolika.
- Zatańcz ze mną - uśmiechnął się urzekająco, wyciągając w moim kierunku dłoń.
Skinęłam potakująco głową, pozwalając ponownie przyciągnąć się do chłopaka. Ułożywszy dłonie na jego karku, oparłam czoło o jego klatkę piersiową, wsłuchując się w słowa piosenki, które nucił mi wraz ze śpiewającym zespołem.
VIDEO - Dobrze że jesteś

Dobrze, że jesteś, każdego dnia
Łatwiej powietrze, dzielić na dwa
Dobrze, że jesteś, kim chciałbym być,
Nic więcej nie chce,wystarczy mi na dziś
I zanim skończy się kiedyś, ten świat
Słyszę głos za którym idę,
I tylko z Tobą chce przeżyć, ten czas,
Który los nam dał na chwile, na chwilę, na chwilę
Który los nam dał na chwile, na chwilę, na chwilę
Zanim noc ostatnia minie
Nigdzie się nie spiesz, spieszy się czas
Na pewno jeszcze, dopadnie nas
Wypełniasz przestrzeń, dziękuje Ci
Dobrze, że jesteś, wystarczy być
I zanim skończy się kiedyś, ten świat
Słyszę głos za którym idę,
I tylko z Tobą chce przeżyć, ten czas,
Który los nam dał na chwile,
I zanim skończy się kiedyś, ten świat
Słyszę głos za którym idę,
I tylko z Tobą chce przeżyć, ten czas,
Który los nam dał na chwile,
Który los nam dał na chwile, (na chwilę, na chwilę)
Który los nam dał na chwile, (na chwilę, na chwilę)
Zanim noc ostatnia minie
Dobrze, że jesteś...

Płakałam jak bóbr, mocząc przy okazji koszulę chłopaka, kiedy dotarł do mnie sens słów piosenki. To jak nucił mi ją do ucha.. To jak prawdziwie to brzmiało... Co z tego że jego głos nie był niczym u zawodowego piosenkarza. Dla mnie był najcudowniejszy na świecie. Nie potrzebowałam słyszeć żadnego innego. Nie chciałam. 
Kiedy słowa piosenki ucichły, pozostawiając po sobie już tylko melodię, Marco odsunął mnie od siebie,  obracając mną. Nie byłam przygotowana na jego nagły ruch co zaowocowało utratą równowagi. Zdążyłam zamknąć oczy, nie chcąc patrzeć na to, jak uderzam o podłogę, kiedy silne ramiona blondyna powstrzymały mnie przed upadkiem. Uśmiechnął się szeroko, nachylając do mojego ucha. 
- Kocham Cię Maleństwo.

~KONIEC~

Chciałam Wam wszystkim bardzo serdecznie podziękować za to, że wytrwaliście tutaj ze mną,
byliście dla mnie motywacją do pisania, ale też za waszą wyrozumiałość.
Na sam koniec mam do Was prośbę. Już taką ostatnią.
Niezależnie od tego, kiedy przeczytacie ten rozdział  ( tj nawet 100 lat po jego publikacji) proszę Was o zostawieniu po sobie ostatniego komentarza. Choćby to miała być tylko kropka. Bardzo Was o to proszę, bo to serio dla mnie ważne. :*
PS. Zapraszam na rozdział 3. nowego opowiadania :)

http://udowodnij-jak-mnie-pragniesz.blogspot.com/

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 63.

W ciszy przyglądałam się napiętej sylwetce Marco. Chłopak wyraźnie nie był zadowolony z konieczności prowadzenia rozmowy z... kimkolwiek była ta osoba. Zmarszczone czoło, napięta szczęka i nerwowe wywracanie oczami - dawało mi jasno do zrozumienia, że coś jest nie tak.
- Nie.... Na wyjeździe - po raz pierwszy od kilku sekund zabrzmiał głos Marco. Chłopak spoglądał na mnie spod przymrużonych powiek, starając się za wszelką cenę załagodzić sytuację wymuszonym uśmiechem, który wbrew jego zamiarom jeszcze bardziej dawał mi do myślenia. - Prywatnym.... Nie wydaje mi się, żeby to było konieczne... Tak.... Zrozumiałem.
- Kto to ? - uniosłam pytające spojrzenie na blondyna w chwili, kiedy zirytowany odsunął telefon od ucha.
- Nikt taki - wzruszył ramionami, po raz kolejny przysłaniając się wymuszonym uśmiechem.
- Marco... -  jęknęłam błagalnie, zmęczona koniecznością wyciągania z niego informacji. - Po prostu mi powiedz.
- Nie ma o czym, skarbie. Nie psujmy sobie wieczoru - uśmiechnął się lekko, a dla podkreślenia tego, że tą rozmowę uważa już za zakończoną, pociągnął mnie w kierunku parkietu.
I choć wiedziałam, że nie powinnam - po prostu zignorowałam całe wcześniejsze zajście. Postanowiłam dobrze się bawić do samego końca wieczoru, co nie znaczy że całkiem mu odpuściłam.
- Nie myśl o tym, kochanie - ciepłe powietrze wydobywające się z ust chłopaka obiło się o mój policzek, kiedy ten schylił się w moją stronę.
- Po prostu mi powiedz - bąknęłam obrażona, odwracając twarz w przeciwnym kierunku.
- Po prostu nie zawracaj sobie niepotrzebnie tym głowy - odparował, obracając mnie w rytm szybkiej muzyki, odbijającej się od ścian pomieszczenia.
- Nie potrafię, kiedy wiem, że coś przede mną ukrywasz - mruknęłam kiedy ponownie przyciągnął mnie do siebie. Jego lewa dłoń twardo spoczywała w dole mojej talii, ułatwiając mu w ten sposób manewrowanie mną w tańcu.
- Nic przed tobą nie ukrywam - zmarszczył brwi, ponownie mną obracając. Jego kłamstwo wyszło tak beznadziejnie, jak bardzo tego nie chciał,  a ja czułam że znów wpadamy w błędne koło. Nie chciałam żeby w naszym związku znów roiło się od niedopowiedzeń, tajemnic, sekretów a przede wszystkim od kłamstw.
- Oszukujesz siebie czy mnie ? - wywróciłam na niego oczami, kiedy w odpowiedzi po raz kolejny mną obrócił, nawet jeśli całkowicie nie pasowało to do muzyki która stawała się coraz wolniejsza.
- Okej. Nie chcesz to nie mów - bąknęłam, odsuwając się od niego delikatnie - Ale nie wymagaj ode mnie, żebym była z tobą całkowicie szczera.
- Nie wymagam - uciął.
- Tak ? - byłam coraz bardziej zirytowana. W normalnych warunkach musiałam się tłumaczyć gdzie i z kim wychodzę, a teraz wyskakuje mi z czymś takim.
- Proszę, nie kłóć się ze mną i po prostu skończ temat maleństwo - mimo gotującej się w nim złości, nadal udawało mu się zapanować nad głosem, choć ten i tak z każdym wypowiedzianym słowem podnosił się.
- Jak chcesz -bąknęłam odwracając się i odchodząc od niego w połowie trwania utworu w rytm  którego właśnie się kołysaliśmy. Nie zamierzałam po raz kolejny dawać mu satysfakcji tego, że jednym czułym słówkiem załagodzi sytuację. A biorąc pod uwagę fakt, że znów starał się za wszelką cenę coś przede mną ukryć, działał na mnie niczym płachta na byka. Nie zamierzałam odpuszczać. Nie tym razem.

~*~

Przez resztę wieczoru udało mi się jakoś w miarę skutecznie unikać Marco. Z rozgoryczeniem musiałam przyznać, że ta zabawa w "kotka i myszkę" wydawała mu się podobać. Po raz kolejny poległam w cichej bitwie którą toczyliśmy między sobą. Za każdym razem, cokolwiek nie wymyśliłam by sprowokować chłopaka, on odwracał wszystko na swoją korzyść. To, że byłam zażenowana swoją skrajną bezradnością byłoby stanowczym niedopowiedzeniem. Z każdą kolejną minutą coraz bardziej przeklinałam jego zawzięty charakter i determinację do tego, by wszystko zawsze szło zgodnie z jego myślą. Nigdy odwrotnie. Blondyn zdecydowanie nie był chłopakiem który z łatwością godził się z porażką. Zdobywał wszystko, co tylko chciał swoją bezczelnością, zadziornością i w dalszym ciągu nie pojętą dla mnie, ogromną pewnością siebie.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu Reus'a, jednak nigdzie nie mogłam go dostrzec. Zmarszczyłam brwi, jeszcze raz skanując wzrokiem pomieszczenie. Dosłownie kilka minut temu siedział przy barze.
Lekko zdezorientowana podniosłam się z krzesła, by po chwili ruszyć wgłąb sali. Tak, wiem. Miałam go unikać. Ale nic nie mogłam poradzić na to, że działał na mnie niczym magnez.
Zaciskając nerwowo palce wokół szklanki z kolorowym drinkiem, przeciskałam się między tańczącymi ludźmi. Jak Boga kocham, wcześniej nie wydawało się ich być aż tylu ! Przeklinając pod nosem za każdym razem gdy czyjś łokieć zderzył się z moim ciałem, kontynuowałam swoje poszukiwania.
Znajomy, gardłowy śmiech dobiegł moich uszu kiedy jakaś blondyna wpadła na mnie, praktycznie wgniatając mnie w marmurową podłogę swoim ciałem. Jęknęłam żałośnie, zdając sobie sprawę z tego, że Marco był świadkiem całego zdarzenia i właśnie pokładał się ze śmiechu pod jedną ze ścian.
- Bardzo śmieszne - syknęłam, podchodząc do niego i upijając łyczek jego drinka, zaraz po tym jak dziewczyna wylała mojego, tratując mnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - szeroki, lekko zadziorny uśmiech nie schodził z jego twarzy kiedy przyglądał się mojej naburmuszonej minie.
Skrzywiłam się, kiedy palący płyn rozlał się po moim gardle. Z szeroko otwartymi oczami spojrzałam najpierw na szklankę, później na rozbawionego blondyna, lekko przy tym odkaszlując.
- Co to jest ? - łypnęłam, starając się pozbyć palącego smaku cieczy z ust.
- Napój Bogów - wzruszył ramionami, a ja ledwo powstrzymałam się od wywrócenia oczami.
- Od kiedy pijesz whisky ?
- Od kiedy podpijasz mi drinki - zaśmiał się, wyciągając w moim kierunku dłoń. Oddałam mu szklankę jednak ten zdegustowany pokręcił głową odkładając ją na parapet tuż obok. Ponownie wyciągnął ku mnie rękę. Tym razem ujęłam ją, posyłając chłopakowi pytające spojrzenie. Ten tylko uśmiechnął się, przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej. Jego palce delikatnie zacisnęły się na moim biodrze, podczas gdy drugie splótł z moimi.
- Mogę liczyć na jeszcze jeden taniec ?
Skinęłam głową, pozwalając porwać się z powrotem na parkiet.

~*~

- Nareszcie w domu - westchnęłam opadając ciężko na kanapę. Droga powrotna do Krakowa minęła znacznie szybciej niż poprzednio.
- Ja najchętniej bym stamtąd nie wyjeżdżał -mruknął Marco, wyciągając się na całej długości sofy i układając głowę na moich kolanach.
- Ja też - westchnęłam wplątując palce w jego włosy. Wspominałam już kiedyś jak bardzo to lubię ?
- Muszę dzisiaj skoczyć po południu do hotelu. Dawno mnie tam nie było
- Och... - Wracamy do rzeczywistości... 
- Nie powinno zejść mi tam długo - uśmiechnął się pocieszająco na co ja tylko skinęłam głową. - Postaram się być przed dziewiątą.
Po raz kolejny skinęłam głową, starając się zignorować rozczarowanie kłębiące się gdzieś w środku. Nie mogłam zaprzeczyć, że zdecydowanie inaczej wyobrażałam sobie dzisiejszy wieczór. Oczywiście liczyłam się z tym, iż wraz z powrotem do Krakowa wiąże się powrót do wszystkich obowiązków. Miałam jednak nadzieję że nie będzie to aż tak gwałtowne. Chciałam aby nastrój który panował przez ostatnie kilka dni w Austrii udzielił się nam jeszcze dzisiaj.
- Widzimy się wieczorkiem, Kochanie - nawet nie zauważyłam kiedy usta Marco zetknęły się z moim czołem. Już po chwili chłopak stał w przedpokoju, wciągając na stopy swoje zimowe buty.
- Telefon ! - westchnęłam  kiedy trzymał już dłoń na klamce.
- Tak, tak... - mruknął kierując się w kierunku sypialni w której leżały nierozpakowane jeszcze walizki.
Sięgałam właśnie po pilot od telewizora, kiedy po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Leniwie podniosłam się z kanapy, kierując w stronę wejścia głównego.
Naparłam dłonią na klamkę, zwalniając w ten sposób zamek i uchyliłam drewnianą powłokę. Otworzyłam szerzej oczy, kiedy na klatce schodowej dostrzegłam dwóch POLICJANTÓW ?!

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 62.

Po długim i zdecydowanie pełnym wrażeń dniu na stoku, wreszcie nadeszła chwila, w której miałam czas na chwilę relaksu by rozluźnić swoje znerwicowane ciało przed wieczorną imprezą sylwestrową. Kiedy tylko znaleźliśmy się w pokoju, rzuciłam się w kierunku łazienki i napuściwszy do wanny gorącej wody, dziękowałam Bogu, że jakoś udało mi się przeżyć tortury, które zafundował mi Marco.
Moje poobijane po licznych upadkach ciało, dawało o sobie znać przy każdym najmniejszym ruchu. Byłam zła, obolała i przemarznięta. W tamtym momencie nawet perspektywa wieczornej imprezy nie była już tak interesująca jak zaledwie kilka godzin temu. No ale przecież "Będzie fajnie ! " - jak zapewniał Marco.
Wywróciłam oczami, zanurzając się w cudownie ciepłej wodzie, która kojąco działała na każdy milimetr mojej skóry. Przymknęłam oczy, opierając głowę o puszysty ręcznik ułożony na zagłówku wanny by  chwili pogrążyć się w swoich myślach.
Już za kilka dni znów będziemy musieli wrócić do rzeczywistości. Do pracy, na uczelnie. Do codziennych obowiązków - nawet jeśli bardzo tego nie chcieliśmy. Z resztą.. Kto by chciał wyjeżdżać z tego raju na ziemi? 
- Julia ! Pośpiesz się. Ja też muszę skorzystać z łazienki - krzyk Marco rozniósł się echem po łazience, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę.
- Jezu... chwila - bąknęłam wywracając oczami.
- Jeśli nie wyjdziesz za 10 minut, ja wejdę do ciebie !
W odpowiedzi po raz kolejny wywróciłam oczami. Nienawidziłam kiedy ktoś mnie pośpieszał. Momentalnie do mojej głowy zaczęły napływać wspomnienia, jeszcze z czasów gimnazjum, kiedy to każdego ranka toczyłam z Loganem istną III wojnę światową o pierwszeństwo do łazienki. Oczywiście przeważnie nigdy nie obyło się bez przepychanek, krzyków - czasem nawet i ugryzień - a wszystko i tak kończyło się interwencją jednego z rodziców.
Pogrążyłam się całkowicie w rozmyślaniach na temat tego, jak wyglądało kiedyś moje życie, a jak wygląda teraz. Zdecydowanie tęskniłam za tym beztroskim życiem.
- Sama tego chciałaś ! - krzyk Marco po raz kolejny wdarł się do łazienki, a kilka sekund później drzwi łazienki otworzyły się i stanął w nich blondyn.
I choć udawał zirytowanego moim długim przesiadywaniem w łazience, doskonale wiedziałam, że jednak w pewien sposób ta sytuacja mu się podoba.
Szybkim krokiem pokonał dzielącą nas odległość i zrzuciwszy po drodze bokserki, wślizgnął się do wanny tuż za moimi plecami. Jego ramiona oplotły moje ciało, przyciągając je jeszcze bliżej ciała chłopaka.
- Wiedziałem że w końcu wypróbujemy tę wannę we dwoje - szepnął tuż do mojego ucha.
Zaśmiałam się lekko na jego komentarz. Mogła bym trwać w takiej pozycji całą wieczność.
Uwielbiałam czuć jego bliskość w każdej chwili, każdego dnia. Jego zapach był odurzający. Mieszanka kokosowego płynu pod prysznic i ulubionej wody kolońskiej chłopaka zdawała się być najcudowniejszym zapachem na ziemi. Moim osobistym uzależnieniem.

~*~

Po długiej i niezwykle przyjemnej kąpieli, wreszcie przyszedł czas na przygotowania do imprezy. Biegałam niczym poparzona trasą łazienka - pokój , podczas gdy chłopak przyglądał mi się z nie małym rozbawieniem.
- Szkoda że sylwester jest raz w roku. Gdybyś tak raz w tygodniu przebiegła tyle kilometrów co dzisiaj, zaoszczędziła byś na siłowni.
Zatrzymałam się w półkroku, posyłając mu mordercze spojrzenie, by już po chwili z powrotem skierować się do łazienki w poszukiwaniu lokówki. Usiadłam na blacie przed lustrem, starając się w jakiś sposób okiełznać swoje włosy, które w tamtym momencie wyglądały jakby miały bliskie spotkanie z tornadem.
- Kurcze. Nie wiedziałem że masz tego aż tyle - mruknął Marco, nagle pojawiając się w łazience i wskazując na kosmetyki rozsypane na blacie tuż obok mnie.
- Tak jakoś się uzbierało - wzruszyłam lekko ramionami, posyłając mu niewinny uśmiech i zakręcając na lokówce kolejne pasmo włosów.
- Pospiesz się kochanie. Dochodzi 20:00.
- Maaarco.... Wiesz jak bardzo cię kocham prawda ? - uśmiechnęłam się zaczepnie, spoglądając na chłopaka.
W odpowiedzi podniósł tylko podejrzliwie brew ku górze, czekając aż skończę.
- Bo wiesz kochanie.... W pokoju na łóżku leży sukienka... a obok żelazko no i.... - powiedziałam powoli, zbliżając się do niego powoli i muskając dłonią jego policzek.
- Zapomnij - bąknął, wycofując się w łazienki.
Wywróciłam oczami, siadając z powrotem na blacie i wracając do kręcenia włosów.

~*~ 

- Błagam. Chodźmy już - jęknął przeciągle Marco, kiedy debatowałam nad doborem odpowiednich butów. - Przysięgam że zaraz zwariuje jeśli w ciągu pięciu minut nie będziesz gotowa.
Jezu... To że PAN IDEALNY nawet w worku na ziemniaki wyglądałby niczym grecki bóg, nie znaczy że ja też.
Zrezygnowana wsunęłam na stopy czarne czółenka, nie chcąc jeszcze bardziej dołować chłopaka.
- Jestem gotowa - uśmiechnęłam się lekko, wchodząc łazienki.
Marco siedział na łóżku, bawiąc się swoim telefonem. Ciemne jeansy opinały jego nogi a luźna, biała koszulka podkreślała jego umięśnioną klatkę piersiową a czarna marynarka dodawała całej kompozycji elegancji. Uśmiechnęłam się, nie mogąc oderwać wzroku od jego idealnego ciała. Nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego słowa, by określić tego jak idealny był. I nie chodziło mi tylko o wygląd zewnętrzny. Mimo wielu wad - które zresztą ma każdy żyjący człowiek - był ucieleśnieniem dobroci, czułości, troskliwości i miłości. Wszystko to składało się na jego skromną osobę.
- Nareszcie - westchnął, podnosząc się z łóżka. - Następnym razem zamknę Cię w pokoju dwie godziny wcześniej, żebyś miała wystarczająco czasu na przygotowanie.
- Nie narzekaj - wywróciłam oczami.
- Żartujesz ? Żeby zobaczyć cię w tej sukience mógłbym czekać wieczność - puścił mi oczko, podchodząc do mnie i ujmując moją dłoń.
- Już nie mogę się doczekać kiedy ją z ciebie ściągnę - szepnął, nachylając się w moim kierunku. Jakby na podkreślenie swoich słów, jedna z jego dłoni zacisnęła się na moim biodrze.
- Bądź grzecznym chłopcem - uśmiechnęłam się szeroko, strącając delikatnie dłoń z mojego ciała.
- Kochanie, ale ty kochasz tego niegrzecznego chłopca.
Jego pewność siebie była wręcz oślepiająca. Urzekający uśmiech praktycznie nie opuszczał jego twarzy, przyciągając spojrzenia setek kobiet. Był niczym lepiec na muchy, z tym że zamiast denerwujących owadów w swoje sidła łapał oczarowane jego urodą dziewczyny. Najciekawszym jednak było to, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział ile może zdziałać tym swoim jednym, firmowym uśmieszkiem. Nie jednokrotnie wykorzystywał go przeciwko mnie. Pocieszający jednak był fakt, że odkąd tylko byliśmy razem, w poważnym związku -inne kobiety wydawały się dla niego nie istnieć za co kochałam go jeszcze bardziej.

~*~

Wieczór mijał w zastraszająco szybkim tempie. Nim się obejrzeliśmy, wszyscy zebrani kierowali się już na olbrzymi taras, by móc obejrzeć pokaz sztucznych ogni. Zignorowawszy dokuczający moim stopom ból, spowodowany zdecydowanie zbyt wysokimi obcasami, pociągnęłam Marco w kierunku wyjścia na zewnątrz. Przecisnąwszy się między znaczną ilością ludzi, w końcu znaleźliśmy miejsce z którego mieliśmy możliwość widzieć wszystko bez najmniejszych przeszkód.
- Zimno ? - spytał Marco, pocierając dłońmi moje odkryte ramiona.
Spojrzałam na niego spod byka, mrucząc pod nosem niewyraźne "głupio się pytasz". No heloł ! Było jakieś 10 stopni na minusie, a ja stałam zaledwie w sukience, okrywającej moje ciało zaledwie do połowy ud.
Chłopak  zachichotał cicho, narzucając na moje ramiona swoją marynarkę i przyciągając mnie do ciepłego uścisku.
10 ! - nagle rozległ się krzyk tłumu.
9.
8.
7.
6.
5.
4.
3.
2.
1.
- Szczęśliwego Nowego Roku !! - cała sala zagrzmiała jednym głosem, a po chwili słychać było już tylko delikatne stukanie kieliszków. Chciałam zrobić to samo, kiedy nagle usta Marco naparły na moje, całkowicie mnie obezwładniając swoim cudownym smakiem. Szklany kieliszek wyślizgnął mi się z ręki i upadł na marmurową podłogę, kiedy ręce Marco ciaśniej oplotły moje ciało, unosząc w górę i okręcając wokół własnej osi.
- Kocham Cię - szepnął Reus, nadal nie odrywając ust od moich.
- Ja Ciebie też - uśmiechnęłam się.
Właśnie mieliśmy po raz kolejny złączyć usta w namiętnym pocałunku, kiedy niespodziewanie odezwał się telefon Marco....

środa, 12 sierpnia 2015

Liebster Blog Awards 2

Chce bardzo podziękować Wiktoria Reus za nominowanie mnie do Liebster Blog Awards :*

1. Ulubiony sportowiec?

* Marco Reus :*

2. Dlaczego piszesz bloga?

* Pisze bloga dlatego iż czytałam strasznie dużo blogów które były genialnie napisane :) Spodobało mi się to dlatego postanowiłam spróbować swoich sił w tym. :)

3. Rodzina czy przyjaciele?

* Rodzina ale i przyjaciele :)

4. Ulubiony klub piłkarski?

* Borussia Dortmund

5. Kto jest dla Ciebie wzorem i dlaczego?

* Wzorem dla mnie jest oczywiście Marco Reus :* Dlaczego?  Dlatego że mimo licznych kontuzji które zaznał w zeszłym sezonie nie poddał się. Nie będę się tu rozpisywać ale wiele jest rzeczy za których uważam go za wzorzec do naśladowania. :)

6. Co sprawia że chcesz pisać kolejne rozdziały na swoim blogu?

* Komentarze które bardzo bardzo motywują do pisania :)

7. Najważniejsze w życiu jest...?

* Najważniejsze w życiu jest spełnianie swoich marzeń :*

8. Moje największe marzenie to...?

* Moim największym marzeniem jest spotkanie Marco i pójście na mecz Borussii :)

9. W przyszłości chciałabym być...?

* Psychologiem wieziennym bądź klinicznym.

10. Zima czy lato?

* Lato :*

11. Moim idolem jest?

* Marco Reus ❤

Moje pytania :

1. Ulubiony sportowiec i dlaczego właśnie ten?
2. Reus vs Lewandowski?
3. Jaki mecz wywarł na Tobie ogromne wrażenie?
4. Kim chcesz zostać w przyszłości i dlaczego?
5. Ulubiona piosenka związana z Mundialem 2014?
6. Rap vs pop?
7. Ulubiona WAG's ?
8. Lubisz Lewandowska?  Jeśli tak to dlaczego?
9. Twoje największe marzenie...?
10. Byłaś kiedyś na jakimś meczu?  Jeśli tak to na jakim?
11. Wymień 5 ulubionych piłkarzy :*

Nominuję :

1. http://marcela-and-marco.blogspot.com/
2. http://jeden-powod-by-zyc-milion-by-umierac.blogspot.com/
3. http://dortmunder-girl.blogspot.com/
4. http://milosc-bez-konca.blogapot.com/

wtorek, 11 sierpnia 2015

Liebster Blog Award

Chciałabym bardzo podziękować Dominika Lalek za nominowanie mnie do Liebster Blog Award :*

1. 3 ulubione kluby piłkarskie?

* Borussia Dortmund
* FC Barcelona
*  Lech Poznań

2. Co byś zrobiła gdybyś przeszła obok swojego idola i dowiedziała się o tym dopiero gdy ktoś by Ci o tym powiedział?

* Szczerze to nie wiem co bym zrobiła... Pewnie byłabym na siebie cholernie zła i wściekła za to że go niezauwazylam. 

3. Wypoczynek nad morzem czy w górach? 

* Zdecydowanie nad morzem.

4. Ulubiona stara/nowa piosenka?

* Kali - Gdybym nie zdążył.

5. W czym jesteś dobra?

* Jestem dobra w denerwowaniu ludzi :)

6. Jest coś czego żałujesz? 

* Jest dużo rzeczy których żałuję.... Ale teraz jedynie żałuję tego że byłam u dentysty. :(

7. Największe marzenie?

* Pójście na mecz Borussii Dortmund.

8. Kim marzyło  Ci się zostać w dzieciństwie? 

* Piosenkarką :*

9. Twoja pasja?

* Moja pasja jest aktualnie czytanie książek.

10. Gdzie widzisz siebie za 10 lat?

* Oczywiście w Dortmundzie :)

11. Czy zamierzasz się kiedyś wprowadzić do innego kraju?  Jeśli tak to dlaczego? 

* Jeszcze nie jestem pewna czy chce się kiedykolwiek wyprowadzić ale jeśli to uczynię przeprowadzę się do Niemiec. Chce tam mieszkać ponieważ nic tak naprawdę nie trzyma mnie w Polsce.

Moje pytania:

1. Ulubiony sportowiec i dlaczego właśnie ten?
2. Reus vs Lewandowski?
3. Jaki mecz wywarł na Tobie ogromne wrażenie?
4. Kim chcesz zostać w przyszłości i dlaczego?
5. Ulubiona piosenka związana z Mundialem 2014?
6. Rap vs pop?
7. Ulubiona WAG's ?
8. Lubisz Lewandowska?  Jeśli tak to dlaczego?
9. Twoje największe marzenie...?
10. Byłaś kiedyś na jakimś meczu?  Jeśli tak to na jakim?
11. Wymień 5 ulubionych piłkarzy :*

Nominuję :

1. http://dlugi-sen-diany.blogspot.com/
2. http://newtimenewlife99.blogspot.com/
3. http://zakazany-romans.blogspot.com/
4. http://wiktoria-marco.blogspot.com/

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 61.

Mam dobrą może dla niektórych zła wiadomość ale jakoś mnie naszło i napisałam jeszcze kilka rozdziałów. Więc kochane moje jeszcze kilka rozdziałów  i definitywny koniec bloga. Miłego czytania :*

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nowy dzień jak zwykle przyszedł zbyt szybko. Promienie słoneczne wdarły się do naszego pokoju przez szczelinę między niedosuniętymi zasłonami, nieprzyjemnie drażniąc moje, zaspane jeszcze oczy. Odwróciłam się gwałtownie w przeciwną stronę, z zamiarem odłożenia chwili w której będę musiała otworzyć powieki, jak najdalej w czasie. Chciałam naciągnąć kołdrę na siebie jeszcze bardziej by w ten sposób odizolować się od nadmiaru światła, jednak coś ciężkiego stawiło mi opór. Zirytowana uchyliłam lekko jedną z powiek, by dostrzec przed sobą postać Marco, szczelnie owiniętego pościelą. Postanowiłam spróbować jeszcze raz, tym razem wkładając w to całą swoją siłę.
Wybuchnęłam cichym śmiechem, kiedy wystraszony moim nagłym ruchem chłopak, ześlizgnął się z łóżka, lądując tyłkiem na ciemnych, drewnianych panelach i rozglądając się z zdezorientowaniem po pomieszczeniu. Wyglądał tak uroczo z tymi blond włosami odstającymi w każdą stronę, zaróżowionymi lekko policzkami i rozchylonymi w zdziwieniu ustami. Miałam ogromną ochotę podnieść się z materaca i podejść do niego, by wycałować każdy skrawek jego idealnej twarzy.
- C-co ? - wyjąkał zszokowany, pocierając dłonią kark.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się niewinnie, wzruszając ramionami.
- Och. Ta.. Cześć - jęknął, ponownie rzucając się na łóżko. Uśmiechnął się leniwie, kładąc głowę na moim brzuchu i owijając swoje ręce wokół mojej tali. - Wyspana ?
- Nie - bąknęłam cicho, zatapiając dłonie w jego miękkich i  lekko splątanych od snu włosach. Uwielbiałam czuć ich delikatną fakturę między palcami. Wiedziałam też, jak działało na Marco każde, nawet najmniejsze pociągnięcie za nie. Niejednokrotnie z jego ust wydobywało się ciche warknięcie, wywołując w ten sposób szeroki uśmiech na mojej twarzy. To była tylko jedna z wielu małych rzeczy które w nim kochałam. Każda, na pozór przeciętna - dla mnie była czymś wyjątkowym. Zwykła zmarszczka między brwiami, kiedy się denerwuje, błysk w oku kiedy jest podniecony czy ten szeroki, przebiegły uśmieszek kiedy przez jego głowę przebiegają lekko sprośne myśli. Czasem wystarczało mi jedno spojrzenie na jego twarz, by odczytać w jakim jest obecnie humorze. Oczywiście chłopak nigdy nie ułatwiał mi zadania. Kiedy chciał coś przede mną zataić - bez względu na powód - przybierał tę cholerną maskę obojętności, ukrywając pod nią wszystko co tylko chciał. Wszystkie emocje, które nim targały - najzwyklej w świecie po prostu znikały z pola widzenia.
I mimo że nienawidziłam kiedy to robił, nie mogłam zrobić z tym absolutnie nic.
- To nie dobrze - mruknął, zataczając kciukiem delikatne kółka na moim biodrze. - Zaplanowałem nam cały dzień.
- Tak ? - rzuciłam zaczepnie, łapiąc kontakt wzrokowy z blondynem. Jego ciemne źrenice, zachłannie pochłaniały moje ciało, kiedy wolnym ruchem zbliżał jedną z dłoni  do mojego policzka. Opuszkami palców przejechał po mojej skórze, wywołując w ten sposób lekkie dreszcze. Niezwykle przyjemne dreszcze.
- Mhmm - mruknął, nagle znajdując się nade mną przygważdżając moje ciało do materaca. - Zaplanowałem - pocałunek - nam - pocałunek - cały - pocałunek - dzień.
Zachichotałam cicho, kiedy na sam koniec swojej wypowiedzi uraczył mnie zawadiackim uśmiechem.
- Więc co na początek ? - przeniosłam dłonie na jego  kark.
- Myślę.... - przerwał, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał, choć dobrze wiedziałam że odpowiedź miał już gotową - że na początek możemy zostać w łóżku.
- Żartujesz ? Jest taka piękna pogoda ! Chyba nie będziemy siedzieć w łóżku... - westchnęłam, spoglądając to na Marco, to na okno. Nie żeby perspektywa spędzenia z blondynem dnia w łóżku mi się nie podobała, ale byłam zbyt oczarowana tym miejscem.
- Na świeżym powietrzu zdrowiej - poruszył zabawnie brwiami, a ja po raz kolejny zachichotałam pod nosem.
- Jesteś okropny - jęknęłam, uderzając go lekko w ramię.
- Nie prawda. - zmarszczył brwi.
- Prawda.
- Nie.
- Zdecydowanie tak - uśmiechnęłam się lekko, na widok skupienie malującego się na twarzy Marco.
- Nawet jeśli.. - zamyślił się na moment - to kolejny powód dla którego mnie kochasz.
- A kocham ? - uniosłam prawą brew do góry.
Marco miał dzisiaj wyjątkowy dobry humor, a małe, poranne droczenie ewidentnie sprawiało mu przyjemność. Nie mogłam tego nie wykorzystać prawda ?
- Oczywiście że kochasz. - jego głos był już pewniejszy niż chwilę temu. Lekko uniesione kąciki ust, tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że ta wymiana słów bawi go równie bardzo jak mnie.
- Skąd ta pewność ?
- Kochanie...Gdyby nie to, że mnie kochasz. nie było by cię tu. - delikatny pocałunek na moim policzku definitywnie zakończył rozmowę. Chłopak podniósł się z łóżka i uśmiechając się zachęcająco, wyciągnął ku mnie dłoń. Uścisnęłam ją, odwzajemniając uśmiech.

~*~

- Mówiłam już, jak bardzo cię nienawidzę ? - jęknęłam panicznie przerażona, kiedy trasa wyciągu narciarskiego pięła się coraz to wyżej i wyżej. Mój lęk wysokości właśnie dał o sobie znać, kiedy oczami wyobraźni widziałam jak metalowa puszka w której siedzieliśmy, urywa się i z  hukiem spada dwadzieścia metrów w dół rozbijając się o twarde podłoże.
- Jak ostatnio sprawdzałem - wyznawałaś mi miłość - zachichotał ujmując moją dłoń.
- Szczególnie teraz, kiedy wyciągnąłeś mnie na misje samobójczą - bąknęłam, zaplatając ręce na piersi.
- Misja samobójcza ? - parsknął.
- Zamknij się - mruknęłam, patrząc na niego z byka. Nerwowo zaciskałam powieki, starając się opanować wzbierającą we mnie panikę.
Jestem 20 metrów nad ziemią ! Nie da się nie panikować !!
- Ej.. Maleństwo... - dłoń chłopaka zacisnęła się wokół mojej, w uspakajającym geście. - Nic się nie stanie, rozumiesz ? Jesteś bezpieczna - przysunął się bliżej mnie, obejmując moje rozdygotane ciało ramieniem.
- A jeśli... Tu jest tak wysoko - szepnęłam- mocniej wtulając się w ciało chłopaka.
- Cii... Jestem z tutaj z tobą tak ? Jeśli spadniemy, upewnię się że spadnę na ciebie. Wiesz, żeby lądowanie było miększe.
Podniosłam na niego przerażone spojrzenie. Byłam na granicy wytrzymania nerwowego, a on stroił sobie ze mnie żarty.
- Auu. Przepraszam ! - wybuchnął spoglądając na mnie, kiedy uderzyłam go w ramię.
- Głupek - bąknęłam, naciągając na głowę czapkę.
Przez resztę "drogi" chłopak skutecznie starał się odwrócić uwagę od tego, gdzie właściwie jesteśmy. Raczył mnie swoimi, przeważnie (nie)śmiesznymi kawałami, a ja i tak zwijałam się ze śmiechu. Bawiła mnie ich absurdalność i całkowita bezsensowność, a chłopak wyraźnie usatysfakcjonowany moim zachowaniem, nakręcał się jeszcze bardziej.
- Wysiadaj - mruknął, biorąc do rąk zarówno swój jak i mój sprzęt.
Niepewnie wyszłam z gondoli, czując ulgę oblewającą całe moje ciało, kiedy wreszcie stanęłam na ziemi. Czując za sobą obecność chłopaka, skierowałam się w kierunku pobliskiej ławki.
- Nie umiem na tym jeździć - mruknęłam, kiedy Marco rzucił pod moje nogi deskę snowboardową.
- To jak jazda na deskorolce - wzruszył ramionami, przysiadając obok mnie.
- Na której też nie umiem jeździć.
- Och tak.. Pamiętam - zachichotał - Miałem zamiar cię nauczyć ale tak jakby brakło mi cierpliwości.
- Obawiam się że i dzisiaj ci jej nie wystarczy - w odpowiedzi chłopak posłał mi spojrzenie mówiące, iż przyjmuje moje niewypowiedziane wyzwanie.
- Zapinaj księżniczko - puścił mi oczko, kiedy nadal tępo wpatrywałam się w chłopaka, majstrującego przy wiązaniach swojej deski.
Wyburczałam pod nosem kilka niemych okrzyków protestu, przenosząc wzrok na swoje ciężkie buty.
- Mówiłam że wolę narty - bąknęłam, po raz kolejny starając się podpatrzeć u chłopaka, jak powinnam się do tego wszystkiego zabrać.
- Przestań narzekać. A poza tym narty są dla frajerów - wzruszył ramionami.
- Więc przez ostatnie pięć lat byłam zwykłą frajerką na nartach ? - zmarszczyłam brwi, świdrując go przenikliwym spojrzeniem.
- Ty to powiedziałaś - wystawił mi język, sięgając dłonią do zapięcia mojej deski i upewniając się że wszystko jest dobrze powpinane.
- Gotowa ? - spytał podnosząc się na nogi.
- Nie dożyję nowego roku.. Czuję to - bąknęłam pod nosem.
- Mówiłaś coś kochanie ?
- Ta.. Ładna dziś pogoda...
Chłopak wywrócił tylko oczami, wyciągając ku mnie dłoń. Nie sądziłam że utrzymanie równowago w tym... czymś, będzie aż tak trudne. Ja mam na tym jechać ?!
Zacisnęłam mocniej palce na ramieniu chłopaka, kiedy ten zaczął powoli poruszać się wzdłuż zbocza, ciągnąc mnie oczywiście za sobą. Zacisnęłam mocno powieki, kiedy zaczęliśmy delikatnie przyspieszać. Ciało Marco było dla mnie niczym rusztowanie. Wiedziałam, że gdyby tylko choć w minimalnym stopniu poluzował uścisk, upadła bym nie przejechawszy samodzielnie nawet metra.
Po raz kolejny stanowił dla mnie oparcie - już pomijając, że to on był głównym prowokatorem całego tego zamieszania. Był przy mnie. Trzymał tak, jakby od tego zależało moje życie, nawet jeśli była to głupia nauka jazdy na desce. Wspierał mnie, biorąc na siebie cały mój ciężar. Dosłownie i w przenośni. Wydawało mi się... nie, ja byłam pewna, że Marco był gotów poświęcić dla mnie dosłownie wszystko, tak jak ja dla niego. Wiedziałam, że razem stawilibyśmy czoła największym przeciwnością losu i jestem prawie pewna, że wyszlibyśmy z tego cało. A to wszystko dzięki temu, iż mamy siebie. To, co jest między nami - znów z dnia na dzień staje się mocniejsze.
Jeśli to nie jest miłość - nie wiem jak inaczej to nazwać. Stworzyliśmy razem jej nową, naszą indywidualną definicję, którą miałam nadzieję rozbudowywać jeszcze bardziej z nikim innym jak z ciemnookim brunetem, na każdym kroku strzegącym mnie przed upadkiem.

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 60.

Święta minęły w zastraszająco szybkim tempie. Nim się obejrzałam, zmuszona byłam pakować swoje walizki do samochodu Marco , którym chłopak tutaj przyjechał. Powiedzenie, że byłam choć w najmniejszym stopniu z tego zadowolona było by kłamstwem. Tak naprawdę byłam przerażona tym, że gdy wrócimy do Krakowa nic tak naprawdę się nie zmieni. Przez te kilka dni, które spędziliśmy u taty i Renaty zdążyłam się w pewien sposób wyluzować. Mimo częstych kłótni z Marco o naprawdę nieistotne rzeczy czułam się wypoczęta. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniłam za Sopotem. Nawet jeśli  na dworze szalała śnieżyca, a mróz niemiłosiernie szczypał w policzki, morze nadal miało w sobie to coś, co potrafiło zachwycić człowieka już na pierwszy rzut oka. Siedziałam na małej ławeczce, opatulona szczenie grubym zimowym płaszczem i pochłaniałam widok rozpościerający się przede mną. Czułam wewnętrzny smutek na myśl, że znów będę musiała się z tym pożegnać na nie wiadomo jak długo.
- Masz wszystko ? - spytał Marco, wkraczając do pokoju.
- Tak. Myślę że tak - mruknęłam, dopinając zamek walizki.
Szczerze ? Bałam się tak długiej podróży, w tak małym pomieszczeniu jakim był samochód chłopaka jak niczego innego. Przez ostatnich kilka dni... nie układało nam się. Rozmawialiśmy coraz to mniej, a jeśli już, większość "rozmów" kończyło się kłótnią. Napięcie między nami było wyczuwalne aż nad to. Oddalaliśmy się, a ja zaczynałam wątpić w to, że kiedyś jeszcze będzie dobrze.
Widziałam, że za wszelką cenę chce coś przede mną ukryć. Już pominąwszy bójkę w którą wdał się przed przyjazdem tutaj... Wydawał się dziwnie niespokojny. Nie rozstawał się ze swoim telefonem, co chwilę zerkając na jego wyświetlacz. Bałam się tego, co zdawał się przede mną ukrywać. Co było tak straszne, że wolał zrujnować nasz związek niż po prostu powiedzieć mi prawdę ? Bo zdecydowanie go rujnował. Oddalał nas od siebie tymi ciągłymi tajemnicami, wykrętami od rozmowy. Prawdziwy, oparty na zdrowych relacjach związek nie może funkcjonować bez wzajemnego zaufania, prawda ?
- Daj. Wezmę ją. - powiedział Marco, łapiąc za moją rękę, w której ściskałam rączkę walizki. Ciepło które przeszło przez moje ciało w momencie było wręcz porównywalne do tego, które towarzyszyło każdemu dotykowi już na samym początku naszej znajomości.
Byłam tak zaskoczona, że torba wyślizgnęła mi się z ręki, ciężko upadając na podłogę. Chłopak najwyraźniej też to poczuł, bo spoglądał na mnie z rozszerzonymi oczami. Widziałam w nich coś na wzór bólu, który momentalnie zastąpiła obojętność.
Nie rozumiałam tego. Jeżeli cierpiał... oboje cierpieliśmy, dlaczego żadne z nas nie próbowało zmniejszyć dystansu, nasilającego się z każdym kolejnym dniem ?
- Ja.. Yy Cze-czekam na dole - jęknął gardłowo, ujmując rączkę mojej walizki i jak najszybciej wychodząc z pokoju.
Ostatni raz omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie i upewniwszy się że wszystko już mam, zeszłam na sam dół.
- Uważaj na drodze - mruknął tata, klepiąc chłopaka po ramieniu.
- Będę - uśmiechnął się lekko.
W przedpokoju tłoczyli się już dosłownie wszyscy. Każdy gotowy żeby uściskać nas przed wyjazdem. Święta się skończyły, a teraz przyszła chwila w której znów się rozstawaliśmy.
- Uważaj na tą trójcę - szepnęłam Loganowi do ucha, wskazując lekko w kierunku Julii. Chłopak roześmiał się gardłowo, po czym jeszcze mocniej mnie przytulił.
- Jasne. Czekam aż nas odwiedzisz. Odwiedzicie - poprawił się.
- Obiecuję.
- Och.. Jeszcze jedno - szepnął kiedy miałam już się odsunąć. - Nie naciskaj tak na Marco.
On o czymś wiedział ? Co było tak ważne, że zamiast mi, powiedział o tym Loganowi ?!
Jednak zanim zdążyłam zapytać brata o co tak naprawdę chodzi, ten odsunął się ode mnie,
Westchnęłam ciężko. Miałam już dość tych cholernych tajemnic.

~*~

Do Krakowa dojechaliśmy mniej więcej o dziewiątej rano, dnia następnego. Droga była długa i męcząca, więc gdy tylko znalazłam się w moim, znaczy się naszym mieszkaniu, rzuciłam się na kanapę mając nadzieję na choćby odrobinę snu. 
- Julia ? - spokojny głos Marco rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy ten przysiadł na skraju kanapy. Ughh. To by było na tyle z mojego spania. 
- Ta ? - mruknęłam nie wysilając się na oderwanie twarzy od poduszki.
- Muszę wyjść.
- Co ? Dopiero przyjechaliśmy.. - jęknęłam, wreszcie na niego spoglądając.
- Wrócę do godziny - uśmiechnął się lekko. Przez chwilę miałam wrażenie ( czyt. nadzieję ) że ma zamiar mnie pocałować, kiedy od dłuższej chwili nie odrywał wzroku od moich ust. Jednak zawahał się, szybko podnosząc z kanapy i opuszczając pomieszczenie, a później całe mieszkanie. 
Jęknęłam, wbijając się w poduszkę jeszcze bardziej. Miałam ochotę krzyczeć. Wrzeszczeć do tego stopnia, że cały Kraków by mnie słyszał. Ale zawsze jest jakieś "ale". Już nie miałam na to siły. Brakowało mi jej na walkę o coś, co w zasadzie było już na pozycji przegranej. My byliśmy przegrani. Zastanawiał mnie jednak fakt, jak długo jeszcze będziemy udawać, że nic się nie dzieje. 

~*~

Ze snu wyrwał mnie nagły trzask drzwi. Wystraszona nagłym hałasem zeskoczyłam z kanapy, by zorientować się, co się dzieje. Przetarłam dłońmi zaspane oczy, i powstrzymując ziewnięcie, skierowałam się wolno w kierunku drzwi wejściowych. 
- Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić - jęknął Marco, ściągając z siebie kurtkę. 
- Nie szkodzi - wzruszyłam ramionami, z zamiarem ponownego skierowania się na kanapę. Nie potrafię opisać swojego zdziwienia, kiedy poczułam na swoim nadgarstku uścisk dłoni Marco. Zatrzymałam się gwałtownie, odwracając się w kierunku blondyna. Na myśl nasuwało mi się tylko jedno pytanie. Co z dystansem o który walczył przez te wszystkie dni ? 
Nim zdążyłam się zorientować co się dzieje, chłopak przyciągnął mnie do siebie, zamykając szczelnie w ramionach. Byłam w niebie. W moim własnym, prywatnym niebie do którego nie miał wstępu nikt inny.
Uśmiechnęłam się lekko, kiedy usta Reus'a zetknęły się z moim czołem. To wszystko było takie... niespodziewane ? Tak, zdecydowanie. Byłam przygotowana raczej na jedną z kolejnych kłótni, których przecież ostatnim czasem nie brakowało. Już otwierałam usta, z zamiarem zapytania o  to gdzie był i co pił, kiedy postanowiłam się jednak powstrzymać. Ostatnie czego teraz chciałam to zepsuć tę chwilę.
Tęskniłam za nim, nawet jeśli miałam go tak blisko siebie. Może nie byliśmy jeszcze aż tak bardzo "zepsuci" ? Może mogliśmy się jeszcze nawzajem poskładać do kupy ? Przecież zawsze nam to jakoś wychodziło...
- Julia... - westchnął, spoglądając mi prosto w oczy. - Wyjedź ze mną. 
Co ?
- Żartujesz ? - spojrzałam na niego, mrużąc oczy.
- A wyglądam jakbym żartował ?- spytał całkowicie poważnie.
- Ja...
- Julia - przerwał mi, mocniej oplatając dłońmi mój pas. - Tylko Ty i Ja. Razem.
Na jego ustach majaczył podstępny uśmieszek, który ukazywał się zawsze, kiedy coś knuł. Tęskniłam za nim. Przypominał mi on, ile tak naprawdę mamy lat. Zgubiliśmy się gdzieś w tym całym pościgu za pracą, dobrym wykształceniem, pieniędzmi. Już od dłuższego czasu nie zachowywaliśmy się jak niespełna dwudziestoletni ludzie, którymi przecież byliśmy. Skupiliśmy się na przyszłości, nie zwracając uwagę na to, co dzieje się właśnie teraz. Nie zauważaliśmy ile rzeczy przelatuje nam koło nosa, pochłaniając cały swój czas na naukę, pracę. Byliśmy zagubieni w całym tym "dorosłym" świecie.
A przecież nadal byliśmy studentami nieprawdaż ? Studentami, którzy powinni się bawić, korzystać z życia. Nawet popełniać "młodzieńcze" błędy. Zdecydowanie nie tak wyobrażałam sobie studenckie życie podczas gdy byłam jeszcze w liceum. Oczami wyobraźni widziałam te cotygodniowe, niekończące się imprezy, po których trzeźwieje się przez następne dwa dni. Tylko dlaczego teraz to nie jest już tak kolorowe jak kiedyś?
- Gdzie ? - uniosłam delikatnie brew, skanując twarz chłopaka.
- Poczekaj - uśmiechnął się chłopak, wyciągając z tylnej kieszeni jeansów plik ulotek. - Przejrzyj je sobie, a ja zaraz wracam.
Złożywszy słodki pocałunek na moim policzku, oddalił się w kierunku łazienki, skąd po krótkiej chwili dobiegł dźwięk płynącej wody.
Zdezorientowana, przeniosłam wzrok na kartki trzymane w dłoniach kartki. Każda z siedmiu przedstawiała ofertę tygodniowego pobytu w Austriackim ośrodku narciarskim.
Z otwartymi ustami przeglądałam kolejne ilustracje, przedstawiające malowniczy krajobraz wokół kurortu.
- I co ty na to ? - nagle tuż obok mnie pojawił się Marco. Mokre włosy przylegały mu do czoła, a kropelki wody pozostałe po prysznicu, spływały wolno wzdłuż jego półnagiego ciała.
- To... niesamowite - uśmiechnęłam się lekko, spoglądając to na chłopaka, to na ulotki. - Ale to musi trochę kosztować co ?
- Nie martw się o to kochanie - puścił mi oczko, sięgając po telefon.
- Ale... - starałam się zaprotestować, jednak on znów wszedł mi w słowo.
- Julia... Po prostu się spakuj. Wyjeżdżamy wieczorem - wywrócił oczami, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
- Jak to dzisiaj ?
- Jutro sylwester, a z tego co słyszałem są tam niesamowite imprezy - uśmiechnął się szeroko, znacząco poruszając brwiami.
- To za mało czasu - westchnęłam - Dopiero wróciliśmy. Jesteś zmęczony, całą noc prowadziłeś.
- Będę odpoczywał przez najbliższy tydzień. Z tobą - uśmiechnął się przebiegle zanim dodał  - W jednym łóżku !
Chłopięcy, szeroki uśmiech rozświetlił jego twarz jeszcze bardziej. Znów był tak bardzo beztroski... Zupełnie jak wtedy, kiedy byliśmy jeszcze w liceum. To niesamowite, jak w tak krótkim czasie się zmienił. Oboje zmieniliśmy. Obraliśmy inne priorytety, niż te którymi kierowaliśmy się ten rok temu. I mimo, że tak powinno być, tęskniłam za okresem kiedy miałam te szesnaście czy siedemnaście lat. Wszystko wydawało się mniej skomplikowane, bardziej kolorowe podczas gdy w rzeczywistości tak nie jest.
Wywróciwszy oczami, skierowałam się w kierunku sypialni, ciągnąc za sobą walizkę, która od samego rana spoczywała ciężko w przedpokoju.

~*~

- Daleko jeszcze ? - jęknęłam, po raz kolejny wiercąc się na przednim siedzeniu samochodu chłopaka w poszukiwaniu wygodniejszej pozycji.- Cholera - mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
- Mówiłeś że wiesz jak tam dojechać ! - wywróciłam oczami. Siedzieliśmy w samochodzie już od dobrych siedmiu godzin, mimo iż droga powinna wynosić niecałe pięć. 
- Nie. Mówiłem że raczej pamiętam jak tam dojechać. - wzruszył ramionami. Jego dobry humor, nie odstępował chłopaka nawet na krok, nawet jeśli błądziliśmy już drugą godzinę. 
- Tam jest ktoś na przystanku. Po prostu zapytaj.
- Nie. Czuję że jesteśmy już blisko.
- Powtarzasz to już dwudziesty raz. - jęknęłam, wyrzucając ręce w powietrze. - Po prostu się zatrzymaj. 
- Nie - uciął stanowczo. 
- Przestań być taki uparty !
No jak Boga kocham, chociaż raz mógłby schować swoją dumę i przyznać, że faktycznie coś mu nie wyszło. 
- Nie jestem uparty. Po prostu wiem że poradzę sobie bez niczyjej pomocy !
Westchnęłam, opierając głowę o szybę. Wiedziałam że dalsze ciągnięcie tego tematu nie miało najmniejszego sensu, więc po prostu się poddałam. Otuliłam się mocniej bluzą, ponownie przekręcając się na fotelu. Wczorajsza, praktycznie nieprzespana noc dawała się we znaki. Zmęczenie ogarniało mnie coraz to bardziej. Powieki stawały się coraz to cięższe, a moje usta wręcz się nie zamykały kiedy ziewałam dosłownie co kilka sekund. - Śpij maleństwo - ciepła dłoń Marco znalazła się na moim udzie, glaszczac go lekko. - Obudzę cię jak dojedziemy na miejsce.
Nachyliłam się w jego stronę, składając miękki pocałunek na jego policzku, po czym ponownie ułożyłam się na fotelu. Nim się obejrzałam, sen ogarnął mnie całkowicie, odcinając dostęp do rzeczywistości. 

~*~

- Wstawaj księżniczko - cichy szept powoli sprowadzał mnie do świata żywych. Delikatne pocałunki składane na moich zamkniętych jeszcze powiekach były najlepszym z możliwych budzików. Z nie małym ociąganiem, zmusiłam się do otworzenia oczu by dostrzec, pochylonego nade mną blondyna.
Mimowolnie uśmiechnęłam się. Taki widok mogła bym zastawać po każdym przebudzeniu. 
- Chodź - uśmiechnął się lekko, wyciągając w moim kierunku dłoń. Uścisnęłam ją, zsuwając się z wysokiego siedzenia.
Chłopak objął mnie ramieniem, prowadząc w kierunku nowoczesnego budynku. Kolorowe światła otaczające zewsząd budowle, tworzyły niesamowity efekt. 
- Która godzina ? - spytałam, przecierając dłonią oczy. 
- Po jedenastej. - otworzyłam szeroko oczy, nie mogą powstrzymać cichego chichotu. 
- Mogę wiedzieć co Cię tak bawi ?
- Jechaliśmy tutaj jedenaście godzin ? - zachichotałam ponownie, widząc jego zażenowaną minę - Faceci to jednak mają słabą orientację w terenie - dodałam.
- Po prostu chciałem pozwolić ci dłużej pospać. - wzruszył ramionami.
- Cokolwiek pozwoli ci lepiej spać kochanie - puściłam mu oczko, wchodząc do środka budynku.
Usiadłam na skraju jednej z wielkich, skórzanych kanap, kiedy chłopak poszedł zarezerwować nam pokój. Byłam szczęśliwa, że choć tutaj uda nam się spędzić trochę czasu razem. Dawno tego nie robiliśmy. Gdzieś w głębi serca liczyłam, że ten wyjazd nas naprawi. Poskłada to, co rozpadło się przez ostatnie dni. Chciała... Nie, ja pragnęłam, żeby wszystko było jak dawniej, kiedy do pełni szczęścia wystarczała nam wzajemna obecność. 
- Chodź - z zamyślenia wyrwał mnie głęboki głos Marco.
Taszcząc za sobą nasze ciężkie walizki, ruszyliśmy w kierunku windy
Pokój, który zarezerwował dla nas chłopak był niewielki, co czyniło go jeszcze bardziej przytulnym. Szerokie, dwuosobowe łóżko, zajmowało praktycznie jedną trzecią pomieszczenia. Mieniący się materiał, koloru złota, z którego uszyte zostały poszewki na poduszki idealnie współgrał z ciemną ramą drewnianego łóżka. Cały pokój był bardzo elegancki, każdy najdrobniejszy szczegół był w nim przemyślany i dopracowany z największą dokładnością. Byłam pod coraz większym wrażeniem, z każdym kolejnym krokiem wgłąb pokoju.
- Zobacz - usłyszałam głos Marco, dobiegający zza białych drzwi, na przeciwko ogromnej szafy, zajmującej całą długość ściany.
- Myślę że bez problemu się tu oboje zmieścimy - zaśmiał się chłopak, zabawnie poruszając brwiami, kiedy tylko wkroczyłam do przestronnej łazienki. Jego wzrok zabawnie przeskakiwał z mojej osoby, na nienormalnej wielkości wannę.
Wywróciłam teatralnie oczami, nie potrafiąc jednak powstrzymać lekkiego uśmiechu który wkradł się na moją twarz wraz z obfitym rumieńcem.
- Padam - jęknęłam, opadając na najwygodniejsze łóżko, z jakim kiedykolwiek miałam do czynienia. Chwilę później, materac zakołysał się lekko pod wpływem ciężaru chłopaka, zajmującego miejsce tuż obok mnie.
Na jego ustach malował się niepewny uśmiech, kiedy wyciągnął ku mnie kieliszek czerwonego wina.
- Za nas ? - szepnął, gdy szkliwo znalazło się już w mojej dłoni.
- Za nas. - powiedziałam równie cicho. Jednak na tyle głośno aby chłopak usłyszał.
Co z tego, że przez ostatnie kilka dni nic nie było tak jak powinno ? Co z tego, że między nami nadal są rzeczy, które nas wyniszczają ?
Postanowiłam to zignorować. Chciałam cieszyć się wyjazdem, chwilami spędzonymi z moim ukochanym blondynem, oderwać się od problemów choć na moment. Chciałam o nich zapomnieć, nawet jeśli nie było to takie proste.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zapraszam na nowego bloga :* Mam nadzieję że się wam spodoba tak jak i ten blog.  Jak na razie są tam tylko bohaterzy ale juz w przyszłym tygodniu postaram się dodać pierwszy rozdział :* Miłego czytania kochane

http://udowodnij-jak-mnie-pragniesz.blogspot.com

sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 59.

- Co to kurwa jest ? - krzyknęłam, kiedy na kołnierzu jego białej koszuli, który wydostał się spod marynarki dostrzegłam czerwoną plamę. Plamę po .... SZMINCE ? Przysięgam, że moje serce po raz kolejny tego wieczoru na moment stanęło. Ciemność zamajaczyła mi przed oczami, a ciało odmówiło posłuszeństwa, ciężko opadając plecami na drzwi wejściowe. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam jak krew pulsuje w moich żyłach pulsuje z nieludzką prędkością.
- Co ? O czym mówisz ? - zdziwione spojrzenie chłopaka podziałało na mnie jak płachta na byka. Że też ma jeszcze czelność udawać idiotę ?! Nim się zorientowałam, dosłownie rzuciłam się na niego z pięściami. Wymachiwałam nimi całkiem na oślep, mrugając przy tym gwałtownie. Mimo wielu prób powstrzymywania ich, w końcu i tak poległam w tej nierównej walce. Łzy spływały po mojej twarzy, rozbijając się o podłogę wyłożoną ciemnobrązowymi panelami.
- Julia ! Co się dzieje ?! - głos Marco był teraz bardziej donośniejszy niż jeszcze chwilę przedtem. Charakterystyczna zmarszczka, która pojawiała się za każdym razem gdy był czymś zaskoczony, teraz także znalazła sobie miejsce na jego czole. Uparcie ściskał moje nadgarstki, starając się powstrzymać mnie od dalszego okładania go uderzeniami.
- Puść mnie, słyszysz ?! - po raz kolejny spróbowałam wyrwać się z jego uścisku. Po raz kolejny bezskutecznie.
- Powiedz mi o co chodzi !
Nie odpowiedziałam. Po prostu wybuchnęłam jeszcze większym płaczem, a on przyciągnął mnie do siebie, obejmując mocno ramionami moje rozdygotane ciało. Kiedyś te ramiona dawały mi ulgę. Były moim azylem, miejscem schronienia. A teraz czułam do nich obrzydzenie. Prawdopodobnie jeszcze chwilę temu, trzymał w nich inną kobietę. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Nie miałam siły na niego patrzeć. Nie chciałam też przez niego płakać. Ale nie mogłam. Los po raz kolejny w moim życiu zakpił sobie ze mnie, wystawiając mnie na kolejną próbę. Nikt chyba jednak nie przewidział, że przyjdzie dzień w którym nie podołam swojemu zadaniu.
- Powiesz mi maleństwo ? - spytał blondyn, odsuwając mnie od siebie dosłownie na minimetry, by móc spojrzeć prosto w moje oczy. Nadal nie rozumiał co sie dzieje. Zmieszanie wypełniające jego ciemne, wręcz czarne źrenice mówiło samo za siebie.
- Myślę, że to mówi samo za siebie - odsunęłam się od niego znacznie, czując jak złość która jeszcze przed chwilą opadała, znów wzbiera na sile. Złapałam pewnie za kołnierz jego koszuli, zwracając w ten sposób uwagę chłopaka na plamę która.... się powiększyła ?
Zamrugałam gwałtownie powiekami mając nadzieję, że tylko mi się przywidziało.
- Cholera - warknął, zatrzymując wzrok na wskazanym przez mnie miejscu. Strużka, szkarłatnej krwi spływała z jego szyi, plamiąc przy tym ubranie chłopaka.
Jeszcze nigdy nie czułam takie zażenowania jak właśnie w tym momencie. Wyszłam na totalną idiotkę, odstawiając atak zazdrości, wiedząc że w pomieszczeniu za ścianą siedzi moja rodzina, w dodatku w noc wigilijną.
- Możesz mi wytłumaczyć o co tyle krzyku ? - jęknął chłopak, spoglądając na mnie wreszcie. Irytacja wymalowana na jego twarzy, wydawała się nie mieć końca.
- Ja.... - zaczęłam niepewnie. Nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Gula zbierająca się w moim gardle z każdą kolejną sekundą nie ułatwiała mi zadania.
- Wykrztuś to z siebie wreszcie - warknął odsuwając mnie od siebie jeszcze bardziej.
Był zły.
- Ja.. Myślałam że.. - mój głos znów odmówił mi posłuszeństwa, załamując się w połowie.
- Myślałaś, że co ?
Nie wiem jak to możliwe, ale był coraz bardziej wściekły. Jego klatka piersiowa unosiła się pod wpływem jego przyspieszonego oddechu.
- Co ci się stało ? - najlepszą odpowiedzią na niewygodne pytanie jest pytanie, czyż nie ? 
- Nie tak brzmiało moje pytanie... - zmarszczył brwi 
- Jaaa....
- Odpowiedz do cholery !
- Myślałam.. że to szminka - wydusiłam z siebie, a on na moment zamarł w totalnym bezruchu.
- A jeszcze nie tak dawno ktoś mówił mi, że zaufanie w związku to podstawa - parsknął, mijając mnie w drzwiach i wchodząc w głąb salonu by przywitać się ze wszystkimi.  Ja natomiast jeszcze przez kilka kolejnych sekund stałam przy drzwiach, nie poruszając się nawet o milimetr niczym sparaliżowana.
Idiotka ze mnie. Skończona kretynka. 

~*~

- Więc Marco... Słyszałem że znalazłeś świetną pracę !  - serdeczny głos taty rozniósł sie po salonie, przerywając panującą dotychczas ciszę. 
- Nie narzekam - uśmiechnął się lekko. 
Siedział w fotelu, po drugiej stronie pokoju, skutecznie unikając mojego wzroku. Zwykle zajęty rozmową z Johnem i Loganem, teraz skupił całą swoją uwagę na moim ojcu.
- Czym w zasadzie się zajmujesz ?
Rozmowa między nimi była dość luźna. Niewielki, lekko ironiczny uśmiech wstąpił na moje usta, kiedy przed oczami pojawiło się wspomnienie tego, jak bardzo kiedyś się nawzajem nie znosili. A raczej jak tata nie znosił Marco. Za każdym razem gdy chłopak przychodził do mnie, ten szukał jakiegokolwiek pretekstu by tylko zakłócić nasz spokój. Czepiał się o byle szczegóły. Nawet o tak błahe rzeczy, jak to czy Marco powinien nosić koszulę wpuszczoną w spodnie, czy raczej luźno zwisającą wzdłuż jego ciała.
Być może teraz mnie to wszystko bawi. Często śmieję się z tych drobnych sprzeczek , bez których nie byli by sobą. Jednak kiedyś doprowadzały mnie one do szału.
- Kieruję hotelem rodziców. - wzruszył ramionami - Głównie papierkowa robota. Od czasu do czasu jakieś spotkania, konferencje itp.
- Pewnie rzadko miewasz przez to czas dla siebie co ? - westchnęła Renata.
- Taa... - bąknęłam, wiercąc się na kanapie.
Momentalnie zaskoczone spojrzenia wszystkich  obecnych w pomieszczeniu skierowały się ku mojej, skromnej osobie. Usta Marco zacisnęły się w wąską linię, a na twarz wstąpiło zirytowanie.
No ile można się złościć co ?!
Fuknęłam obrażona pod nosem, mrużąc oczy i modląc się w duchu by ten wieczór jak najszybciej się skończył.

~*~

Z racji tego, iż przed tatą oraz resztą mojej familii udawaliśmy, że wszystko między nami jest jak najbardziej okej, a o żadnej sprzeczce, kłótni nawet mowy nie ma, wylądowaliśmy z Marco w jednym pokoju. Ojciec oczywiście nie był tym zbytnio uradowany, lecz mimo i tak pokaźnych rozmiarów domu, nie miał on na tyle pomieszczeń by pomieścić nas wszystkich, w dodatku w osobnych pokojach.
 Cała ta sytuacja wydawała sie jeszcze bardziej absurdalna, kiedy przypominałam sobie czego świadkami byli niecałe trzy godziny wstecz. Wielka drama, niczym z amerykańskiego filmu rozgrywała się na ich oczach, w ich własnym przedpokoju. 
- Daj, zmienię Ci opatrunek na nowy - powiedziałam cicho, przysiadając na skraju łóżka i czekając aż chłopak zrobi to samo.
- Nie musisz - wzruszył ramionami, kierując wzrok z powrotem na plik kartek trzymanych przez niego w rękach. Nie wierzę, że nawet tutaj i o tej godzinie miał zamiar pracować.
- Ale twoja szyja znowu krwawi - mruknęłam podchodząc do niego. Nie potrafiłam wytrzymać dystansu, który z wszelką cenę starał sie utrzymać. 
- Powiedziałem zostaw. - warknął, zaciskając dłoń na moim nadgarstku, kiedy chciałam zerwać plaster. 
Zszokowana patrzyłam to na niego, to na jego dłoń, twardo zaciskającą się na moim ciele.Dopiero teraz w oczy rzuciły mi się zdarte knykcie. 
Zaraz... Poranione ręce, szyja...
- Biłeś się ? - wyrzuciłam z lekkimi pretensjami w głosie, a chłopak spojrzał na mnie wręcz z przerażeniem wymalowanym w oczach.
- Z kim ? - spytałam stanowczo, wlepiając w blondyna natarczywy wzrok. Byłam gotowa zrobić praktycznie wszystko, byle tylko poznać prawdę.
W zasadzie sama nie rozumiałam co się z nami stało. Kiedyś nasz związek budowaliśmy na wzajemnym zaufaniu. Byliśmy na siebie otwarci, rozmawialiśmy o naszych problemach, wspólnie starając się znaleźć logiczne rozwiązanie. Nigdy nie wątpiliśmy w swoje słowa, nie doszukiwaliśmy się żadnych słów między wierszami, żadnych podtekstów. Mieliśmy to co najcenniejsze i docenialiśmy to. Pytanie więc brzmi; gdzie to wszystko się podziało ? Gdzie i dlaczego zniknęło coś, co budowaliśmy wspólnie przez tak długi okres czasu ? Dlaczego na to pozwoliliśmy ?
Między nas wkradło się wiele niemych pytań, na które żadne z nas nie potrafiło logicznie odpowiedzieć. Już jakiś czas uciekaliśmy przed poznaniem ich.
- Co ?
- Z kim się biłeś ?! - spytałam twardo, zaplatając dłonie na piersi. Wiedziałam, że Marco zdaje sobie sprawę z tego iż nie odpuszczę. Bo nie miałam takiego zamiaru.
- Nie biłem się. - wzruszył ramionami z dziwnym grymasem na twarzy. Oboje wiedzieliśmy, że to kłamstwo. W dodatku bardzo słabe.
- Z kim ?  - powtórzyłam coraz bardziej zirytowana.
- Z nikim - uciął kończąc temat.
Jeśli przed chwilą byłam zdenerwowana, to teraz udało mu się całkiem wyprowadzić mnie z równowagi.
- Marco ! Rozmawiaj ze mną !- jęknęłam starając sie by mój głos nie zdradził mojej wewnętrznej rozterki.
- Nie mamy o czym. - odwrócił ode mnie wzrok - Usiłuję pracować - skinął w kierunku papierów rozrzuconych na małym stoliku.
Ał...
Parsknęłam żałośnie pod nosem. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam do łazienki, chcąc jak najszybciej ulotnić się z tego pomieszczenia, zanim łzy wydostaną się z moich oczu. Oczywiście nie zdążyłam.

Przyległszy plecami do zimnych kafelek pod prysznicem, poczułam jak słabne coraz bardziej. Czułam jak ten wewnętrzny ból, mający swe źródło w samym środku mojego serca, paraliżuje każdą komórkę mojego ciała. Myśli kłębiące się w mojej głowie były niczym szarańcza. Działy destrukcyjnie na całą mnie, a ja nie potrafiłam temu zapobiec. Nie mamy o czym rozmawiać tak ? - parsknęłam wybuchają jeszcze większym płaczem. Odkręciłam całkiem kurek, by płynąca woda mogła zagłuszyć moje siorbanie nosem. Nie chciałam aby ktokolwiek mnie teraz usłyszał. Nie miałam już siły na dalsza walkę o "NAS". Coraz bardziej wydawało mi się, że jesteśmy już na przegranej pozycji. Nawet jeśli ta myśl była gwoździem do mojej trumny, nie potrafiłam zaprzeczać faktom.
Spod prysznica wyszłam dopiero w chwili, kiedy woda stała się przeraźliwie zimna. Wytarłam całe ciało szorstkim ręcznikiem mając nadzieję, że ból fizyczny złagodzi jakoś ten psychiczny. Moje życie byłoby jednak zbyt piękne, gdyby faktycznie się tak stało.
Narzuciłam na poczerwieniałe od pocierania ciało, puchatą piżamę i wyszłam z łazienki. Wchodząc do pokoju, sięgnęłam dłonią w kierunku kontaktu i zgasiłam światło, ignorując fakt iż chłopak nadal siedział pochylony nad stosem papierów usiłując zapoznać się z ich treścią.
Ups... Po ciemku może być mu troszkę ciężej czyż nie ? Uśmiechnęłam się lekko do siebie, niczym mała dziewczynka dumna z tego, że udało jej się komuś dokuczyć.
Marco westchnął cicho, a po chwili usłyszałam jak podnosi się z fotela i zmierza w kierunku drzwi.
Tak, wiem.. Zachowanie na poziomie ośmiolatki o ile w ogóle.. Ale nie mogłam się powstrzymać.
Ułożyłam się w miarę wygodnie na łóżku i narzuciwszy na siebie kołdrę, wtuliłam się w miękką poduszkę.
Kiedy chłopak był już z powrotem w pokoju i układał się na materacu, przesunęłam się na sam jego skraj, odwracając do Marco plecami. Za wszelką cenę chciałam utrzymać między nami jak największy dystans. Potrzebowałam tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Zamknęłam oczy, uświadamiając sobie jak bardzo się oddaliliśmy od siebie przez tak krótki okres czasu.Szybkim ruchem otarłam pojedynczą łzę, by chłopak nie widział że płaczę. Nie chciałam pokazać jak słaba tak naprawdę jestem w środku. Jednak w ślad za pierwszą, popłynęły kolejne. A ja nie mogłam nic z tym zrobić.

~*~

Marco:

Leżałem na łóżku, tępo wpatrując się w sufit z rękoma założonymi za głową. Mimo zmęczenia, które dokuczało mi już od dłuższego czasu, nie potrafiłem spokojnie zasnąć. Masa niepożądanych myśli zaprzątała moją głowę, ja nie mogłem za nic ich uspokoić. Stres nie opuszczał mojego ciała już od dłuższego czasu, a dzisiejszy dzień dodatkowo wzmocnił moje wewnętrzne napięcie.
Odwróciłem się lekko na bok, by móc spojrzeć na małą osóbkę zajmującą miejsce obok mnie. Krucha brunetka, zwinięta w kłębek leżała plecami do mnie, całkowicie ignorując moją obecność.
Cichy płacz dziewczyny wypełniał pustą przestrzeń między nami. Słyszałem go  doskonale. Każde pociągnięcie nosem czy ciche chlipnięcie było dla mnie niczym igła przebijająca moje serce. I kolejna, i kolejna..
Miałem niesamowitą ochotę przytulić ją, pocałować jej napuchnięte od płaczu oczy i wyszeptać jej do ucha, że jest wszystkim co mam. Jedyną na której mi zależy.
W pewnym momencie już nawet miałem to zrobić.. Jednak w połowie drogi zamarłem w bezruchu. Skapitulowałem. Ona mi nie ufała. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy, ona najzwyklej w świecie nie byłą pewna moich słów. Każdą obietnicę, którą jej złożyłem, zdeterminowany byłem spełnić, nie bacząc na konsekwencje. Julia była jedyną osobą która naprawdę coś znaczyła w moim życiu. Jedyną, która rozumiała mnie bez słów. Śmiała się ze mną, ale też płakała kiedy byłem na skraju wytrzymania nerwowego. Doskonale wiedziała jak ogromne wyzwanie stanowiło dla mnie spotkanie się z rodzicami po tylu latach. Wspierała mnie. Opiekuńczo ściskała moje dłonie, zapewniając że wszystko będzie dobrze. "Przejdziemy przez to. Razem " - szeptała, wypełniając moje serce nadzieją.
Zawsze była dla mnie oparciem, nie koniecznie zdając sobie z tego sprawę. Wystarczała mi jej obecność. Była ze mną, bo mnie kochała. A ja nigdy nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, by opisać to, czym ja darzę brunetkę. Żadne nawet w połowie nie oddawało tego co czuję. 
A teraz, wyrósł między nami mur który od jakiegoś czasu z dnia na dzień przybierał na sile. A ja nie mogłem go przebić. Nie teraz. Najistotniejszym było dla mnie, aby zapewnić jej absolutne bezpieczeństwo. Nawet kosztem mnie samego. Dla niej byłem gotowy przenosić góry. I tylko dla niej. 
- Kocham Cię. Tak bardzo mocno - szepnąłem, przyciskając usta do jej czoła kiedy tylko upewniłem się, że śpi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kochane moje!!!!
Do końca opowiadania zostało mniej więcej 2 rozdziały + epilog :*

Mam jeszcze pytanie :*
Czy chcecie żebym zaczęła jakieś inne opowiadanie czy dać sobie spokój?  Proszę o komentarz na ten temat :* Miłego weekendu życzę :*